wtorek, 1 października 2019

167. Historia jednego zdjęcia


Chociaż obie wychowały się w Warszawie, w czasie okupacji działały w konspiracji, a w Powstaniu pełniły służbę jako sanitariuszki liniowe, pierwszy raz spotkały się wiele lat po wojnie.
 Maria Pajzderska ps. Marysia  była w Batalionie „Gustaw”. W pierwszych dniach sierpnia jej kompania „Grażyna” i kompania „Genowefa” zostały odcięte od swojego macierzystego batalionu, który przeszedł ze Śródmieścia  na Starówkę. Osierocone kompanie stały się zalążkiem nowego Batalionu „Harnaś”.  Do ponownego połączenia się obu batalionów doszło 3 września.
Barbara Gancarczyk z domu Piotrowska ps. Pająk, sanitariuszka liniowa, związana była z Batalionem „Wigry”,  walczącym na Starówce.  Już w pierwszych godzinach Powstania byli ranni i zabici. Nie śmierć była najstraszniejsza, ale świadomość, że można godzinami umierać w samotności, leżąc gdzieś na linii ostrzału.  Basia obiecała kolegom, że żadnego z nich nie zostawi, do końca będzie ich ratowała.
Koniec przyszedł 31 sierpnia, po kapitulacji Starówki dostała rozkaz ewakuacji kanałami, wtedy razem ze swoją przyjaciółką Janiną Gruszczyńską pierwszy raz nie wykonały rozkazu…
Na Starówce niewiele zostało sanitariuszek, a rannych bardzo dużo. Nie mogły odejść i ich zostawić, przecież dały chłopcom słowo. Podobnie postąpił ksiądz Tomasz Rostworowski, który na propozycję przejścia kanałami do Śródmieścia powiedział: - Nie opuszczę swoich rannych do końca.
 Biegał po Starówce szukał rannych przebywających w piwnicach, a potem przenosił ich na własnych plecach do szpitala. 2 września na dziedzińcu Ministerstwa Sprawiedliwości przy ulicy Długiej 7, gdzie mieścił się szpital, dziewczęta spotkały ojca Tomasza. Był bardzo zdenerwowany, poprosił je o pomoc. W piwnicy przy Kilińskiego 3 leżą ranni z Batalionu „Gustaw”, jest ich kilkunastu. Basia i Janka nie zastanawiały się ani chwili, złapały nosze i pobiegły na ratunek. Ksiądz wytargował u Niemców, żeby sanitariuszki mogły wejść do budynku i pobiegł w poszukiwaniu rannych, przeszukiwać okoliczne piwnice. Niestety dalej droga była zamknięta, pilnujący oficer kazał im się wynosić, bo wszyscy ranni to bandyci i będą rozstrzelani. Dziewczęta nie zamierzały ustąpić, czasu było niewiele budynek od góry płonął. Janka doskonale znała niemiecki. Doszło do ostrej wymiany zdań, Niemiec krzyczał, drwił i śmiał się, ale było widać, że powoli ustępuje. Wreszcie nieugięta postawa młodziutkich sanitariuszek, ich wielka odwaga obudziła w nim odruch człowieczeństwa, powiedział im, że są dzielne i mogą zabrać rannych. Dwie drobniutkie dziewczyny, wychudzone i nieludzko zmęczone musiały wynieść kilkunastu chłopców. Resztkami sił układały ich na noszach i po kolei wynosiły z budynku, byle dalej od ognia, który objął już parter, duszący dym utrudniał oddychanie. Najtrudniej było pokonywać schody. Udało się wynieść wszystkich. Następny etap, to transport do szpitala na Długiej… Nie zdążyły. Niemcy spacyfikowali szpital, wymordowali wszystkich rannych. Basia i Janka nie mogły już wrócić po chłopców wyniesionych z piwnicy. Razem z ocalonymi mieszkańcami Starówki zostały przetransportowane do Pruszkowa. Domyślały się jaki los spotkał tych, o których tak walczyły…
Barbara Piotrowska i Janina Gruszczyńska wróciły do Warszawy 10 lutego 1945 roku i zaraz następnego dnia poszły na Starówkę. W bramie przy Kilińskiego 3 leżały zwęglone zwłoki, nie sposób było policzyć ile ich było, ani rozpoznać rysów. Jednego były pewne – to chłopcy z Batalionu „Gustaw” z takim trudem wyniesieni z płonącego budynku. Jance wydawało się, że jeden z nich ocalał, w Pruszkowie gdzieś w oddali widziała jego twarz…
Barbara Gancarczyk bezskutecznie szukała jego śladów. Po 35 latach od tamtych zdarzeń zadzwonił telefon, mężczyzna po drugiej stronie przedstawił się: - Eugeniusz Wegner, ocalony przez ciebie żołnierz z Batalionu „Gustaw – Harnaś”…”
W 1985 roku Środowisko „Gustaw – Harnaś” przyznało Barbarze Gancarczyk i Janinie Gruszczyńskiej Jasiak, odznakę honorową z adnotacją: „ Pamiętamy o ofiarnej pomocy rannym żołnierzom pozostawionym na Starówce.”
Maria Pajzderska poznała Basię na jednym ze spotkań środowiska „Gustaw – Harnaś”, polubiły się bardzo. Mieszkają w różnych miastach, spotykają się rzadko, czasem rozmawiają przez telefon, ale łączy je wyjątkowa więź: - To co zrobiła Basia jest wielkim i prawdziwym bohaterstwem. Jest mi więcej niż bliska – mówi Marysia.
24 września w Muzeum Powstania Warszawskiego odbyła się promocja mojej książki „A u nas świeci słońce. Życiorys naznaczony okupacją i Powstaniem”, której bohaterką jest Maria Pajzderska. Na spotkaniu nie mogło zabraknąć Pani Basi Gancarczyk…