W czasie okupacji Celestynów był niewielką
miejscowością z małą stacją na linii kolejowej z Lublina do Warszawy. Środa 19
maja 1943 roku nie różniła się tutaj niczym szczególnym od pozostałych dni roku. Tego dnia w oddalonej o około 40 kilometrów
Warszawie grupa młodych ludzi pod dowództwem Tadeusza Zawadzkiego ps. Zośka
przygotowywała się do akcji odbicia więźniów. Mieli być przewożeni z Majdanka
do Auschwitz, więźniarką doczepioną do składu pociągu.
Po zmierzchu oddział był już na miejscu w Celestynowie. Zajęli wyznaczone pozycje, kilku siedziało na peronowych ławkach, udawali zwykłych pasażerów. Przyjazd pociągu był przewidziany o 22.00, miał mieć krótki postój. Czas płynął a on nie nadjeżdżał. Chłopcy cierpliwie czekali. Po północy usłyszeli odgłosy zbliżających się wagonów. Niestety był to pociąg przewożący żołnierzy Wehmachtu. Zatrzymał się około 400 metrów przed stacją. Pomimo, że odległość była niewielka, a żołnierze niemieccy doskonale uzbrojeni, akcji nie odwołano. Jedynie przecięli kable telefoniczne, żeby utrudnić Niemcom kontakt. Wreszcie nadjechał oczekiwany skład. Doszło do strzelaniny. Granaty rzucone przez niemieckich strażników na chwilę wywołały panikę po polskiej stronie. Po chwili sytuacja została opanowana. Więźniarkę udało się otworzyć łomami. Zostało uwolnionych 49 więźniów. Akcję pod Celestynowem zaliczono do bardziej udanych. Gdyby nie śmierć dwóch kolegów…
Stanisław Kotorowicz został ranny w okolice serca. Włodzimierz Stysło pochylił się nad nim, żeby mu pomóc. Dostał w kark i szyję. Obaj zmarli.
O akcji pod Celestynowem opowiada Urszula Katarzyńska „Ula”, najmłodsza łączniczka dowództwa „Broda 53”. Wspomnienie pochodzi z mojej książki „Powstańcy 44. Bohaterowie i świadkowie”.
Po zmierzchu oddział był już na miejscu w Celestynowie. Zajęli wyznaczone pozycje, kilku siedziało na peronowych ławkach, udawali zwykłych pasażerów. Przyjazd pociągu był przewidziany o 22.00, miał mieć krótki postój. Czas płynął a on nie nadjeżdżał. Chłopcy cierpliwie czekali. Po północy usłyszeli odgłosy zbliżających się wagonów. Niestety był to pociąg przewożący żołnierzy Wehmachtu. Zatrzymał się około 400 metrów przed stacją. Pomimo, że odległość była niewielka, a żołnierze niemieccy doskonale uzbrojeni, akcji nie odwołano. Jedynie przecięli kable telefoniczne, żeby utrudnić Niemcom kontakt. Wreszcie nadjechał oczekiwany skład. Doszło do strzelaniny. Granaty rzucone przez niemieckich strażników na chwilę wywołały panikę po polskiej stronie. Po chwili sytuacja została opanowana. Więźniarkę udało się otworzyć łomami. Zostało uwolnionych 49 więźniów. Akcję pod Celestynowem zaliczono do bardziej udanych. Gdyby nie śmierć dwóch kolegów…
Stanisław Kotorowicz został ranny w okolice serca. Włodzimierz Stysło pochylił się nad nim, żeby mu pomóc. Dostał w kark i szyję. Obaj zmarli.
O akcji pod Celestynowem opowiada Urszula Katarzyńska „Ula”, najmłodsza łączniczka dowództwa „Broda 53”. Wspomnienie pochodzi z mojej książki „Powstańcy 44. Bohaterowie i świadkowie”.
Naszym
pierwszym dowódcą był Tomasz Zan, ostatni z rodu Zanów. Na jego ręce złożyłyśmy
przysięgę. W tym czasie bardzo polubiłam się ze Staśkiem Kotorowiczem,
właściwie to sympatyzowaliśmy. Był przystojny, sympatyczny, wiele już przeżył i
widział, potrafił o tym opowiadać. Pierwszą akcją w, której miał brać udział
oddział dyspozycyjny „Kedywu” , było odbicie więźniów przewożonych koleją z
zamku lubelskiego do Auschwitz. Wykonanie jej zaplanowano na noc z 19 na
20 maja 1943 roku na stacji kolejowej w Celestynowie. Chłopcy odjeżdżali z
Belwederskiej róg Chełmskiej. Poszłyśmy z Baśką odprowadzić ich i pożegnać się.
Jechali wieczorem, odkrytym samochodem, było chłodno. Pobiegłam do domu po
gruby harcerski sweter, pozostałość po obozach harcerskich. Dałam go Staśkowi.
Akcja się udała. Uwolniono i bezpiecznie ewakuowano 49 więźniów. Zginęło czterech
gestapowców. To była już końcówka akcji, kiedy od strony pociągu padły strzały.
Śmiertelnie raniły dwóch naszych: Włodka Stysło i Staśka Kotorowicza. Zmarli w
drodze powrotnej w samochodzie. Koledzy dowieźli ich do Warszawy
i zostawili przy szpitalu Przemienienia Pańskiego. Potem wykupiono ich
ciała. Pogrzebani zostali na Cmentarzu Bródnowskim. Kilka dni później
ekshumowano ich i przewieziono na cmentarz wojskowy na Powązkach. To była
pierwsza śmierć tak bliskich nam osób. Trudno było się z tym pogodzić.
Minęły już 73 lata od nocy z 19 na 20 maja , kiedy w
Celestynowie odbito więźniów przewożonych do obozu koncentracyjnego w
Oświęcimiu. Odeszli na zawsze uczestnicy, coraz mniej świadków zdarzeń. Pamięć
trwa! Pielęgnują i kultywują ją nauczyciele i uczniowie Szkoły Podstawowej im.
Batalionu „Zośka” w Celestynowie. Utrzymują stały kontakt ze swoimi patronami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz