piątek, 15 kwietnia 2016

18. Ciocia Irena




Irena Faryaszewska była żoną dyrektora kopalni, mieszkała z rodziną w Sosnowcu. Po śmierci męża w 1938 roku przeprowadziła się z synem i dwoma córkami do Warszawy. Od początku okupacji trójka dzieci Ireny zaczęła działać w konspiracji. Najmłodsza Ewa kontynuowała studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych. Fotografowała i dokumentowała zabytki i ich zniszczenia. Kiedy wybuchło Powstanie cała czwórka włączyła się w walkę. Starsze dzieci poszły do swoich oddziałów. Irena pomagała Ewie i jej kolegom w ratowaniu bezcennych dzieł naszej kultury – obrazów, rzeźb, starodruków.
28 sierpnia razem z córką, jej przyjaciółką Kazią Świderską i jej mężem Leszkiem wychodzili z bramy przy ulicy Nowomiejskiej. Obok nich wybuchł pocisk z granatnika. Irena szła ostatnia, ranna w nogi odruchowo cofnęła się do bramy. Po kilku sekundach ochłonęła  i wróciła zdając sobie sprawę, że została tam Ewa z przyjaciółmi. To co zobaczyła było porażające. Leżało mnóstwo zabitych osób, córka miała poszarpane nogi, Leszek był cały we krwi z uszkodzonym tułowiem, wyglądał jakby był rozerwany na pół. Kazia zalana krwią czołgała się i mocno płakała. Przeniesiono ich do szpitalika na Podwalu. Następnego dnia zmarła Ewa i Leszek. Irena była z nimi do końca. Po wojnie w liście napisała: „Bóg pozwolił mi, chociaż do ostatniej chwili być przy moim dziecku. Schodząc ze świata miała moją gorącą miłość koło siebie, może osłodziło jej to te chwile”. Codziennie widziała młodych ludzi odchodzących w samotności. Bardzo często ich ostatnie słowa były skierowane do nieobecnych matek. Od tego dnia stała się dla wielu umierających, cierpiących i samotnych młodych żołnierzy „ciocią Faryaszewską”. Troskliwie zajęła się przyjaciółką Ewy, Kazią Świderską, obie straciły najbliższe osoby, potrzebowały siebie nawzajem. 30 sierpnia do szpitalika na Podwalu weszli Niemcy, kazali wszystkich zabierać . Przeniesiono ją do szpitala przy ulicy Długiej 7, Leżała na sali razem z chłopcami z „Wigier”. Irena pomimo, że sama była ranna w nogi, miała kłopoty z chodzeniem z ogromnym oddaniem opiekowała się Kazią i chłopcami. Wczesnym popołudniem 2 września zeszła na podwórko, żeby umyć basen. Kiedy wracała w budynku byli już Niemcy i nikogo nie wpuszczali, kazali wychodzić na podwórko. Jeszcze udało jej się przedostać do rannych. Przytuliła Kazię, zrobiła na czole znak krzyża i obiecała, że wróci. Niestety, już nie miała możliwości. Razem z setkami ludzi została pognana w kierunku Placu Zamkowego. Widząc jak Niemcy wyciągają  z szeregów rannych i ich mordują, straciła nadzieję, że Kazia i chłopcy przeżyją. Cierpiąca doszła do Dworca Zachodniego, stamtąd przewieziono wszystkich do Pruszkowa. Przez całą drogę i w samym obozie „ciocia” z matczyną troską dbała o swoich młodych przyjaciół. Ze wzglądu na rany, została zakwalifikowana do zwolnienia.
Całym sercem pokochała rówieśnice Ewy, Basię Piotrowską i Jankę Gruszczyńska. Podobnie jak jej córka były z batalionu „Wigry”. Dziewczyny miały być wywiezione w nieznane. Irena oddała im ostatnie pieniądze. Kiedy wzbraniały się od przyjęcia, wiedząc, że nic już nie ma, powiedziała im, że ona zostaje wśród swoich, a nie wiadomo co je czeka. Nic nie wiedziała o pozostałej dwójce swoich dzieci, miała nadzieję, że żyją i może też ktoś im pomoże.
Basia i Janka trafiły do obozu pracy we Wrocławiu, nie miały kontaktu z nikim bliskim. Irena jakimiś cudem odnalazła je. Ciągle leczyła poranione nogi, była bardzo uboga, z Warszawy wyszła bez niczego, ledwie  udawało jej się jakoś utrzymać. Robiła wszystko co w jej mocy, żeby przesłać Basi i Jance chociaż niewielką paczuszkę, list czy kartkę. Było w jej działaniu mnóstwo troski i serdeczności. „Ciocia” stała się dla nich kimś najbliższym. Dzięki jej pomocy, dziewczynom udało się uciec z obozu. Barbara Piotrowska Gancarczyk wspomina: „Ciocia Irena na zawsze została w naszych sercach i pamięci. Byłyśmy samotne, bez jakiejkolwiek wiedzy o najbliższych, z bagażem strasznych przeżyć. Przywróciła nam wiarę w człowieka i podarowała skarb bezcenny – bezinteresowną miłość i przyjaźń”. Córka i syn Ireny Faryaszewskiej przeżyli Powstanie, na stałe osiedlili się daleko od Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz