środa, 14 września 2016

131. Powstańczy kalendarz. 14 września

 W białej kurtce Janina Stańska, siostra Basia pierwsza po lewej, wyżej mama dziewczynek. Zdjęcie przedwojenne.
 Rodzice Janiny Stańskiej z najmłodszą córką Stasią. Zdjęcie z 1944 roku
Jan Kozubek ps. Szczerba. zdjęcie ze zbiorów Urszuli Katarzyńskiej ps. Ula


„Łączniczka” Anna Świerczyńska
(dedykowany Jance Jaworskiej)
Ścigana seriami karabinów maszynowych
biega, czołga się, pełza
pod kulami, pod bombami przenosi rozkazy i meldunki.
Oduczyła się jeść i spać.
Jej ciało
to tylko oczy.

14 września 1944 rok, czwartek
Silne natarcie niemieckie na Górny Czerniaków. Niemcy mordują niemal wszystkich młodych mężczyzn.
 Nocą na Czerniaków przeprawiają się pierwsi zwiadowcy z 1 Armii Wojska Polskiego.
 Po dwugodzinnym przygotowaniu artyleryjskim, wspierani przez czołgi Niemcy zaatakowali z dwóch stron powstańcze pozycje na Marymoncie.
Na zajętych przez siebie ulicach wymordowali około 500 cywilów, rannych i personel z powstańczego szpitala przy ulicy Rudzkiej 4.   

Urszula Kurkowska Katarzyńska ps. Ula
Szliśmy przez Plac Trzech Krzyży, Instytut Głuchoniemych, ogrody do ulicy Książęcej, dalej przekopem do Czerniakowskiej. Pierwsza nasza kwatera była przy ulicy Cecylii Śniegockiej, potem przy Okrąg 2. Już tradycyjnie kiedy dotarliśmy było właściwie spokojnie. W naszym budynku kwaterowali żołnierze z „Czaty”, był kapitan „Piotr” Zdzisiek Zołociński, „Motyl” Ścibor Rylski i wielu innych dobrych znajomych. Jeszcze zdarzały się chwile wytchnienia, udawało się piwnicami przejść, spotkać z kolegami, porozmawiać. Po śmierci „Jana” jego miejsce zajął dowódca „Zośki” Ryszard Białous. Na Czerniakowie, podobnie jak na Starówce  mieliśmy nocne zmiany. Najczęściej w budynku ZUS-u (przed wojną tutaj pracował mój ojciec). 14 września „Szczerba” Jan Wiktor Kozubek  dostał rozkaz, żeby pójść do bloków oddzielających ulicę Okrąg od Czerniakowskiej i sprawdzić jak daleko są Niemcy. Na zwiad zabrał tylko mnie, łączniczkę. Wybiegł z bramy przez podwórko, na schody, ja jeszcze stałam. Zobaczyłam jak potoczył się i spadł. Zginął od pojedynczego strzału. Zawiadomiłam kolegów, którzy przenieśli go na Okrąg 2. Ciało zawinęliśmy w koc i pogrzebaliśmy. Ze znalezionych deseczek zrobiliśmy prowizoryczny krzyż z napisem „Szczerba”.

Janina Stefania Stańska, ludność cywilna
14 września rano mama umyła mnie i siostrom włosy. Miałyśmy bardzo ładne włosy, teraz były rozpuszczone i jeszcze dosychały. Około jedenastej rozpoczął się straszliwy niemiecki atak na Marymont. Wszyscy pobiegliśmy do ogrodu, gdzie był przygotowany „schron” – głęboki rów nakryty gałęziami i plandekami – tam się ukryliśmy. Po jakimś czasie przybiegli atakujący żołnierze.  Z jednej strony  wejścia do „schronu” stanął własowiec z karabinem maszynowym, z drugiej - Niemiec z miotaczem ognia, skierowanym do wewnątrz. Po kilku chwilach miałyśmy kompletnie spalone włosy. Mama chciała nas osłonić od ognia i paliła się żywcem. Miała popalone dłonie i nogi od kolan po kostki. Próbowaliśmy ratować się ucieczką. Najpierw pobiegła dwójka dzieci Fudałów. Udało im się. Potem moja siostra Basia. Dostała w nogę. Pamiętam jej krzyk: - Mamo moja noga. Przysiadła i wtedy dostała w głowę. Zginęła skulona, na siedząco. Po Basi wybiegła pani Fudałowa, natychmiast została trafiona i jej ciało zwaliło się na nas. Własowiec strzelał kulami dum-dum. Zamilkliśmy ze świadomością, że nic nas już nie uratuje. Nagły powiew odwrócił płomień z miotacza i ogień poleciał na Niemca. Wtedy oprawcy odeszli. Większość ocalałych osób wykorzystało to i natychmiast zaczęli uciekać, my zostaliśmy i to nas ocaliło. W środku nocy, kiedy zrobiło się dookoła spokojnej wyszliśmy. W ogrodzie leżały zabite wszystkie osoby, które wyszły wcześniej ze „schronu”. Wśród nich była pani Komżowa z Czesią, pan Franciszek z żoną i wiele innych osób, nie tylko ci co byli z nami. Słychać było jeszcze jęki konających.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz