Danusia i Marysia Czapskie
Jak to jest umierać,
kiedy ma się 22 lata? Zostawić wszystkie marzenia, wielkie kochania,
najpiękniejsze zachwyty. Zostawić buciki z wężowej skóry i pójść daleko w
nieznane…
Danusia Czapska, urodziła się w 1922 roku. Miała dwa lata młodszą siostrę Marysię. Dziewczynki od najmłodszych lat bardzo się różniły. Danusia ustępliwa, pogodna i bardzo wyciszona. Wojownik z niej był marny. Raczej Westalka - wrażliwa, troskliwa, urodziła się na opiekunkę i matkę. Marysia miała energii i szalonych pomysłów za obie. Czasem mama i babcia musiały ingerować, żeby Danusia nie ustępowała we wszystkim młodszej siostrze. Pomimo tych różnic charakteru i temperamentu, kochały się do szaleństwa i były sobie potrzebne.
Mieszkały przy ulicy Filtrowej, kiedy w 1939 roku wkroczyli Niemcy, wyrzucili ich z domu. Zostały bez środków do życia. Danusia skończyła szkołę Gospodarstwa Wiejskiego w Chyliczkach i zaczęła pracować w Gospodarstwie Rolnym przy szpitalu w Tworkach. Zamieszkała tam razem z mamą. Wiele od życia nie chciała, ale w tym maleńkim świecie umiała znaleźć szczęście. Marysia została w Warszawie, działała w konspiracji. Danusia tak bardzo bała się o siostrę. Przy każdym spotkaniu błagała, żeby ta była ostrożna.
Dlaczego dziewczyna, która zawsze była daleko, od wszelkiej działalności konspiracyjnej, zdecydowała się walczyć? Chyba początków tej decyzji należy szukać w zdarzeniu z czasów okupacji, to najpewniej miało wpływ na decyzję pójścia do Powstania.
Była niedziela, obie dziewczyny szły Alejami Ujazdowskimi i rozmawiały. Taki niedzielny spacer, jakby zapomniały o otaczającym je okrucieństwie. Danusia roześmiała się (tak rzadko jej się to zdarzało). W tym momencie mijali ich niemieccy żołnierze. Jeden zatrzymał się i uderzył ją w twarz. Marysię wściekłość chwyciła za gardło, zacisnęła pięści. Spojrzała na Dankę. Była zupełnie spokojna, tylko łzy płynęły po jej ślicznej buzi.
Kilka tygodni przed Powstaniem, powiedziała siostrze, że gdyby się coś działo, gdyby to już nastąpiło, ona chce pójść do Powstania. Marysia wprowadziła ją do patrolu sanitarnego kompanii „Grażyna”. Razem poszły 1 sierpnia, na godzinę 15:00 do punktu mobilizacyjnego.
15 sierpnia 1944 roku to był wtorek, dzień świąteczny. Rozpoczął się trzeci powstańczy tydzień. Na Mazowieckiej 4, gdzie kwaterowała „Grażyna”, przygotowywano się do obchodów Dnia Żołnierza. Marysi tam nie było, poszła w rejon Grzybowskiej i Towarowej, gdzie toczyły się ciężkie walki, potrzebne były sanitariuszki. Cieszyła się, że przynajmniej Danusia jest bezpieczna – przecież na Mazowieckiej jest bezpiecznie i świątecznie...
O 16:30 pociski z „krów” uderzyły w „Prudential”. Piętnaście minut później pociski trafiły w sąsiadującą z nimi kawiarnię „U aktorek”. Od frontu zaczął płonąć ich budynek, restauracja Potockiego. Zbiórka na dziedzińcu i rozkaz – trzeba gasić… Nagle niemiłosierny huk, błysk i potworny żar! Pocisk „krowy” spadł kilka metrów, od zebranych żołnierzy. Palący fosfor, przyklejał się do twarzy, rąk, nóg, palił ubrania. Nie dało się ugasić. Ranni dowódcy nie byli w stanie kierować akcją ratowniczą. Palący się żywcem tarzali się po podwórzu, wbiegali na piętra i skakali w dół. Straty „Grażyny” były ogromne. Umierali na miejscu tragedii, po kilku minutach męczarni. Ocalałych przenoszono do szpitala w budynku PKO, umierali po kilku – kilkunastu godzinach. Byli też tacy, których cierpienie trwało kilka albo kilkanaście dni. Wśród nich była sanitariuszka ochotniczka, Danusia Czapska.
Po 36 godzinach Marysia wróciła na Mazowiecką. Pierwsza osoba, którą spotkała powiedziała , że Danusia jest ranna. Kiedy weszła do siostry, ta była zupełnie przytomna. Miała zabandażowane dłonie i ręce do łokci, i calutką buzię. Nakarmiła ją, podała papierosa, którego musiała cały czas sama trzymać, bo Danusia nie była w stanie. Chciała, żeby zawiadomić matkę. Od tej pory już nic nie było takie samo… Marysia zawiadomiła matkę. Potem poszła do Powstania i walczyła do końca, to był jej obowiązek. Wierzyła, że Danusia wyjdzie z tego. Cały czas myślała o matce i siostrze. Martwiła się, że straciła z nimi kontakt. Po kapitulacji, uciekła z transportu. Miała jeden cel – odnaleźć je. Udało się. Znalazła w szpitalu w Komorowie. Danusia żyła… Żyła jeszcze, ale tego samego dnia zmarła. Marysia przeszła przez całe Powstanie, wiele widziała, ale jej świat legł w gruzach 6 października 1944 roku. Przez wszystkie dni walki o życie Danusi, była z nią matka. Były też buciki z wężowej skórki, niesione cały czas przez zrozpaczoną matkę. Resztki nadziei i szczęścia. Miały być założone w dniu ślubu. Pantofelki stały się symbolem tragicznego losu tej rodziny…
Danusia Czapska, urodziła się w 1922 roku. Miała dwa lata młodszą siostrę Marysię. Dziewczynki od najmłodszych lat bardzo się różniły. Danusia ustępliwa, pogodna i bardzo wyciszona. Wojownik z niej był marny. Raczej Westalka - wrażliwa, troskliwa, urodziła się na opiekunkę i matkę. Marysia miała energii i szalonych pomysłów za obie. Czasem mama i babcia musiały ingerować, żeby Danusia nie ustępowała we wszystkim młodszej siostrze. Pomimo tych różnic charakteru i temperamentu, kochały się do szaleństwa i były sobie potrzebne.
Mieszkały przy ulicy Filtrowej, kiedy w 1939 roku wkroczyli Niemcy, wyrzucili ich z domu. Zostały bez środków do życia. Danusia skończyła szkołę Gospodarstwa Wiejskiego w Chyliczkach i zaczęła pracować w Gospodarstwie Rolnym przy szpitalu w Tworkach. Zamieszkała tam razem z mamą. Wiele od życia nie chciała, ale w tym maleńkim świecie umiała znaleźć szczęście. Marysia została w Warszawie, działała w konspiracji. Danusia tak bardzo bała się o siostrę. Przy każdym spotkaniu błagała, żeby ta była ostrożna.
Dlaczego dziewczyna, która zawsze była daleko, od wszelkiej działalności konspiracyjnej, zdecydowała się walczyć? Chyba początków tej decyzji należy szukać w zdarzeniu z czasów okupacji, to najpewniej miało wpływ na decyzję pójścia do Powstania.
Była niedziela, obie dziewczyny szły Alejami Ujazdowskimi i rozmawiały. Taki niedzielny spacer, jakby zapomniały o otaczającym je okrucieństwie. Danusia roześmiała się (tak rzadko jej się to zdarzało). W tym momencie mijali ich niemieccy żołnierze. Jeden zatrzymał się i uderzył ją w twarz. Marysię wściekłość chwyciła za gardło, zacisnęła pięści. Spojrzała na Dankę. Była zupełnie spokojna, tylko łzy płynęły po jej ślicznej buzi.
Kilka tygodni przed Powstaniem, powiedziała siostrze, że gdyby się coś działo, gdyby to już nastąpiło, ona chce pójść do Powstania. Marysia wprowadziła ją do patrolu sanitarnego kompanii „Grażyna”. Razem poszły 1 sierpnia, na godzinę 15:00 do punktu mobilizacyjnego.
15 sierpnia 1944 roku to był wtorek, dzień świąteczny. Rozpoczął się trzeci powstańczy tydzień. Na Mazowieckiej 4, gdzie kwaterowała „Grażyna”, przygotowywano się do obchodów Dnia Żołnierza. Marysi tam nie było, poszła w rejon Grzybowskiej i Towarowej, gdzie toczyły się ciężkie walki, potrzebne były sanitariuszki. Cieszyła się, że przynajmniej Danusia jest bezpieczna – przecież na Mazowieckiej jest bezpiecznie i świątecznie...
O 16:30 pociski z „krów” uderzyły w „Prudential”. Piętnaście minut później pociski trafiły w sąsiadującą z nimi kawiarnię „U aktorek”. Od frontu zaczął płonąć ich budynek, restauracja Potockiego. Zbiórka na dziedzińcu i rozkaz – trzeba gasić… Nagle niemiłosierny huk, błysk i potworny żar! Pocisk „krowy” spadł kilka metrów, od zebranych żołnierzy. Palący fosfor, przyklejał się do twarzy, rąk, nóg, palił ubrania. Nie dało się ugasić. Ranni dowódcy nie byli w stanie kierować akcją ratowniczą. Palący się żywcem tarzali się po podwórzu, wbiegali na piętra i skakali w dół. Straty „Grażyny” były ogromne. Umierali na miejscu tragedii, po kilku minutach męczarni. Ocalałych przenoszono do szpitala w budynku PKO, umierali po kilku – kilkunastu godzinach. Byli też tacy, których cierpienie trwało kilka albo kilkanaście dni. Wśród nich była sanitariuszka ochotniczka, Danusia Czapska.
Po 36 godzinach Marysia wróciła na Mazowiecką. Pierwsza osoba, którą spotkała powiedziała , że Danusia jest ranna. Kiedy weszła do siostry, ta była zupełnie przytomna. Miała zabandażowane dłonie i ręce do łokci, i calutką buzię. Nakarmiła ją, podała papierosa, którego musiała cały czas sama trzymać, bo Danusia nie była w stanie. Chciała, żeby zawiadomić matkę. Od tej pory już nic nie było takie samo… Marysia zawiadomiła matkę. Potem poszła do Powstania i walczyła do końca, to był jej obowiązek. Wierzyła, że Danusia wyjdzie z tego. Cały czas myślała o matce i siostrze. Martwiła się, że straciła z nimi kontakt. Po kapitulacji, uciekła z transportu. Miała jeden cel – odnaleźć je. Udało się. Znalazła w szpitalu w Komorowie. Danusia żyła… Żyła jeszcze, ale tego samego dnia zmarła. Marysia przeszła przez całe Powstanie, wiele widziała, ale jej świat legł w gruzach 6 października 1944 roku. Przez wszystkie dni walki o życie Danusi, była z nią matka. Były też buciki z wężowej skórki, niesione cały czas przez zrozpaczoną matkę. Resztki nadziei i szczęścia. Miały być założone w dniu ślubu. Pantofelki stały się symbolem tragicznego losu tej rodziny…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz