środa, 28 września 2016

145. Powstańczy kalendarz 28 września

 Urszula Kurkowska Katarzyńska ze swoim przyrodnim bratem, rok 1942
 "Ula" w Szkole Gospodarczej, rok 1942 ( w chustce na głowie, siedząca)
Urszula Kurkowska Katarzyńska ps. Ula


W bój przeciw nam rzucili tysiąc sztukasów,
Lotniczych asów,
Sto tygrysów, sto tygrysów,
Krzyczą, że myśmy dzicy bandyci z lasów,
Nie wiedzą wcale szkopy, jaką mamy broń.
Bo nasz obronny wał,
Mocniejszy jest od skał,
A nasze serca twardsze są
Od stali ich najcięższych dział.
Bez hełmów nasza skroń,
Lecz pęknie pocisk oń,
Bo nasza wola to jest
Najwspanialsza polska broń
          „Marsz Żoliborza”, fragment


28września 1944 rok, czwartek
Broni się jeszcze Śródmieście i Żoliborz
Na Żoliborzu przeciwko ok. 2500 żołnierzom AK skierowanych  zostaje 8000 żołnierzy niemieckich wspieranych dywizją pancerną Wehrmachtu, artylerią i lotnictwem.
Kilka godzin trwał zwycięski dla powstańców bój o plac Trzech Krzyży.

Urszula Kurkowska Katarzyńska ps. Ula
Przed kapitulacją Mokotowa, „Radosław” zarządził, że do nas należy wybór - wyjście z ludnością cywilną albo powrót kanałami do Śródmieścia. Nie byłam w stanie jeszcze raz przechodzić kanałami. Wierzyłam, że wychodząc z cywilami będę miała szansę spotkać rodzinę, ponieważ  mieszkaliśmy przy ulicy Belwederskiej, na Dolnym Mokotowie.
Chcąc wyjść z ludnością cywilną musiałam zmienić ubranie. Zostawić panterkę w, której przeszłam całe Powstanie. Nie mogłam wziąć też legitymacji AK, schowałam ją za rurą. Wierzyłam, że wrócę kiedyś i ją odzyskam. W piwnicy znalazłam rozpinany z przodu damski fartuch. Na nogach miałam za duże oficerki „Szczerby”. Dostałam je od niego po przejściu kanałami ze Starego Miasta.  Były zupełnie przemoczone, skurczyły się i nie był w stanie w nich chodzić. Na mnie były za duże, ale do końca Powstania służyły mi i wyszłam w nich z Warszawy. Rzeczy, które nosiłam w kieszeniach panterki, zapakowałam do znalezionej chusty. W kolumnie cywilów, wyglądałam jak babinka.
Niemcy pognali nas na Okęcie i tam zarządzili przerwę w marszu. Ksiądz Zieleniecki,  który w gimnazjum Królowej Jadwigi uczył religii, roznosił wśród ludności pomidory. Pomimo że miałam na sobie dziwny przyodziewek, poznał mnie. Byłam jego uczennicą i w jakiś sposób czuł się za mnie odpowiedzialny. Dziewczyna pomagająca roznosić pomidory, na jego polecenie, oddała mi swoje wiadro. Ksiądz chyłkiem wyprowadził mnie z placu kontrolowanego przez Niemców. W ten sposób pomógł jeszcze dwóm  łączniczkom. Załatwił nam również wsteczne wpisy do kenkart, że jesteśmy zameldowane na Okęciu. Okoliczni mieszkańcy okazali nam mnóstwo życzliwości i udzieli wszelkiej potrzebnej pomocy. Nasz ubiór bardziej wskazywał  na wykonywanie  pracy fizycznej, niż na powstańczą przeszłość. Mnie chroniła jeszcze legitymacja szkoły ogrodniczej. Po Powstaniu była dokumentem ratującym przed obozem w Pruszkowie i wywózką do Niemiec. Mając takie papiery mogłam starać się o przepustkę na wyjazd do Kielc, do rodziny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz