poniedziałek, 12 września 2016

129. Powstańczy kalendarz. 12 września

 Piotrek Chrzanowski  - Henryk Teicher
Mieczysław Gutowski


Nie polityczne układy, nie taktyczne kompromisy, nie dyplomatyczne rachuby tworzyły tę jedność, w której dziś zespoliła się płonąca i krwawiąca Warszawa. Robociarz obok fabrykanta, urzędnik obok kupca, analfabeta obok profesora uniwersytetu, żołnierz obok cywila – wszyscy – mężczyźni, kobiety i dzieci, ramię przy ramieniu. Wywalczają Polskę gołymi prawie rękoma, rozwalają grób, w którym 5 lat temu, została przez wrogów pogrzebana wolność Ojczyzny.
                            „Barykada”

12 września 1944 rok, wtorek, siódmy tydzień Powstania
Wobec natarcia na Pragę wojsk sowieckich i polskich gen. von dem Bach dąży do szybkiego zajęcia całego zachodniego brzegu Wisły.
Wieczorem Niemcy zajmują część skarpy od ul. Frascati do Książęcej. W polskich rękach pozostała tam jedynie placówka w gmachu YMCA przy ul. Konopnickiej.
Ze względu na coraz bardziej dotkliwy brak wody w studniach, wykopanych na podwórkach, płk Antoni Chruściel "Monter" ustala godziny jej pobierania
Janina Gutowska Rożecka ps. Dora
Z każdym dniem miałam coraz więcej pracy. Nie było czasu na rozmyślania, ale wystarczyła chwila oddechu, żebym myślami biegła na Felińskiego. Tam przecież została mama z Piotrkiem i Ireną. Jak oni sobie dają radę ? Jeżeli wejdą Niemcy nie przeżyje nikt z nich. Rysy chłopaka bez wątpliwości powiedzą im kim jest. Przez ten czas kiedy mieszkał z nami pokochałam go jak najbliższą rodzinę… przecież to moja rodzina. Kiedy go przyprowadzili miał siedem lat, był niebywale inteligentny, płynnie czytał. Nauczony nie opowiadać o sobie, na każde pytanie, nawet o imię, odpowiadał, że nie wie albo nie pamięta. Zawsze był bardzo grzeczny, posłuszny, jedyna jego psota przez lat mieszkania z nami to obcięcie kotu wąsów. Interesował się lotnictwem, zadawał mnóstwo pytań na ten temat. Nie byłam w stanie odpowiadać, bo była mi to zupełnie obca dziedzina wiedzy, powiedziałam mu, że jak dorośnie, to zostanie lotnikiem i wszystkiego się dowie, chociaż zastanawiałam się, czy w ogóle przeżyje... Przeżył i w Izraelu został lotnikiem. A mnie dwa razy udało się wpaść do nich, sprawdzić, że żyją i są tacy dzielni. Lata życia pod jednym dachem z oficerem Wojska Polskiego czegoś nas nauczyły! Uściskałam ich i wracałam do siebie. Tato, jak wrócisz, to będziesz dumny ze swoich kobiet… Nie wrócił!

 Halina Dudzik – Jędzrzejewska ps. Sławka
Z dużego batalionu został tylko jeden pluton „Miotła”.
Z Czerniakowa skierowano nas na ulicę Książęcą. Obsadzaliśmy  szpital na Skarpie,  ambasadę chińską i francuską. Bezustannie toczyły się walki,  dawaliśmy radę. Potem uderzali na nas ze wszystkich stron. Widzieli nas jak na dłoni. Utrzymaliśmy Książęcą, ale straciliśmy skarpę. Zginęło bardzo wielu naszych kolegów.
Z jedzeniem też było coraz gorzej. Najczęściej jedliśmy pluj-zupę. Raz kolega ugotował jakieś kluski z odrobiną mięsa. Dopiero po czasie okazało się, że zjedliśmy małego białego pieska biegającego po okolicy. Na tyłach ambasady chińskiej rosły pomidory, czasem chłopcy wybierali się po nie, ale nie wszyscy z tych wypraw wracali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz