wtorek, 6 września 2016

123. Powstańczy kalendarz. 6 września

 Kazimierz Radwański ps. Kazik i Maria Czapska Pajzderska ps. Marysia. Spotkanie Batalionu Gustaw - Harnaś, Obchody 70 Rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego
Edmund Baranowski ps. Jur


Charakteryzował się ogromnym spokojem w postaci i w oczach, uważnym
 i takim autentycznie dobrym spojrzeniem. A przecież Ojciec też
przeżywał – ciągle ktoś ginął, kogoś przynoszono ciężko rannego.
Nie widziałam naszego Kapelana niespokojnego, zdenerwowanego,
i ten Jego spokój udzielał się innym, to zrównoważenie jakże było
potrzebne w tym czasie.
       Ojca Michała Czartoryskiego wspomina Powstaniec.

6 września 1944 rok, środa
W ręce Niemców przejęli powstańcze szpitale na Powiślu. Przy ulicy Tamka 3 Niemcy zamordowali 11 ciężko rannych AK-owców oraz ich kapelana, o. Michała Czartoryskiego. Przy pobliskiej barykadzie rozstrzeli trzydziestu polskich cywilów.
 Zapadła decyzja opuszczenia Powiśla. Wieczorem dzielnica została całkowicie opanowana przez Niemców.


Edmund Baranowski ps. Jur
Resztki Zgrupowania „Radosław” przerzucono na Czerniaków, gdzie wzmocniły oddziały Zgrupowania „Kryska”. Kiedy dotarliśmy do naszej kwatery przy ulicy Okrąg 5 było spokojnie. Zajęliśmy mieszkanie u starszego pana, którego największym zmartwieniem była pościel. Żona, która wyjechała z Warszawy zawsze bardzo dba o porządek i łóżko zabrudzone przez niedomytych Powstańców bardzo by ją zmartwiło. Troska o czystą pościel była nie do pogodzenia z tym, co widzieliśmy na Woli i Starówce. Nie miałem wątpliwości, że już niedługo i tutaj pościel nie będzie czysta, o ile w ogóle będzie.

Kazimierz Radwański ps. Kazik
W nocy z 5 na 6 września i przez cały następny dzień miałem posterunek w zburzonym budynku komendy policji, od strony Krakowskiego Przedmieścia. Dookoła na gruzach było mnóstwo potłuczonego szkła z powybijanych okien. Nie sposób było przejść, żeby nie narobić hałasu. Usłyszałem, że ktoś się skrada. Przez zniszczone okno zobaczyłem hełm Niemca. Skulony przebiegał przy samej ścianie. Strzeliłem, ale nie trafiłem. Miałem przy sobie granat, bez sekundy wahania rzuciłem w następne wypalone okno, ale nie wybuchł. Ta część komendy przylegała do kościoła, Niemiec już do niego wchodził, kiedy został trafiony przez któregoś z Powstańców. Najpewniej to uratowało wielu naszych żołnierzy. Niemiec miał cały plecak granatów. Bez trudu mógłby zaatakować nasze pozycje.
Tego dnia dotarły do nas ze Starówki oddziały „Gustawa”. Przeszli piekło. Wyszli kanałami. Na Starówce została ich wiara i nadzieja, nie wierzyli, że coś się zmieni na lepsze. Niemcy nie ustawali w atakach. Co jakiś czas nadlatywały sztukasy i zrzucały bomby. Lotnicy niemieccy byli doskonale wyszkoleni, wiedzieli gdzie są ich żołnierze i  precyzyjnie trafiali w  nasze pozycje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz