Willa przy Felińskiego
Droga ewakuacji ze szpitalika przy Śmiałej
Okienko, przez, które ewakuowano rannych
Resztki ogrodu przy Śmiałej
Fort Sokolnickiego
Park Żeromskiego
„ Kochali i kochają ją miłością bezwarunkową.
Związani więzami nierozerwalnymi i niezniszczalnymi. Nawet jeżeli przyszło im
się rozstać i żyć daleko, to była w ich sercach. Warszawa – ta piękna, dumna i
niepokonana. Bohaterowie książki opowiadają o tej najpiękniejszej, bo ich
dzieciństwa – przedwojennej.
Bez wahania byli w stanie oddać za nią życie: „Za każdy kamień Twój, stolico, damy krew” – napisał Stanisław Ryszard Dobrowolski, w wierszu, który stał się hymnem zagrzewającym do walki w czasie Powstania. Po wojnie, doszczętnie zniszczoną odbudowali. Kiedy z konieczności przyszło im żyć daleko od kraju, na obczyźnie – tęsknili” – fragment z mojej książki „Pod okupacją i w Powstaniu. Konspiracyjne wspomnienia”. Nauczyli mnie kochać to Miasto miłością bezwarunkową. Uwierzyli w tę moją miłość i ofiarowali mi skarb bezcenny – poza opowieściami długie spacery po Ich Warszawie. Będę opowiadała o naszych spacerach, będę się z Wami dzieliła Warszawą, której już nie ma. Pójdziemy na Żoliborz, Starówkę, Saską Kępę, Mokotów, Wolę. W niektórych dzielnicach będziemy więcej niż jeden raz , bo spacerowałam kilka razy z różnymi osobami, a każdy widział i zapamiętał je trochę inaczej.
Bez wahania byli w stanie oddać za nią życie: „Za każdy kamień Twój, stolico, damy krew” – napisał Stanisław Ryszard Dobrowolski, w wierszu, który stał się hymnem zagrzewającym do walki w czasie Powstania. Po wojnie, doszczętnie zniszczoną odbudowali. Kiedy z konieczności przyszło im żyć daleko od kraju, na obczyźnie – tęsknili” – fragment z mojej książki „Pod okupacją i w Powstaniu. Konspiracyjne wspomnienia”. Nauczyli mnie kochać to Miasto miłością bezwarunkową. Uwierzyli w tę moją miłość i ofiarowali mi skarb bezcenny – poza opowieściami długie spacery po Ich Warszawie. Będę opowiadała o naszych spacerach, będę się z Wami dzieliła Warszawą, której już nie ma. Pójdziemy na Żoliborz, Starówkę, Saską Kępę, Mokotów, Wolę. W niektórych dzielnicach będziemy więcej niż jeden raz , bo spacerowałam kilka razy z różnymi osobami, a każdy widział i zapamiętał je trochę inaczej.
Zapraszam na pierwszy spacer po Żoliborzu. Naszym
przewodnikiem będzie Janina Rożecka, dla mnie Janeczka. Ponad cztery godziny w
upalny majowy dzień chodziłyśmy po Żoliborzu. Zaglądałyśmy do zupełnie
nieznanych mi zakątków. Janeczka potrafi tak pięknie i obrazowo opowiadać. Oczyma wyobraźni widziałam jak przechodzi przez płot do ogrodu Artura Oppmana, żeby
razem z koleżankami tam pobuszować .
Całe
jej dzieciństwo było związane z Żoliborzem. Ojciec, zawodowy oficer Wojska Polskiego
został przeniesiony do Warszawy w 1927 roku. Zamieszkali w domu przy ulicy
Mickiewicza (stoi do dzisiaj). Dla
dzieci Żoliborz był prawdziwym rajem. Ta część Warszawy była w budowie. Ogromne
przestrzenie - pola, łąki, strumyki. Na placu Inwalidów był wielki dół, do
którego zwożono śmieci. Janeczka pokazała mi to miejsce. Dlaczego tak dokładnie
zapamiętała? Do tego dołu kiedyś wpadł kot. Kiedy próbował wdrapać
się na górę, śmieci się osuwały i wpadał za każdym razem na dno. Gromadka
dzieci obserwowała jego wysiłki, ale wydawało się, że są bezradne. Janeczka
widząc nieszczęście zwierzaka, zjechała po śmieciach. Złapała kota i udało jej
się z nim wyjść.
Przy ulicy Zajączka rozciągały się pola, płynął strumyk, wybudowano tam studnię, do której też wpadł kot. Nie było odważnych, a maleństwo piszczało straszliwie. Córka oficera musiała być odważna, a poza tym miała już doświadczenie. Weszła do wiadra, a koledzy powoli spuścili je w dół. Złapała kota i razem z nim wyciągnięto ją na górę. Przerażone zwierzę broniło się i straszliwie ją podrapało.
Obok jej domu było duże podwórko z boiskiem do gry w siatkówkę. Tam gdzie teraz stoją nowe domy, biura, sklepy były polne drogi, doskonałe do wyścigów rowerowych. Wiosną stoki Cytadeli były obrośnięte fiołkami, dziewczęta zbierały je i robiły bukieciki dla rodziców, babć, nauczycielek.
Zimą w okolicy była ślizgawka i górki doskonałe do zjeżdżania na sankach.
Prawie w każdą niedzielę zaprzyjaźnione rodziny spotykały się w klubie sportowym nad Wisłą. Panie grały w tenisa, panowie pływali żaglówkami albo kajakami. Były również atrakcje dla dzieci, ale od nich wymagano dobrego zachowania, a to było bardzo trudne. Janeczka wspomina:- Dzieci, które wychowały się na „dzikich” polach Żoliborza, źle się czuły w poukładanym świecie dorosłych.
Po wybudowaniu domu przy ulicy Felińskiego 6, rodzina zamieszkała w ukochanej „willi”. Bardzo blisko stał maleńki drewniany kościółek. W 1930 roku było poświęcenie kamienia węgielnego pod nowy kościół - w tym samym roku rozpoczęła się jego budowa. W 1935 roku głównej ulicy na Żoliborzu nadano nazwę „Stołeczna”, przy okazji jej poświęcenia odbyły się duże uroczystości.
Dotarłyśmy w wiele miejsc pamiętających ważne zdarzenia z czasów okupacji. Janeczka precyzyjnie wskazywała, gdzie były niemieckie posterunki, gdzie był sklep warzywny. W którym miejscu odbierała meldunki…
1 sierpnia, kiedy z „Poniatówki” – przedwojennego męskiego gimnazjum – ewakuowali się Niemcy, przez kilka dni Powstańcy mieli tam swój szpital. Okolice Dworca Gdańskiego i Instytutu Chemicznego były nieustannie ostrzeliwane z niemieckiej pancerki. Szpital przeniesiono. Szłyśmy ulicami, którymi transportowano rannych i sprzęt: Aleja Wojska Polskiego, Plac Inwalidów, Czarneckiego i ulica Śmiała. Szpital był w uroczej willi do, której przylegał duży ogród.
28 września kiedy dookoła byli Niemcy, płonęły sąsiednie domy, zdecydowano o ewakuacji szpitala do Fortu Sokolnickiego w Parku Żeromskiego.
Dom przy Śmiałej nadal stoi, pozostały również szczątki dawnego ogrodu, ale do przedwojennej świetności mu daleko. Mnie najbardziej interesowało maleńkie okienko, przez które wynoszono rannych. Dzisiaj trudno uwierzyć, że to możliwe, aby ktoś tamtędy się przecisnął . Usłyszałam: - Jak na to patrzę to też się zastanawiam, ale wtedy nie było nad czym się zastanawiać. Trzeba było działać.
Przechodziłyśmy przez jakieś krzaki, zarośla. Janeczka na mojej twarzy wyczytała jakąś wątpliwość , bo powiedziała: „Schylaj głowę i marsz do przodu, to tylko zwyczajne kolce. Tu nie strzelają”. No to szłam.
Doszłyśmy do Fortu Sokolnickiego. Dzisiaj znajduje się tam Centrum Sztuki, restauracja. Szklany dach, krzesła, atmosfera… Jakiś czas temu byłam w Forcie na koncercie Sojki. Zapadał zmrok. Cudna muzyka, blado czerwone światło padające na ściany. Przez szklany dach było widać zapadający zmrok, latające ptaki… A mnie strumieniami płynęły łzy. Widziałam poukładanych rannych. Jeden obok drugiego. Tego dziesięcioletniego chłopca z amputowaną nogą, któremu niemiecki oficer podaje swoją bułkę z szynką. Słyszałam jego głos: - Od Szkopa nie biorę. A przecież był taki głodny…
Kiedy patrzę na Warszawę, współczesne obrazy przeplatają się z tym co przekazali mi moi Bohaterowie.
Przy ulicy Zajączka rozciągały się pola, płynął strumyk, wybudowano tam studnię, do której też wpadł kot. Nie było odważnych, a maleństwo piszczało straszliwie. Córka oficera musiała być odważna, a poza tym miała już doświadczenie. Weszła do wiadra, a koledzy powoli spuścili je w dół. Złapała kota i razem z nim wyciągnięto ją na górę. Przerażone zwierzę broniło się i straszliwie ją podrapało.
Obok jej domu było duże podwórko z boiskiem do gry w siatkówkę. Tam gdzie teraz stoją nowe domy, biura, sklepy były polne drogi, doskonałe do wyścigów rowerowych. Wiosną stoki Cytadeli były obrośnięte fiołkami, dziewczęta zbierały je i robiły bukieciki dla rodziców, babć, nauczycielek.
Zimą w okolicy była ślizgawka i górki doskonałe do zjeżdżania na sankach.
Prawie w każdą niedzielę zaprzyjaźnione rodziny spotykały się w klubie sportowym nad Wisłą. Panie grały w tenisa, panowie pływali żaglówkami albo kajakami. Były również atrakcje dla dzieci, ale od nich wymagano dobrego zachowania, a to było bardzo trudne. Janeczka wspomina:- Dzieci, które wychowały się na „dzikich” polach Żoliborza, źle się czuły w poukładanym świecie dorosłych.
Po wybudowaniu domu przy ulicy Felińskiego 6, rodzina zamieszkała w ukochanej „willi”. Bardzo blisko stał maleńki drewniany kościółek. W 1930 roku było poświęcenie kamienia węgielnego pod nowy kościół - w tym samym roku rozpoczęła się jego budowa. W 1935 roku głównej ulicy na Żoliborzu nadano nazwę „Stołeczna”, przy okazji jej poświęcenia odbyły się duże uroczystości.
Dotarłyśmy w wiele miejsc pamiętających ważne zdarzenia z czasów okupacji. Janeczka precyzyjnie wskazywała, gdzie były niemieckie posterunki, gdzie był sklep warzywny. W którym miejscu odbierała meldunki…
1 sierpnia, kiedy z „Poniatówki” – przedwojennego męskiego gimnazjum – ewakuowali się Niemcy, przez kilka dni Powstańcy mieli tam swój szpital. Okolice Dworca Gdańskiego i Instytutu Chemicznego były nieustannie ostrzeliwane z niemieckiej pancerki. Szpital przeniesiono. Szłyśmy ulicami, którymi transportowano rannych i sprzęt: Aleja Wojska Polskiego, Plac Inwalidów, Czarneckiego i ulica Śmiała. Szpital był w uroczej willi do, której przylegał duży ogród.
28 września kiedy dookoła byli Niemcy, płonęły sąsiednie domy, zdecydowano o ewakuacji szpitala do Fortu Sokolnickiego w Parku Żeromskiego.
Dom przy Śmiałej nadal stoi, pozostały również szczątki dawnego ogrodu, ale do przedwojennej świetności mu daleko. Mnie najbardziej interesowało maleńkie okienko, przez które wynoszono rannych. Dzisiaj trudno uwierzyć, że to możliwe, aby ktoś tamtędy się przecisnął . Usłyszałam: - Jak na to patrzę to też się zastanawiam, ale wtedy nie było nad czym się zastanawiać. Trzeba było działać.
Przechodziłyśmy przez jakieś krzaki, zarośla. Janeczka na mojej twarzy wyczytała jakąś wątpliwość , bo powiedziała: „Schylaj głowę i marsz do przodu, to tylko zwyczajne kolce. Tu nie strzelają”. No to szłam.
Doszłyśmy do Fortu Sokolnickiego. Dzisiaj znajduje się tam Centrum Sztuki, restauracja. Szklany dach, krzesła, atmosfera… Jakiś czas temu byłam w Forcie na koncercie Sojki. Zapadał zmrok. Cudna muzyka, blado czerwone światło padające na ściany. Przez szklany dach było widać zapadający zmrok, latające ptaki… A mnie strumieniami płynęły łzy. Widziałam poukładanych rannych. Jeden obok drugiego. Tego dziesięcioletniego chłopca z amputowaną nogą, któremu niemiecki oficer podaje swoją bułkę z szynką. Słyszałam jego głos: - Od Szkopa nie biorę. A przecież był taki głodny…
Kiedy patrzę na Warszawę, współczesne obrazy przeplatają się z tym co przekazali mi moi Bohaterowie.
Już wiem, że na spacery z Tobą i Twoimi Bohaterami będę chodzić z przyjemnością😊
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś uda nam się razem pójść na spacer po Warszawie... Póki co, zapraszamy do czytania!
UsuńNASZA JANECZKA Z ŻYWICIELA JEST WYJĄTKOWĄ BIORĄC POD UWAGĘ KONSPIRACJĘ ,POWSTANIE WARSZAWSKIE,PRACĘ I WSPÓŁCZESNOŚĆ.POTWIERDZA TO FELIETON JANINY MAŁGORZATY BUCZEK,A TAKŻE DZISIEJSZY PROGRAM TVP INFO.WIELKIE GRATULACJE DLA JANECZKI I MAŁGOSI. Sławek ps.Bóbr
OdpowiedzUsuńJaneczka jest niezwykła, powie to każdy kto miał możliwość ją poznać! Przyjaźń z Nią, to dopiero przygoda...
Usuń