niedziela, 1 maja 2016

33. O moim pisaniu

Moje pisanie, to wszystko czym żyje!





Piszę bo to moja miłość, pasja, powołanie. Panaceum na wszystkie dobre i złe strony życia.
Pisałam od dziecka, kiedy było mi smutno i radośnie. Kiedy zachwyt był tak wielki, że zwyczajne słowa nie były w stanie tego wyrazić. Na kartki papieru przelewałam swój ból i smutek.
Mieszkałam w „raju”. Wielki ogród, jaśminy, bzy, akacje, brzozy, staw… Długie niedzielne spacery z Najważniejszym Człowiekiem. Uczył mnie zachwytu nad każdym źdźbłem trawy, śpiewem ptaków, deszczem, słońcem… Uczył mnie patrzeć, kochać i cieszyć się. Każdy rzeczownik musiał mieć swój przymiotnik  - cudny, piękny, zachwycający, niepowtarzany…
Zaczęłam pisać wiersze. Nikt ich nie czytał, ich żywot kończył się w mojej szufladzie, a potem w koszu na śmieci. Miały być moim radzeniem sobie z emocjami.
W szkole okazało się, że piszę dobre wypracowania.  Jak każdy uczeń, czasem zapominałam o zadaniach domowych…
Polonistka rzadko sprawdzała prace domowe. Na początku lekcji wybrane przez nią osoby, czytały wypracowania. Padło na mnie, a w zeszycie pusta strona. Dzielnie wstałam i przeczytałam. Dopiero kiedy skończyłam, zorientowałam się, ze stała za moimi plecami. Wróciła do biurka i zaczęła bić mi brawo. Nikt nie wiedział dlaczego. Po lekcji podeszłam do niej, żeby przeprosić. Powiedziała: - Na jutro napisz. Może do tego czasu ochłonę, bo to było spore przeżycie.
Kiedy zaczęłam czytać prawdziwą, piękną literaturę, przestałam pisać. Było mi wstyd za to moje marne pisanie. Studiowałam dziennikarstwo, ale unikałam  wszelkich pracowni szlifujących słowo pisane. Powtarzałam sobie – pisać mnie już nikt nie nauczy.
Przed prawdziwą miłością i powołaniem nie ucieknie człowiek. Dopadło mnie i już żyć bez tego nie mogę. Zdarza mi się budzić w nocy  siadać do komputera,  w zatłoczonym tramwaju zapisywać na chusteczkach higienicznych…
Komputer to mój warsztat pracy, ale nie mogłabym funkcjonować bez zapisanych karteczek. Moje biurko tonie w skrawkach papieru. Zapisuję ważne myśli, zasłyszane słowa, numery telefonów, wiadomości… Kiedy papiery uniemożliwiają funkcjonowanie, wyrzucam do kosza na śmieci. Opróżniam go kiedy już żadna siła nie jest w stanie wepchnąć najmniejszego skrawka. Wcale nie wynika to z mojego umiłowania bałaganu, ale z przezorności. W poszukiwaniu bezcennej wiadomości zdarzało mi się spędzić wieczór przy koszu na śmieci i rozwijaniu pogniecionych karteluszek. Nigdzie tak dobrze mi się nie pracuje jak w moim pokoju z wszechobecnymi notatkami, książkami, kalendarzami, długopisami i kwiatami.
Nie mam wątpliwości, ze resztę życia poświęcę na pisanie. Chyba nie ma nic złego w tym, że chciałabym  „trafić pod strzechy”, ale największe szczęście daje mi samo pisanie. Nie byłoby go gdyby nie…  ludzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz