piątek, 30 września 2016

147. Powstańczy kalendarz. 30 września

 Wisława Samulska Skłodowska ps. Anna, zdjęcia powojenne
 Wisława Skłodowska przy grobie Andrzeja Orłowa
Wisława Skłodowska przy powstańczej tablicy umieszczonej na kościele Marii Magdaleny na Wawrzyszewie


 Nadajemy komunikat z Warszawy
Nadzwyczajny komunikat z Warszawy,
Stacja Armii krajowej melduje:
Bój skończony i… nic, oprócz sławy…
wieść niesiemy do wszystkich narodów,
konferencyj, przyjaciół i braci:
Lud stolicy za wolność zapłacił
Swoim życiem! […
Władysław Ubysz „Ostatni komunikat”

30 września 1944 rok, sobota
Do kwatery von dem Bacha w Ożarowie udają się polscy parlamentariusze w sprawie rokowań o wyjście ze Śródmieścia 200.000 ludności cywilnej.
 Polska komisja, prowadząca w sztabie von dem Bacha rozmowy na temat wyjścia ludności cywilnej z Warszawy, uzyskuje zgodę na zawieszenie broni w dniach 1 i 2 października w godzinach od 5.00 do 20.00 czyli od świtu do zmierzchu.
 Niemcy wyznaczają pięć przejść w zachodnich rejonach Śródmieścia, którymi ludność ma opuścić miasto.
W Londynie po dymisji gen. Kazimierza Sosnkowskiego, prezydent Władysław Raczkiewicz mianuje gen. Tadeusza Komorowskiego Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych
.
Wisława Samulska Skłodowska ps. Anna
Przez całe Powstanie nie miałam żadnej wiadomości od mamusi. Jej doniesiono, że nie żyję,  spłonęłam w szpitalu Karola i Marii. Nie uwierzyła. Wszystkie zapasy, jakie miała w domu, oddała do kuchni polowej, w której zresztą sama gotowała. Dożywiała nie tylko Powstańców, ale i ludność cywilną. Powtarzała: - Może i mojemu dziecku, ktoś da zupy. Gorąco modliła się w mojej intencji. 
30 września wychodził z miasta Żoliborz. Najpierw wszyscy byli kierowani do kościoła św. Wojciecha. Sanitariuszki z naszego szpitala czekały z wodą i kostkami cukru. Kiedy szedł ktoś znajomy, czy ktoś kogo było trzeba wyciągnąć z tłumu, dostawał biały fartuch, wiadro do ręki i szedł razem z personelem  do szpitala. Moja mamusia idąc z ludnością cywilną, zapytała jednej z dziewcząt, czy może znają Wisię Samulską. Powiedziały, że kwaterujemy w jednym pokoju.  Uradowana powiedziała, że jest moją mamą. Wtedy dostała wiadro, fartuch i dziewczęta odprowadziły ją do szpitala na Płocką.
Janina Gutowska Rożecka ps. Dora
Po kapitulacji Żoliborza do  naszego szpitala na forcie przyszedł oficer niemiecki na inspekcję. Wcześniej ściągnęliśmy opaski i ukryliśmy wszystko co mogło świadczyć o naszej powstańczej walce. Niemiec miał czyściutki mundur i wypastowane, świecące buty. Tak bardzo mnie to zdziwiło, przyzwyczaiłam się do żołnierskich brudnych i porwanych ubrań. Pod ścianą leżał chłopiec z amputowaną nogą. Pochodził z Marymontu, miał najwyżej 10 lat. Oficer spojrzał na niego litościwie, wyjął z chlebaka bułkę pełną szynki. Głodne dziecko powinno się rzucić z wdzięcznością na jedzenie. Ale mały „Marymonciak” wycedził przez zaciśnięte usta: ”Od Szkopa nie biorę”. Wszystkich sparaliżowało, ze strachu. Niemiec schował bułkę i poszedł dalej.

czwartek, 29 września 2016

146. Powstańczy kalendarz. 29 września

 Sławomir Pocztarski ps. Bóbr przy pomniku Zgrupowania "Radosław"
Sławomir Pocztarski ps. Bóbr, 1 sierpnia 1974 rok
Sławomir Pocztarski rok 1938


O świcie ludność cywilną ustawiają na ulicy do wymarszu. Dokąd? Nikt nie wie. Chodzą jakieś pogłoski że całą ludność biorą do obozu w Pruszkowie. Na dnie serca ołowianą kulą leży rozpacz, że taki właśnie jest koniec naszej walki, naszej męki, naszej nędzy. Ale jest w nas jeszcze niepokój: co z nami zrobią? Dokąd nas zawloką? Więc jednak ulga i wytchnienie, że wychodzi się z piekła, że opuszcza się to ponure, dymiące zgliszcza. Zostawiamy to wszystko. Zbiory, pamiątki, książki, słowem, co przez wiele lat było nam drogie, ba! niezbędne do życia. Zostają wszystkie rzeczy, moje skarby (Wyspiański). Niech zostają! W tej chwili nie mają już żadnego znaczeni
    ze wspomnień ludności cywilnej

29 września 1944 rok,piątek
Ostatnie ciężkie walki na Żoliborzu -  o poszczególne domy przy ul. Mickiewicza i Krasińskiego.
 O godzinie 18:19 Żoliborz skapitulował.
 Do 23:00 oddziały żoliborskie złożyły broń. Ponad 1500 żołnierzy, 60 oficerów i ok. 440 rannych poszło do niemieckiej niewoli.

Sławomir Pocztarski ps. Bóbr
W ostatnich dniach Powstania, pod koniec września, podczas czyszczenia broń wystrzeliła mi w sufit. Musiałem stanąć do raportu. Nasz dowódca znał mnie doskonale, wiedział, że to był przypadek, ale musiał jakoś zareagować. Wyznaczył mi dwa dni aresztu domowego i nakazał iść do matki. Od naszej kwatery na Mickiewicza do ulicy Kozietulskiego było około dwóch kilometrów. Zajęło mi to kilka godzin. Najgorzej było przejść przez plac Wilsona. Trzeba było pokonać okopy wypełnione trupami, a snajperzy strzelali do każdego, kto się poruszył. Położyłem się na plecach i po trupach leżących na dnie powoli się przesuwałem. Udało mi się szczęśliwie dotrzeć  do mamy i tutaj Powstanie się dla mnie skończyło.
Kiedy po kilku godzinach dotarłem do mamy, dowiedziałem się, że właśnie zakończono walkę na Żoliborzu. W każdej chwili do mieszkania mogli wejść Niemcy. Zdążyłem się umyć i przebrać w cywilne ubranie. Opaskę ukryłem we framudze drzwi magla. Od tego dnia zostałem małoletnim żołnierzem-tułaczem. Bez posterunku powstańczego, domu, i biało-czerwonej opaski. A przecież wierzyłem, że będziemy wolni. Tymczasem znowu niewola, strach, głód.



środa, 28 września 2016

145. Powstańczy kalendarz 28 września

 Urszula Kurkowska Katarzyńska ze swoim przyrodnim bratem, rok 1942
 "Ula" w Szkole Gospodarczej, rok 1942 ( w chustce na głowie, siedząca)
Urszula Kurkowska Katarzyńska ps. Ula


W bój przeciw nam rzucili tysiąc sztukasów,
Lotniczych asów,
Sto tygrysów, sto tygrysów,
Krzyczą, że myśmy dzicy bandyci z lasów,
Nie wiedzą wcale szkopy, jaką mamy broń.
Bo nasz obronny wał,
Mocniejszy jest od skał,
A nasze serca twardsze są
Od stali ich najcięższych dział.
Bez hełmów nasza skroń,
Lecz pęknie pocisk oń,
Bo nasza wola to jest
Najwspanialsza polska broń
          „Marsz Żoliborza”, fragment


28września 1944 rok, czwartek
Broni się jeszcze Śródmieście i Żoliborz
Na Żoliborzu przeciwko ok. 2500 żołnierzom AK skierowanych  zostaje 8000 żołnierzy niemieckich wspieranych dywizją pancerną Wehrmachtu, artylerią i lotnictwem.
Kilka godzin trwał zwycięski dla powstańców bój o plac Trzech Krzyży.

Urszula Kurkowska Katarzyńska ps. Ula
Przed kapitulacją Mokotowa, „Radosław” zarządził, że do nas należy wybór - wyjście z ludnością cywilną albo powrót kanałami do Śródmieścia. Nie byłam w stanie jeszcze raz przechodzić kanałami. Wierzyłam, że wychodząc z cywilami będę miała szansę spotkać rodzinę, ponieważ  mieszkaliśmy przy ulicy Belwederskiej, na Dolnym Mokotowie.
Chcąc wyjść z ludnością cywilną musiałam zmienić ubranie. Zostawić panterkę w, której przeszłam całe Powstanie. Nie mogłam wziąć też legitymacji AK, schowałam ją za rurą. Wierzyłam, że wrócę kiedyś i ją odzyskam. W piwnicy znalazłam rozpinany z przodu damski fartuch. Na nogach miałam za duże oficerki „Szczerby”. Dostałam je od niego po przejściu kanałami ze Starego Miasta.  Były zupełnie przemoczone, skurczyły się i nie był w stanie w nich chodzić. Na mnie były za duże, ale do końca Powstania służyły mi i wyszłam w nich z Warszawy. Rzeczy, które nosiłam w kieszeniach panterki, zapakowałam do znalezionej chusty. W kolumnie cywilów, wyglądałam jak babinka.
Niemcy pognali nas na Okęcie i tam zarządzili przerwę w marszu. Ksiądz Zieleniecki,  który w gimnazjum Królowej Jadwigi uczył religii, roznosił wśród ludności pomidory. Pomimo że miałam na sobie dziwny przyodziewek, poznał mnie. Byłam jego uczennicą i w jakiś sposób czuł się za mnie odpowiedzialny. Dziewczyna pomagająca roznosić pomidory, na jego polecenie, oddała mi swoje wiadro. Ksiądz chyłkiem wyprowadził mnie z placu kontrolowanego przez Niemców. W ten sposób pomógł jeszcze dwóm  łączniczkom. Załatwił nam również wsteczne wpisy do kenkart, że jesteśmy zameldowane na Okęciu. Okoliczni mieszkańcy okazali nam mnóstwo życzliwości i udzieli wszelkiej potrzebnej pomocy. Nasz ubiór bardziej wskazywał  na wykonywanie  pracy fizycznej, niż na powstańczą przeszłość. Mnie chroniła jeszcze legitymacja szkoły ogrodniczej. Po Powstaniu była dokumentem ratującym przed obozem w Pruszkowie i wywózką do Niemiec. Mając takie papiery mogłam starać się o przepustkę na wyjazd do Kielc, do rodziny.



wtorek, 27 września 2016

144. Powstańczy kalendarz. 27 września

 Janina Gutowska Rożecka "Dora" zastanawia się jak mogła tym okienkiem wynosić rannych
 Niewiele  brakowało, a "Dora" 70 lat później próbowałaby wcisnąć się do okienka
Przy pamiątkowej tablicy na Fortach


Teraz powstańcy z Mokotowa będą mieli okazję jako jeńcy wojenni pomyśleć o tym, jak wspaniałomyślną jest decyzja niemieckiego dowództwa, uznająca ich za jeńców wojennych i nakazująca odpowiednie traktowanie.
    Z niemieckiej ulotki 27 września

27 września 1944 rok, środa
 Około 13:30 Mokotów skapitulował. Do niewoli poszło ponad 1000 żołnierzy i oficerów oraz ok. 5000 ludności cywilnej.
 Dowódca oddziałów żoliborskich, ppłk Mieczysław Niedzielski (ps. "Żywiciel") otrzymuje od dowódcy wojsk nieprzyjacielskich, gen. Hansa Kaellnera, propozycję zawieszenia broni. Dowódca Żoliborza do odmownej odpowiedzi dołącza protokół oględzin miejsca morderstw na mieszkańcach Marymontu (ul. Gdańska 4), dokonanych przez wycofujące się oddziały niemieckie.

Janina Gutowska Rożecka ps. Dora
Broniło się Śródmieście i Żoliborz, który był atakowany ze wszystkich stron. Coraz więcej Niemców było na Śmiałej, robiło się bardzo niebezpiecznie. Rannych wynosiliśmy w pośpiechu, przez małe piwniczne okienko. Dzisiaj, kiedy czasem chodzę na Śmiałą i przyglądam się jak maleńkie jest okienko do piwnicy, to nie mogę uwierzyć, że daliśmy radę nie tylko wychodzić tamtędy, ale i wynosić rannych. Ewakuacja stała się na tyle niebezpieczna, że zadecydowano o wstrzymaniu jej do nocy, wtedy Niemcy dawali trochę spokoju. W tym czasie została ranna córka generała Okok–Kułaka pomagająca nam w szpitalu. Miała właściwie urwaną nogę, jej stan był bardziej niż ciężki. Doktor Zaturski  zdecydował o przetransportowaniu jej na forty. Razem z łączniczką wynieśli ranną z piwnicy. Kiedy już byli na podwórku, spadł pocisk. Pani Władka zginęła na miejscu,  doktor został ciężko ranny, w obie ręce i plecy. Ja byłam w tym czasie w piwnicy, nic mi się nie stało. Nikt nie mógł mi pomóc, bo łączniczka miała zmasakrowaną rękę. Nie miałam czasu na zastanawianie, za chwilę mogły spaść następne pociski. Zrzuciłam z noszy nieżyjącą już kobietę, wtaszczyłam doktora. Tylko co dalej, wiedziałam, że sama nie udźwignę, a co dopiero przenieść na forty. Zobaczyłam przebiegającego cywila, zaczęłam wołać o pomoc. Odkrzyknął, że nie może dźwigać, bo ma chore serce. Nie miałam wyjścia, z kabury doktora wyciągnęłam pistolet. Celując w mężczyznę zagroziłam, że zastrzelę, jak nie będzie ze mną niósł, chociaż oczywiście nie zrobiłabym tego. Musiałam wyglądać na kompletnie zdesperowaną, gotową na wszystko, bo szybciutko wziął nosze. Biegliśmy między wybuchającymi pociskami. Mój pomocnik zupełnie zapomniał o chorym sercu. Ten sam doktor „Raczek”, który wrzeszczał na rannych, żeby byli spokojni, że żołnierz musi być twardy, teraz z bólu wydzierał się koszmarnie. Szczęśliwie donieśliśmy go do szpitala na forcie. Musiałam natychmiast wracać na Śmiałą do swoich podopiecznych.
Wieczorem przyszły dziewczyny z patrolu sanitarnego i zaczęłyśmy wynosić pozostałych rannych. Wciąż donoszono kolejnych. Trafił mi się młody chłopak z raną nogi. Musiałam rozciąć nogawkę, żeby obejrzeć i opatrzyć. Nie chciał pozwolić, bo spodnie mu zniszczę i jak on będzie wyglądał. Nie miałam ani czasu, ani ochoty na tłumaczenie, powiedziałam mu: „Możesz pójść do Pana Boga bez spodni, też cię przyjmie”.
Budynek powoli zaczynał się palić, co chwilę słyszałam na ulicy charakterystyczny stukot niemieckich butów. Wynieśliśmy naszych chłopców. Został Niemiec, którego leczyliśmy. Był tak ciężki i duży, że nie było możliwości ruszenia go. Zresztą i dla niego i dla nas było bezpieczniej, że  został na Śmiałej. Kazałam mu zawołać na swoich, jak już wszyscy wyjdziemy. Był chyba bardzo przerażony. Później, już po podpisaniu kapitulacji, poszłam sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Okienko było rozwalone i Niemca nie było. Oznaczało to, że go zabrali.