wtorek, 24 maja 2016

54. Bombowe dziewczyny. Opowieść minerki.

 Rok 1943, pasowanie na pielęgniarkę, Basia Matys
Barbara Matys Wysiadecka maj 2016 rok

Moje zainteresowanie minerkami zaczęło się od listu prof. Kazimierza Radwańskiego. Kończył się on  słowami: „Na koniec, na pożegnanie opowiem Ci o niezwykłych dziewczynach, o minerkach… Niemal codziennie te wszystkie bezimienne dziewczyny z powstańczej Warszawy, drobnymi dłońmi otwierały jakieś bramy, wysadzały mury…”. To był naprawdę ostatni jego list. Niespodziewanie, jakby w pół zdania odszedł na zawsze. Prosił, żebym zainteresowała się ich historiami. Obiecał „pogrzebać” w pamięci i napisać więcej. On nie napisał, ja nie znałam osobiście żadnej z minerek. Jedyne co mogłam zrobić to w książce, która w czerwcu ukaże się, umieścić fragment listu napisanego przez prof. Kazimierza Radwańskiego, dotyczącego tych dzielnych dziewczyn.
Wiele razy w moim życiu zdarzało się, że zbieg okoliczności uzupełniał luki…
W MPW spotkałam się z Panią Wandą Traczyk Stawską, była ze swoją przyjaciółką, Barbarą Matys Wysiadecką. Zostałyśmy sobie przedstawione. Pani Basia okazała się jedną z trzech żyjących minerek. W czasie okupacji było przeszkolonych 55 dziewczyn, które brały udział w Powstaniu. Były z Kobiecych Oddziałów Osłonowych Tajnych Zakładów Wydawniczych. Wiedziały wszystko o materiałach wybuchowych – jakie są rodzaje i jak je wykorzystać. Umiały podkładać środki zapalające i gasić pożary. Znały się na konstrukcji mostów i wiedziały jak je wysadzać. W czasie okupacji transportowały materiały wybuchowe w wyznaczone miejsca.
Basia Matys skończyła szkołę dla pielęgniarek. Miała w sobie taki bardzo kobiecy instynkt opiekuńczy. We wrześniu 1939 roku skończyła 16 lat, mieszkała w Skolimowie. Nie mogła bezczynnie siedzieć i patrzeć jak inni walczą. Od urodzenia tak była wychowywana, że „Ojczyzna” i „Wolność” to dla Polaka najświętsza świętość. Zgłosiła się do szpitala polowego jako pomoc. Wykonywała prace pomocnicze i starała się być przy tych, którym już lekarz pomóc nie mógł. Potem była szkoła pielęgniarska, praca w schronisku dla sierot. Zaczęła się konspiracja. Nie umie odpowiedzieć dlaczego poszła do dywersji i została minerką. Zawsze przecież chciała ratować. W domu nie mieli pojęcia co ona robi. Kiedy jej przyjaciółka Marysia Mioduszewska dowiedziała się o jej minerskim szkoleniu, nawrzeszczała na nią straszliwie. Nie zniechęciła się, ale wiele razy miała wątpliwości, szczególnie w Powstaniu. Ludzie umierali, krew się lała, powinna być w służbach medycznych. W Powstaniu spotkała swoją dyrektorkę ze szkoły pielęgniarskiej, uciekła. Nie chciała z nią rozmawiać. Co jej powie? Po zdobyciu PAST-y radiostacja „Błyskawica” nadała relację i padły tam nazwiska dzielnych mnierek, była też wymieniona Basia. Od koleżanek dowiedziała się , że słyszała to jej dyrektorka i powiedziała z dumą – to nasza Baśka Matysówna. Od tego dnia przestała mieć wątpliwości, że jej praca jest ważna i potrzebna.
Całe Powstanie były bardzo aktywne, nawet posiłki jadały w biegu. Na Mszę czy nabożeństwo wpadały, klękały, żegnały się, chwilę modliły i dalej biegły. Z ciężkim plecakiem wypełnionym materiałem wybuchowym i osprzętem minerskim, przechodziły dachami i piwnicami. Bezużyteczne granaty przeciwpancerne uzbrajały w kilka minut. Nie było  łatwo, najczęściej bardzo niebezpiecznie, ale nie może nie śmiać się kiedy opowiada o pierwszym bojowym zadaniu. Kapitan „Michał Kmita”  wezwał minerów do utorowania drogi w celu zdobycia Poczty Głównej. Wszyscy z niecierpliwością czekali na wsparcie brodatych i wąsatych saperów, a przyszło sześć drobnych, ślicznych panienek. Chłopcy kompletnie zbaranieli.  Poradziły sobie bardzo szybko. Dzięki nim zdobyto niemiecki czołg, który nazwano „Chwat”.
Kiedy słuchałam opowiadania 93 - letniej Pani Basi z uśmiechem myślałam – dynamit z tej kobiety!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz