sobota, 24 września 2016

141. Powstańczy kalendarz. 24 września

 Jerzy Janowski
 Jerzy Janowski w młodości
Jerzy Janowski z  siostrą Janiną Mańkowską


24 września 1944 rok, niedziela
Pada Górny Czerniaków.
 Bronią się jeszcze: Mokotów, Śródmieście, Żoliborz.
 Najcięższe walki toczą się na Mokotowie.

24 września 2014 roku zmarł Jerzy Janowski. Łączyła nas niezwykła przyjaźń. Spotykaliśmy się prawie w każdą środę w kawiarence „Pół czarnej” w MPW. Przegadaliśmy wiele godzin. Pan Jerzy opowiadał o Woli, to była jego wielka miłość.   5 sierpnia 1944 roku, cudem ocalał z niemieckiej egzekucji. Wielu rozmów nie dokończyliśmy, wielu spraw nie zamknęliśmy. Pan Jerzy odszedł zbyt szybko i zupełnie nieoczekiwanie. W książce „Powstańcy 44. Bohaterowie i świadkowie”  opisałam historię Jerzego Janowskiego, zakończyłam ją „Epitafium”…

 EPITAFIUM
Ostatnia część wspomnień Pana Jerzego Janowskiego jest moim hołdem dla Niego i Jego wielkiego dzieła. Od naszego pierwszego spotkania mało mówił o sobie, ze szczegółami opowiadał o tragedii Woli od września 1939 roku. Pokazywał zdjęcia, dokładne plany. Mieliśmy wspólnie przejść śladami ofiar i męczeństwa.  Nie zdążyliśmy!  Wielokrotnie upewniał się czy wszystko zarejestrowałam. Chciał, żebym pisała o Woli, nie o nim. Zrobił tak wiele, ale jego zdaniem ciągle zbyt mało. Przeżywał tragedię każdego mieszkańca Woli, szczególnie tych najsłabszych: dzieci, kobiet i osób starszych. Był współinicjatorem, wraz z siostrą Janiną, i pomysłodawcą upamiętnienia osób zamordowanych przy ulicy Bema 54 - pracował nad tym do ostatnich dni życia. Nawet jeżeli jego dzieło będzie kontynuowane, nie zobaczy rezultatów. Niech ta jego opowieść: „Bema 54”, będzie kamieniem węgielnym , pod pomnik.

W kierunku Pruszkowa szła kolumna cywilnej ludności Warszawy. Byli gnani do obozu przejściowego. Przerażeni, zmęczeni, głodni, obdarci. Pozbawieni wszystkiego: bezpieczeństwa, godności, domu, dobytku. Wielu było świadkami okrutnej śmierci najbliższych. Najsłabsi wspierani byli  przez towarzyszy niedoli. Zjawiła się wreszcie pomoc – przedstawiciele Czerwonego Krzyża z opaskami na rękawach. Wyszukiwali starców, kobiety w ciąży, dzieci, tych którzy potrzebowali pomocy. Wszystkich - około 100 osób - zaprowadzili do drewnianego budynku przy Bema 54 na którym z daleka widać było powiewającą flagę Czerwonego Krzyża. Wprowadzili do środka. Zaryglowali drzwi, okna zabili deskami. Podpalili! Wszyscy spłonęli żywcem. Słychać było nieludzkie krzyki, błaganie o litość i pomoc. Świat musi się dowiedzieć, że zrobili to Niemcy. Zbrodniarze, którzy wykorzystali znak Czerwonego Krzyża!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz