Barbara Matys Wysiadecka maj 2016 rok
Moje zainteresowanie minerkami zaczęło się od listu
prof. Kazimierza Radwańskiego. Kończył się on
słowami: „Na koniec, na pożegnanie opowiem Ci o niezwykłych
dziewczynach, o minerkach… Niemal codziennie te wszystkie bezimienne dziewczyny
z powstańczej Warszawy, drobnymi dłońmi otwierały jakieś bramy, wysadzały
mury…”. To był naprawdę ostatni jego list. Niespodziewanie, jakby w pół zdania
odszedł na zawsze. Prosił, żebym zainteresowała się ich historiami. Obiecał
„pogrzebać” w pamięci i napisać więcej. On nie napisał, ja nie znałam osobiście
żadnej z minerek. Jedyne co mogłam zrobić to w książce, która w czerwcu ukaże
się, umieścić fragment listu napisanego przez prof. Kazimierza Radwańskiego,
dotyczącego tych dzielnych dziewczyn.
Wiele razy w moim życiu zdarzało się, że zbieg okoliczności uzupełniał luki…
W MPW spotkałam się z Panią Wandą Traczyk Stawską, była ze swoją przyjaciółką, Barbarą Matys Wysiadecką. Zostałyśmy sobie przedstawione. Pani Basia okazała się jedną z trzech żyjących minerek. W czasie okupacji było przeszkolonych 55 dziewczyn, które brały udział w Powstaniu. Były z Kobiecych Oddziałów Osłonowych Tajnych Zakładów Wydawniczych. Wiedziały wszystko o materiałach wybuchowych – jakie są rodzaje i jak je wykorzystać. Umiały podkładać środki zapalające i gasić pożary. Znały się na konstrukcji mostów i wiedziały jak je wysadzać. W czasie okupacji transportowały materiały wybuchowe w wyznaczone miejsca.
Basia Matys skończyła szkołę dla pielęgniarek. Miała w sobie taki bardzo kobiecy instynkt opiekuńczy. We wrześniu 1939 roku skończyła 16 lat, mieszkała w Skolimowie. Nie mogła bezczynnie siedzieć i patrzeć jak inni walczą. Od urodzenia tak była wychowywana, że „Ojczyzna” i „Wolność” to dla Polaka najświętsza świętość. Zgłosiła się do szpitala polowego jako pomoc. Wykonywała prace pomocnicze i starała się być przy tych, którym już lekarz pomóc nie mógł. Potem była szkoła pielęgniarska, praca w schronisku dla sierot. Zaczęła się konspiracja. Nie umie odpowiedzieć dlaczego poszła do dywersji i została minerką. Zawsze przecież chciała ratować. W domu nie mieli pojęcia co ona robi. Kiedy jej przyjaciółka Marysia Mioduszewska dowiedziała się o jej minerskim szkoleniu, nawrzeszczała na nią straszliwie. Nie zniechęciła się, ale wiele razy miała wątpliwości, szczególnie w Powstaniu. Ludzie umierali, krew się lała, powinna być w służbach medycznych. W Powstaniu spotkała swoją dyrektorkę ze szkoły pielęgniarskiej, uciekła. Nie chciała z nią rozmawiać. Co jej powie? Po zdobyciu PAST-y radiostacja „Błyskawica” nadała relację i padły tam nazwiska dzielnych mnierek, była też wymieniona Basia. Od koleżanek dowiedziała się , że słyszała to jej dyrektorka i powiedziała z dumą – to nasza Baśka Matysówna. Od tego dnia przestała mieć wątpliwości, że jej praca jest ważna i potrzebna.
Całe Powstanie były bardzo aktywne, nawet posiłki jadały w biegu. Na Mszę czy nabożeństwo wpadały, klękały, żegnały się, chwilę modliły i dalej biegły. Z ciężkim plecakiem wypełnionym materiałem wybuchowym i osprzętem minerskim, przechodziły dachami i piwnicami. Bezużyteczne granaty przeciwpancerne uzbrajały w kilka minut. Nie było łatwo, najczęściej bardzo niebezpiecznie, ale nie może nie śmiać się kiedy opowiada o pierwszym bojowym zadaniu. Kapitan „Michał Kmita” wezwał minerów do utorowania drogi w celu zdobycia Poczty Głównej. Wszyscy z niecierpliwością czekali na wsparcie brodatych i wąsatych saperów, a przyszło sześć drobnych, ślicznych panienek. Chłopcy kompletnie zbaranieli. Poradziły sobie bardzo szybko. Dzięki nim zdobyto niemiecki czołg, który nazwano „Chwat”.
Kiedy słuchałam opowiadania 93 - letniej Pani Basi z uśmiechem myślałam – dynamit z tej kobiety!
Wiele razy w moim życiu zdarzało się, że zbieg okoliczności uzupełniał luki…
W MPW spotkałam się z Panią Wandą Traczyk Stawską, była ze swoją przyjaciółką, Barbarą Matys Wysiadecką. Zostałyśmy sobie przedstawione. Pani Basia okazała się jedną z trzech żyjących minerek. W czasie okupacji było przeszkolonych 55 dziewczyn, które brały udział w Powstaniu. Były z Kobiecych Oddziałów Osłonowych Tajnych Zakładów Wydawniczych. Wiedziały wszystko o materiałach wybuchowych – jakie są rodzaje i jak je wykorzystać. Umiały podkładać środki zapalające i gasić pożary. Znały się na konstrukcji mostów i wiedziały jak je wysadzać. W czasie okupacji transportowały materiały wybuchowe w wyznaczone miejsca.
Basia Matys skończyła szkołę dla pielęgniarek. Miała w sobie taki bardzo kobiecy instynkt opiekuńczy. We wrześniu 1939 roku skończyła 16 lat, mieszkała w Skolimowie. Nie mogła bezczynnie siedzieć i patrzeć jak inni walczą. Od urodzenia tak była wychowywana, że „Ojczyzna” i „Wolność” to dla Polaka najświętsza świętość. Zgłosiła się do szpitala polowego jako pomoc. Wykonywała prace pomocnicze i starała się być przy tych, którym już lekarz pomóc nie mógł. Potem była szkoła pielęgniarska, praca w schronisku dla sierot. Zaczęła się konspiracja. Nie umie odpowiedzieć dlaczego poszła do dywersji i została minerką. Zawsze przecież chciała ratować. W domu nie mieli pojęcia co ona robi. Kiedy jej przyjaciółka Marysia Mioduszewska dowiedziała się o jej minerskim szkoleniu, nawrzeszczała na nią straszliwie. Nie zniechęciła się, ale wiele razy miała wątpliwości, szczególnie w Powstaniu. Ludzie umierali, krew się lała, powinna być w służbach medycznych. W Powstaniu spotkała swoją dyrektorkę ze szkoły pielęgniarskiej, uciekła. Nie chciała z nią rozmawiać. Co jej powie? Po zdobyciu PAST-y radiostacja „Błyskawica” nadała relację i padły tam nazwiska dzielnych mnierek, była też wymieniona Basia. Od koleżanek dowiedziała się , że słyszała to jej dyrektorka i powiedziała z dumą – to nasza Baśka Matysówna. Od tego dnia przestała mieć wątpliwości, że jej praca jest ważna i potrzebna.
Całe Powstanie były bardzo aktywne, nawet posiłki jadały w biegu. Na Mszę czy nabożeństwo wpadały, klękały, żegnały się, chwilę modliły i dalej biegły. Z ciężkim plecakiem wypełnionym materiałem wybuchowym i osprzętem minerskim, przechodziły dachami i piwnicami. Bezużyteczne granaty przeciwpancerne uzbrajały w kilka minut. Nie było łatwo, najczęściej bardzo niebezpiecznie, ale nie może nie śmiać się kiedy opowiada o pierwszym bojowym zadaniu. Kapitan „Michał Kmita” wezwał minerów do utorowania drogi w celu zdobycia Poczty Głównej. Wszyscy z niecierpliwością czekali na wsparcie brodatych i wąsatych saperów, a przyszło sześć drobnych, ślicznych panienek. Chłopcy kompletnie zbaranieli. Poradziły sobie bardzo szybko. Dzięki nim zdobyto niemiecki czołg, który nazwano „Chwat”.
Kiedy słuchałam opowiadania 93 - letniej Pani Basi z uśmiechem myślałam – dynamit z tej kobiety!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz