poniedziałek, 26 września 2016

143. Powstańczy kalendarz. 26 września

Alicja Kucharska Karlikowska ps. Zawiejka, zdjęcie z maja 1944 roku



Czy słyszysz, płonąca Warszawo?
Niech zabrzmi w uliczkach znajomych,
W Alejach, gdzie bzy już nie kwitną,
Gdzie w twierdze zmieniły się domy,
A serca z zapału nie stygną!
Ten pierwszy marsz ma dziwną moc,
Tak w piersiach gra, aż braknie tchu,
Czy słońca żar, czy chłodna noc,
Prowadzi nas pod ogniem z luf.
  Mirosław Jezierski „Marsz Mokotowa”, fragment

26 września 1944 rok, wtorek, IX tydzień Powstania
 Zmasowany szturm niemiecki doprowadza do rozbicia sił powstańczych na Mokotowie, których straty przekraczają już 70 procent.
Ppłk Józef Rokicki "Karol" bez zezwolenia na ewakuacje Mokotowa zaczyna wycofywać kanałami oddziały do Śródmieścia.
 Jako pierwsi do włazu na ul. Wiktorskiej wchodzą ranni żołnierze z oddziału "Radosława", którzy trzy dni temu przyszli na Mokotów z Powiśla Czerniakowskiego.
W nocy 26 września schodzą do kanału przeznaczone do ewakuacji oddziały oraz dowództwo i sztab Mokotowa. Niemcy wrzucają do kanału granaty z gazem, karbid i inne trujące chemikalia. Piętrzą też wodę w kanale.
Do Śródmieścia w stanie końcowego wyczerpania dotarło zaledwie 800 osób.
         

Alicja Kucharska Karlikowska ps. Zawiejka
Każda minuta czekania była nieznośna. Wreszcie zeszliśmy w dół. Najpierw kanał był burzowy, bardzo wielki i ciemny, ale były też bardzo niskie i wąskie. Jedne proste inne pochyłe. W kanałach nie było wody. Tam były gęste, śmierdzące ekskrementy. Czasem sięgały bardzo wysoko, aż do pach. Szliśmy szykiem wojskowym, ale bardzo szybko się pogubiliśmy. W kanałach były tłumy ludzi, cywilów. My weszliśmy tak jak staliśmy, bez niczego. Ludność cywilna obładowana była torbami, plecakami, paczkami. Biegali, szamotali się i rzucali na ściany. Wielu siedziało opierając się o kanał. Wyjący, krzyczący, błagający o zabicie. Echo potęgowało te wrzaski. Wiedzieliśmy, że jak Niemcy nas usłyszą to mogą wrzucić karbid czy granaty. Ustawione przez nich w wielu miejscach barykady, uniemożliwiały przejście. Wszędzie były szczury. Prawdą jest, że są to wyjątkowo inteligentne zwierzęta, żeby ludzie ich nie stratowali, biegały idącym po ramionach.
Było zupełnie ciemno, a my nie znaliśmy drogi, nie mieliśmy map, ani przewodnika. Szliśmy we wszystkie strony, zupełnie na oślep. Nie dałabym rady, gdyby nie porucznik „Jordan” Andrzej Kratke, który pomagał mi iść. Była propozycja, żebyśmy się poddali Niemcom, wyszli pierwszym napotkanym włazem. Znałam niemiecki, miałam pertraktować. Na szczęście nic takiego się nie stało – ci, którzy wyszli przy Dworkowej prawie wszyscy zginęli, ponad sto osób. Niewielu udało się uciec w pobliskie kartoflisko. Były tam moje koleżanki.
Kiedy wreszcie zobaczyłam światło, a dookoła jakieś postaci, to było jak w bajce. Kanalarze ze Śródmieścia szukali nas, bo mieli sygnał, że weszliśmy. Wyprowadzili nas na Alejach Ujazdowskich przy Wilczej. Nie pamiętam ile szliśmy, ale koledzy powiedzieli, że 23 godziny. Tym kanałem szedł również nasz dowódca porucznik Jerzy Stawiński ps. Łącki. To on napisał scenariusz do filmu Andrzeja Wajdy „Kanał”. Nigdy tego filmu nie widziałam…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz