wtorek, 13 września 2016

130. Powstańczy kalendarz. 13 września

 Zapiski Barbary Piotrowskiej ps. Pająk robione we wrześniu 1944 w obozie pracy we Wrocławiu
 Barbara Piotrowska ps. Pająk, zdjęcie z września 1944 roku, z obozu pracy



Maryna Falska


I jeszcze jeden upływa tydzień,
nikt nam już z okien nie rzuca kwiatów.
I tylko pomoc – idzie, wciąż idzie,
i tylko rosną mogiły bratnie,
tylko te krzyże, krwi hekatomby,
te ponad nami bomby! te bomby!
bomby i bomby!… Płonie Powiśle,
jutro z kolei padnie Czerniaków,
kto nam i kiedy tę pomoc przyśle?…
              Zbigniew Jasiński „Pieśń o Powstaniu” fragment

  13 września 1944 rok, środa
Niemcy wysadzają warszawskie mosty. Wczesnym popołudniem Most Poniatowskiego, wieczorem mosty kolejowe - Średnicowy i Gdański, tuż przed północą Most Kierbedzia.
Powiśle czerniakowskie zostaje odcięte od Śródmieścia.
Niemcy zdobywają gmach ZUS, gdzie w płomieniach ginie kilkudziesięciu rannych.
W nocy 13/14 września następują pierwsze zrzuty sowieckie z pomocą dla Walczącej Warszawy.

Barbara Piotrowska Gancarczyk ps. Pająk
Dojechaliśmy do Wrocławia.  Wysadzono nas na terenie fabryki Femo-Werke,  był tam również obóz koncentracyjny. Za ogrodzeniem stały drewniane baraki. Przy bramach i furtkach były budy z groźnymi psami. Nasz obóz pracy  od obozu koncentracyjnego dzieliły druty.
Umieścili nas w drewnianych, parterowych barakach. Spałyśmy na 3-piętrowych pryczach. W sienniku była sieczka. Na łóżku leżał zawszony koc po jeńcach radzieckich.
Przed barakami obrzydliwe latryny. Na zewnątrz jeden kran z wodą, z którego miało korzystać kilkadziesiąt osób. Dochodziła  połowa września, noce były chłodne, bez żadnego ogrzewania i cieplejszego okrycia, marzłyśmy. Do kiepskiego jedzenia byłyśmy przyzwyczajone.. Zwykle była zupa z brukwi, czasami kawa zbożowa. Zaraz po przyjeździe zaczęłam robić notatki na formularzach fabrycznych. Pisałam o wydarzeniach, w których uczestniczyłam. Dzięki temu wiele lat później mogłam wierne odtworzyć moje przeżycia z Powstania i obozu.

Eugeniusz Tyrajski ps. Sęk
Bardzo zaprzyjaźniłem się z Teresą. Próbowałem zorganizować jakieś materiały opatrunkowe do nóg, żeby trochę jej ulżyć. Całkiem po przyjacielsku czułem się za nią odpowiedzialny. Zaproponowałem, żebyśmy podawali, że jesteśmy małżeństwem, wtedy nas nie rozdzielą. Było to, o tyle łatwiejsze, że wystawiano nam nowe dokumenty tożsamości. Miałem ze sobą Kenkartę, ale nie przyznałem się do tego. Dodałem sobie lat, zamiast osiemnastu, podałem dwadzieścia. Teresa nauczyła się mojego nazwiska i przećwiczyła podpis, który złożyła na nowym dokumencie. Musieliśmy wpisać zawód i wykształcenie. Obawialiśmy się pracy w fabryce, bo coraz częstsze były bombardowania takich miejsc, dlatego zdecydowaliśmy się na ogrodnictwo, chociaż nie mieliśmy o nim najmniejszego pojęcia. W dokumentach zostało wpisane, że ukończyłem szkołę ogrodniczą, a Tereska zdobyła doświadczenie w ogrodzie rodziców.
  Antoni Chojdyński
 
Wszystko co do tej pory się złego zdarzyło, nie było jeszcze tym najgorszym. 13 września powiadomiono Marynę Falską, że zakład i szpital będą ewakuowane i jak najszybciej mamy się do tego przygotować. Kierowniczka spokojnie, ale bardzo stanowczo powiedziała, że nigdzie się stąd nie ruszy i poszła do siebie na górę. Minęło może pół godziny, kiedy przyszła do nas jedna z opiekunek i powiedziała, że pani Maryna zmarła na zawał serca. Dla nas była to wielka tragedia i ogromny szok. Nie uwierzyliśmy w podany powód śmierci. Sami przygotowaliśmy jej trumnę. Pogrzebaliśmy w naszym ogródku, obok jej ulubionej ławeczki.
Śmierć pani Maryny Falskiej zakończyła bardzo ważny etap w naszym życiu, choć nie potrafiliśmy się z nią pogodzić, to jednak musieliśmy przygotować się do ewakuacji. Nie mogliśmy pozwolić, żeby zostały zniszczone dokumenty i pamiątki po naszej kochanej opiekunce.
Razem z pozostałymi opiekunami przygotowaliśmy żywność na drogę i ciepłe ubrania. Musieliśmy opuścić „Nasz Dom”, najdroższe nam miejsce, zostawić groby bliskich nam ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz