Henryk Wasilewski zdjęcie sprzed wojny
Stefan Stański z żoną i córką Janiną
Janusz Brochwicz Lewiński z matką Jadwigą
Minął
gorący i piękny sierpień. Ostatni miesiąc wakacji. Dużo dyskutowano o wojnie.
Większość Polaków podchodziła do tematu bardzo spokojnie - na pewno uda się jej
uniknąć. Jeżeli jednak wybuchnie, to potrwa krótko i wreszcie nauczymy Niemców
rozumu.
Minęła
dopiero piąta rano, Witolda Kieżuna i jego matkę zbudził alarm przeciwlotniczy.
Witold wyszedł na balkon, zapytał, jadącego rowerem policjanta: - Czy to alarm
próbny. W odpowiedzi usłyszał: - Nie proszę pana, to wojna! 1 września 1939
roku. W wielu warszawskich domach ludzi budził dźwięk alarmu. Większość była przekonana,
że to ćwiczenia.
Janina
Jankowska (Mańkowska) miała pięć lat. Nie zapomni nigdy alarmu, który zbudził
ją 1 września 1939 roku. Od tej pory ten dźwięk powodował ogromny strach. Ich
dom znajdował się prawie na linii frontu, musieli go opuścić. Znaleźli kąt u
krewnych. Kiedy zakończyły się walki i 28 września podpisano akt kapitulacyjny,
nie mieli dokąd wracać. Na ich dom spadły bomby, zostały same gruzy.
Henryk
Wasilewski skończył 15 lat, od września miał zacząć naukę w gimnazjum im. Lelewela.
Wojna w jego wyobraźni była odzwierciedleniem literatury. Jak większość
chłopców czytał książki o dzielnych żołnierzach i wojownikach. Nawet myślał,
że jak się zacznie, to może opóźnić
rozpoczęcie roku szkolnego, wydłużyć wakacje. Już pierwszego dnia okazało się,
że to co się działo nie miało nic wspólnego z jego wyobraźnią. Kiedy widział spadające bomby, płonące domy i
ginących ludzi, zrozumiał czym jest wojna.
Janusz
Brochwicz Lewiński spędzał urlop u babki, tam dostał rozkaz stawienia się w
jednostce. Pożegnał się ze zrozpaczoną matką, nigdy już nie mieli możliwości
spotkania się. Walczył na wschodnich terenach Polski. Kiedy Sowieci bez
wypowiedzenia wojny przekroczyli granicę Rzeczpospolitej, pomimo, że oddział
nie dostał rozkazu, podjęli walkę. 17 września, w dzień jego dziewiętnastych
urodzin, dostał się do sowieckiej niewoli. Jeszcze tego samego dnia wielu
oficerów i podoficerów zakwalifikowano do grupy „burżuj”, a to oznaczało wyrok
śmierci wykonany natychmiast. Części skazanym, również Brochwicz Lewińskiemu,
odroczono wykonanie egzekucji, mieli czekać na śmierć. Ciężko było czekać na
śmierć, kiedy właśnie skończyło się 19 lat. Udało mu się uciec. Przeżył!
1 września Kazimierza Radwańskiego i jego
rodziców zbudziły wybuchy, ojciec z zadowoleniem stwierdził, że wojsko ma coraz
więcej ćwiczeń. Z radia dowiedzieli się, że to wojna. Kazik był harcerzem,
przeszedł szkolenie. Jego drużyna została skierowana do straży pożarnej, poczuł
się jak prawdziwy żołnierz. Po kilku dniach wrócił do domu i razem z ojcem,
dyrektorem Muzeum Techniki, organizowali punkt noclegowy i żywieniowy dla
uchodźców. 25 września podczas największego bombardowania Warszawy , zostało
całkowicie zniszczone muzeum i ich mieszkanie.
Ksiądz Henryk Kietliński we wrześniu 1939 roku
miał siedem lat i czekało go rozpoczęcie nauki szkolnej. Kiedy wybuchła wojna, rodzice
bardzo martwili się o najstarszego syna Wacława, w lutym został powołany do
wojska. Ostatni raz był w domu w połowie sierpnia, żegnano go z lękiem,
przeczuwano wybuch wojny. Wacław z wojny nie wrócił. We wrześniu 1939 roku jego
oddział stoczył ciężkie walki w okolicach Modlina. Niemcy zebrali wszystkich
rannych, również Wacława, przewieźli do pobliskich stodół i podpalili. Wszyscy
żywcem spłonęli. Matka nigdy nie poznała prawdy, nie wiedziała jak zginął jej ukochany syn. Henryk
dowiedział się jak zginął brat od jego kolegów. Zdecydowali się powiedzieć mu prawdę
dopiero jak został księdzem.
Z
wojny nie wrócił również ojciec Janeczki Gutowskiej, zawodowy oficer Wojska
Polskiego. 1 września był jeszcze w Warszawie, na kolację przyszedł do domu.
Następnego dnia zupełnie spokojnie jakby nie było wojny, jak przez wszystkie
wcześniejsze lata, zjadł z rodziną śniadanie. Przed wyjściem pożegnał się z
żoną i córkami. Atmosfera tego pożegnania zaciążyła nad życiem Janeczki.
Pocałował ją w rękę i prosił, żeby do jego powrotu zajęła się matką i młodszą
siostrą. Do tej pory to ona całowała ojca w rękę i to o nią się troszczono.
Zginął zamordowany w Starobielsku. Janeczka odzyskała spokój, kiedy 1991 roku
pierwszy raz pojechała do Starobielska. Ucałowała ziemię po, której szedł jej
ojciec.
Wszyscy, którzy przeżyli dziękowali Opatrzności za ocalenie życia. Nawet jak stracili cały dobytek, dom legł w gruzach, to każdy z nich powtarzał: - Najważniejsze, że żyjemy! Wśród tych, którzy wrócili z wojny był Stanisław Pocztarski i Stefan Stański. Jednak dla nich i wielu innych, to była tylko odroczona śmierć…
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń