Urodziły
się w wolnej Polsce. Wychowane zostały w duchu umiłowania Ojczyzny
i wolności. Miały szczęśliwe dzieciństwo, które w okrutny sposób i bezpowrotnie
zniszczyła wojna. W czasie okupacji poznały co to strach, głód, śmierć.
Pozbawione przez okupanta możliwości kształcenia, rozwoju, zabawy… W Powstaniu
roznosiły pocztę, meldunki, pomagały w szpitalach polowych, czasem walczyły z
bronią w ręku. Ginęły! DZIECI, które zbyt szybko musiały dorastać…
Sławomir Pocztarski urodził się w 1930 roku, był synem urzędnika przy
prezydencie Stefanie Starzyńskim. Wychował się w domu pełnym ciepła i miłości. Mama
i gosposia, które „rządziły” w domu miały wielką słabość do bardzo żywego i
psotnego Sławka, wybaczały mu każdy figiel. Mądry i bardzo wyrozumiały ojciec
doskonale zdawał sobie sprawę, że nic po jego „stanowczym” zdaniu.
Kształtowanie młodego charakteru powierzył drużynie harcerskiej. Jak się
okazało, była to doskonała decyzja. Efekty były widoczne już we wrześniu 1939
roku. Pomimo lęku wysokości, Sławek włączył się do pracy zespołów
sprawdzających czy na dachach nie ma pocisków i bomb zapalających. Nie myślał o
swoich lękach, zadanie trzeba było wykonać. Do konspiracji trafił dzięki
swojemu nauczycielowi i księdzu Trószyńskiemu. W lutym 1943 roku złożył
przysięgę harcerską. Od tej pory miał przydzielane zadania: roznosił ulotki,
malował kotwice i napisy, składał kwiaty w miejscach egzekucji… W Powstaniu
najpierw był w plutonie zwiadowczym. Obserwował niemieckie oddziały i informacje
przekazywał swoim dowódcom. Brał udział w przejmowaniu i transportowaniu
zrzutów. Od września walczył z bronią w ręku. Zawsze starał się być odważny,
przekonywał wszystkich i siebie najbardziej, że jest żołnierzem i wcale się nie
boi. Naprawdę bywał czasem bardzo przerażony, wystraszony, bliski łez – jak każde
dziecko. Odnalazł matkę i siostry i z
nimi wyszedł z Warszawy. Nie przeżył jego ukochany ojciec.
Jadwiga
Wysocka urodziła się w 1934 roku w rodzinie kupieckiej. Dzieciństwo miała
szczęśliwe i dostatnie. Pierwszym wydarzeniem zakłócającym tę beztroskę było
powołanie ojca do wojska, w sierpniu 1939 roku. Jadwiga i jej brat zapamiętali
płacz mamy, która była zawsze radosną i dzielną kobietą. Pod koniec września
ranny wrócił do Warszawy. Całą okupację rodzice robili wszystko co możliwe,
żeby chronić dzieci. Nie udało się. Jadwiga zapamiętała strach, który jej
wiecznie towarzyszył. W nocy nalot, pobudka i szybkie ubieranie, biegiem do
piwnicy. Czasem trzeba było tam spędzić kilka godzin. Tak bardzo się bała, że
cały czas szczękała zębami, nie była w stanie tego opanować. Ogromny strach
wywoływał również pisk hamujących opon niemieckich samochodów, walenie kolbami
do bramy, a potem czekanie do, której wejdą klatki. Każde wyjście związane było
z niepewnością. Czy nie będzie łapanki,
obławy, strzelaniny? Rodzice Jadwigi nie walczyli w Powstaniu, ale cały czas
kogoś ratowali, przygarniali i pomagali. Dzielili się zdobycznym jedzeniem,
ubraniem, lekarstwami. Ojciec odkopywał zasypanych, pomagał przy rannych. Wiele razy rodzice powtarzali, że człowiek w pojedynkę nie
przeżyje. Obowiązkiem silniejszego, zaradniejszego jest wspieranie słabszych.
Tę nauką siostra Urszulanka Jadwiga Wysocka zapamiętała i kieruje się nią w
życiu.
Urszula
Korzeniowska urodziła się w 1938 roku. Wojny i początku okupacji nie zapamiętała,
ale późniejsze lata, Powstanie i tułaczkę pamięta dobrze. Szczególnie te
wydarzenia, które mocno przeżyła, które wywołały dużo emocji, szczególnie
strach.
Matka, która była krawcową, przeszywała mundury dla konspiracji, potem je odwoziła w wyznaczone miejsce. Ula zawsze jej towarzyszyła. Któregoś dnia na moście Poniatowskiego była obława na handlarzy. Niemcy dokładnie sprawdzali wszystkie bagaże. Miała 6 lat, ale doskonale zdawała sobie sprawę co im grozi, jeżeli znajdą przy mamie mundury. Kiedy stali z uniesionymi rękoma, jej oczy znalazły się na wysokości barierek mostu. Z zachwytem zaczęła odkrywać ich piękno. Wszystko przestało się liczyć. Nie ważna była rewizja, ogromne niebezpieczeństwo. Widziała tylko te barierki. Tak broniła się przed stresem i paniką, za wszelka cenę odwracała uwagę.
Bardzo bała się Niemców, to był efekt ostrzeżeń i podsłuchanych rozmów rodziców.
Matka, która była krawcową, przeszywała mundury dla konspiracji, potem je odwoziła w wyznaczone miejsce. Ula zawsze jej towarzyszyła. Któregoś dnia na moście Poniatowskiego była obława na handlarzy. Niemcy dokładnie sprawdzali wszystkie bagaże. Miała 6 lat, ale doskonale zdawała sobie sprawę co im grozi, jeżeli znajdą przy mamie mundury. Kiedy stali z uniesionymi rękoma, jej oczy znalazły się na wysokości barierek mostu. Z zachwytem zaczęła odkrywać ich piękno. Wszystko przestało się liczyć. Nie ważna była rewizja, ogromne niebezpieczeństwo. Widziała tylko te barierki. Tak broniła się przed stresem i paniką, za wszelka cenę odwracała uwagę.
Bardzo bała się Niemców, to był efekt ostrzeżeń i podsłuchanych rozmów rodziców.
Na
imieniny dostała niewielkie pieniądze. Rodzice zgodzili się, żeby poszła do
pobliskiego sklepu po słodycze. Biegła szybko, tak rzadko mogła je jeść.
Zawadziła nogą o krawężnik i upadła. Miała poobijane kolana, z warg leciała
krew. Zanim zdążyła się podnieść, obok zobaczyła niemiecki mundur i
uśmiechniętą twarz. Oficer wyjął białą chusteczkę i wytarł jej buzię. Jego
życzliwość nie uspokoiła jej, wprost przeciwnie. Była sparaliżowana ze strachu.
Nie mogła zrobić kroku.
Urszula przeżyła Powstanie i obóz przejściowy na Zieleniaku. Widziała bitych i katowanych ludzi. Słyszała krzyki gwałconych kobiet. Przeszła przez Pruszków i popowstańczą tułaczkę. Zaraz po zakończeniu walk w Warszawie rodzina wróciła. Z domu zostały tylko gruzy. Cały ocalony dobytek rodziny to srebrna łyżeczka i pamiątkowy talerzyk po dziadkach.
Urszula przeżyła Powstanie i obóz przejściowy na Zieleniaku. Widziała bitych i katowanych ludzi. Słyszała krzyki gwałconych kobiet. Przeszła przez Pruszków i popowstańczą tułaczkę. Zaraz po zakończeniu walk w Warszawie rodzina wróciła. Z domu zostały tylko gruzy. Cały ocalony dobytek rodziny to srebrna łyżeczka i pamiątkowy talerzyk po dziadkach.
Antoni
Chojdyński urodził się w 1929 roku. Okupację i Powstanie spędził w placówce
opiekuńczo – wychowawczej „Nasz Dom” na warszawskich Bielanach. Kierownikiem
była Maryna Falska, która bardzo dbała nie tylko o wikt, ale o wychowanie.
Dzieci były uczone odpowiedzialności za siebie i drugiego człowieka. Dość
częstym gościem na Bielanach był Janusz Korczak. Kiedy Niemcy zaczęli
likwidować getto, wiele żydowskich dzieci znalazło schronienie w „Naszym Domu”.
Starsi wychowankowie działali w konspiracji, po wybuchu Powstania poszli
walczyć. Na terenie placówki był szpital polowy, wychowankowie byli w nim
sanitariuszami, zaopatrzeniowcami i porządkowymi. Wielu wychowanków straciło
życie. Maryna Falska i Janusz Korczak również nie przeżyli. Całe swoje życie
poświęcili dzieciom i do końca byli im wierni.
WARTO BYŁO I NADAL WARTO JEST ŻYĆ,GDY MA SIĘ TAK WSPANIAŁYCH PRZYJACIÓŁ NA CZEŁE Z NASZĄ KOCHANĄ MAŁGOSIĄ POCICHU NAZYWANĄ PRZEZ POWSTAŃCÓW WARSZAWY ANIOŁEM STRUŻEM POWSTAŃCZYM.ŻYCZYMY ZDROWIA I NIE SZCZĘDZENIE ATRAMENTU.ŚCISKAMY.
OdpowiedzUsuńWARTO BYŁO I NADAL WARTO JEST ŻYĆ,GDY MA SIĘ TAK WSPANIAŁYCH PRZYJACIÓŁ NA CZEŁE Z NASZĄ KOCHANĄ MAŁGOSIĄ POCICHU NAZYWANĄ PRZEZ POWSTAŃCÓW WARSZAWY ANIOŁEM STRUŻEM POWSTAŃCZYM.ŻYCZYMY ZDROWIA I NIE SZCZĘDZENIE ATRAMENTU.ŚCISKAMY.
OdpowiedzUsuń