Danuta Magreczyńska Kieżun "Jola"
Tytus Karlikowski "Wąż"
Zamiast wstępu, wprowadzenia – cisza! Oni szli
kanałami…
Urszula Kurkowska Katarzyńska kanałami przechodziła 2 razy. Pierwszy raz ze Starówki do Śródmieścia. Ewakuacja rozpoczęła się dopiero 2 września włazem przy placu Krasińskich. „Ula” razem z kolegami weszła w nocy z 30 na 31 sierpnia, z piwnicy zrujnowanego domu. Przewodnikami byli Żydzi, którzy znali doskonale te przejścia. Było jeszcze zupełnie spokojnie. Cisza panująca w kanałach dawała ukojenie, po tym co przeżyli w ostatnich dniach. Przed wejściem do kanału musiała zostawić plecak ze swoimi niewielkim dobytkiem. Wzięła tylko to co mogło zmieścić się w kieszeniach panterki. Szli kilka godzin, dokuczało zmęczenie, a odpoczywać nie było można. Trzeba było trzymać się grupy, iść w ich tempie, żeby nie zabłądzić. Konieczna była idealna cisza. Na górze byli Niemcy, nie mogli zorientować się, że na dole coś się dzieje. Szczęśliwie dotarli do Wareckiej.
„Ula” była przekonana, że to co było na Starówce, było czymś najgorszym, że gorzej być nie mogło. Okazało się, że mogło! Na Czrniakowie... Dlatego kiedy dostali rozkaz zbiórki na Solcu i przejścia kanałami na Mokotów – odetchnęli. Razem z sanitariuszką szła na końcu grupy. W kanałach miały zaczekać na następnych wchodzących i wskazać im drogę – wyjście było przy szóstym włazie. Jak znaleźć ten odpowiedni? Przecież wszędzie ciemno. Sprawdzać nie można, bo wszędzie na górze Niemcy. Ujawnienie się to pewna śmierć. Przy włazach był zawsze powiew świeższego powietrza. "Nos” ich prowadził. Liczyły i szły… Pod nogami czuły twarde, nieregularne przedmioty – to zostawiona broń. Wchodziły na coś miękkiego, bardzo śliskiego – to martwy człowiek. Szły w kompletnym szoku – byle dojść. Doszły szczęśliwie do szóstego włazu przy Wiktorskiej.
Tytus Karlikowski „Wąż” pierwszy raz został ciężko ranny 12 sierpnia na cmentarzu żydowskim. Drugi raz podczas niemieckiego bombardowania na Starówce. Szpitalik w, którym leżał przy Miodowej, został zasypany. Wielu kolegów zginęło, m.in. Janek Romocki „Bonawentura”. Jego odkopali żywego, ale stan był tragiczny. Ksiądz Tomasz Roztworowski udzielił mu ostatniego namaszczenia. Wraz z innymi rannymi miał być przetransportowany z ulicy Hipotecznej do Śródmieścia, ale przebicie się nie udało. Po decyzji o ewakuacji kanałami miał zostać na Starówce, z poharatanymi nogami nie mógł iść. Sanitariuszka Dorota Michałowska zdecydowała, że przeniesie go. Decyzja wręcz heroiczna. Przypięty pasami do jej placów, przy wsparciu kolegów został „dowleczony” do Śródmieścia. Dorota zginęła kilka dni później ratując kogoś innego. Tytus Karlikowski nigdy nie zapomni tego co zrobiła – uratowała mu życie. Bez wątpienia podzieliłby los setek innych Powstańców zamordowanych przez Niemców na Starym Mieście.
Danuta Magreczyńska Kieżun „Jola” jako sanitariuszka ratowała kolegów podczas nieudanego przebicia do Śródmieścia przez Ogród Saski. Po decyzji o ewakuacji kanałami każda sanitariuszka miała przeprowadzić jednego rannego. „Jola” sama szła resztkami sił, bardzo szczupła, wyczerpana fizycznie i psychicznie – zginał jej narzeczony – prowadziła bardzo ciężko rannego. Całym ciężarem opierał się o nią. Traciła równowagę, dokuczało zmęczenie i ból, a trzeba było zachować zupełną ciszę. Po 4 godzinach wyszli z kanału. „Jola” nie wiedziała kogo prowadziła i jaki był dalszy jego los. W latach 90-tych Państwo Kieżunowie zostali zaproszeni do Ottawy na spotkanie z kolegami z Powstania. Większość z nich to byli zupełnie nieznani ludzie. Do Danuty podszedł jeden z gości, przedstawił się – Zdzisław Szelkiński. Ucałował jej dłonie i ze łzami powiedział, że żyje dzięki niej. To on był tym rannym, którego przetransportowała. Jego koledzy, którzy zostali na Starówce zginęli zamordowani przez Niemców.
Alicja Kucharska Karlikowska „Zawiejka” ostatnie dni na Mokotowie wspomina niechętnie, podobnie przejście kanałami. Przez 60 lat nie opowiadała o tym nawet własnym dzieciom. Tego co przeżyli nie wyrażą żadne słowa. Chociaż kiedy usłyszała, że wchodzą do kanałów, to odetchnęła – byle dalej od tego piekła. Nie miała pojęcia co ją czeka tam na dole. Weszli wojskowym szykiem, a potem zrobił się straszliwy bałagan, tłumy ludzi biegały we wszystkie strony, na tyle ile pozwalały kanały. Weszła również ludność cywilna z bagażami, tarasowali przejścia. Ludzkie wycie, skomlenie, oszalałe błagania o zabicie ich, były nie do zniesienia. Gęsta, śmierdząca maź, kanały czasem tak wąskie, że trudno się przecisnąć. Widziała ludzi, którzy tracili zmysły. Szła bez świadomości, pomagał jej porucznik „Jordan” i to jemu zawdzięcza, że udało się dotrzeć do włazu przy Alejach Ujazdowskich. Nie miała pojęcia jak długo szła, od kolegów dowiedziała się, ze trwało to ponad 20 godzin. Przeżyła, a tylu kolegom nie udało się. Przy Dworkowej Niemcy zabili ponad sto osób, które nie dały rady. Chcieli zaczerpnąć świeżego powietrza…
Urszula Kurkowska Katarzyńska kanałami przechodziła 2 razy. Pierwszy raz ze Starówki do Śródmieścia. Ewakuacja rozpoczęła się dopiero 2 września włazem przy placu Krasińskich. „Ula” razem z kolegami weszła w nocy z 30 na 31 sierpnia, z piwnicy zrujnowanego domu. Przewodnikami byli Żydzi, którzy znali doskonale te przejścia. Było jeszcze zupełnie spokojnie. Cisza panująca w kanałach dawała ukojenie, po tym co przeżyli w ostatnich dniach. Przed wejściem do kanału musiała zostawić plecak ze swoimi niewielkim dobytkiem. Wzięła tylko to co mogło zmieścić się w kieszeniach panterki. Szli kilka godzin, dokuczało zmęczenie, a odpoczywać nie było można. Trzeba było trzymać się grupy, iść w ich tempie, żeby nie zabłądzić. Konieczna była idealna cisza. Na górze byli Niemcy, nie mogli zorientować się, że na dole coś się dzieje. Szczęśliwie dotarli do Wareckiej.
„Ula” była przekonana, że to co było na Starówce, było czymś najgorszym, że gorzej być nie mogło. Okazało się, że mogło! Na Czrniakowie... Dlatego kiedy dostali rozkaz zbiórki na Solcu i przejścia kanałami na Mokotów – odetchnęli. Razem z sanitariuszką szła na końcu grupy. W kanałach miały zaczekać na następnych wchodzących i wskazać im drogę – wyjście było przy szóstym włazie. Jak znaleźć ten odpowiedni? Przecież wszędzie ciemno. Sprawdzać nie można, bo wszędzie na górze Niemcy. Ujawnienie się to pewna śmierć. Przy włazach był zawsze powiew świeższego powietrza. "Nos” ich prowadził. Liczyły i szły… Pod nogami czuły twarde, nieregularne przedmioty – to zostawiona broń. Wchodziły na coś miękkiego, bardzo śliskiego – to martwy człowiek. Szły w kompletnym szoku – byle dojść. Doszły szczęśliwie do szóstego włazu przy Wiktorskiej.
Tytus Karlikowski „Wąż” pierwszy raz został ciężko ranny 12 sierpnia na cmentarzu żydowskim. Drugi raz podczas niemieckiego bombardowania na Starówce. Szpitalik w, którym leżał przy Miodowej, został zasypany. Wielu kolegów zginęło, m.in. Janek Romocki „Bonawentura”. Jego odkopali żywego, ale stan był tragiczny. Ksiądz Tomasz Roztworowski udzielił mu ostatniego namaszczenia. Wraz z innymi rannymi miał być przetransportowany z ulicy Hipotecznej do Śródmieścia, ale przebicie się nie udało. Po decyzji o ewakuacji kanałami miał zostać na Starówce, z poharatanymi nogami nie mógł iść. Sanitariuszka Dorota Michałowska zdecydowała, że przeniesie go. Decyzja wręcz heroiczna. Przypięty pasami do jej placów, przy wsparciu kolegów został „dowleczony” do Śródmieścia. Dorota zginęła kilka dni później ratując kogoś innego. Tytus Karlikowski nigdy nie zapomni tego co zrobiła – uratowała mu życie. Bez wątpienia podzieliłby los setek innych Powstańców zamordowanych przez Niemców na Starym Mieście.
Danuta Magreczyńska Kieżun „Jola” jako sanitariuszka ratowała kolegów podczas nieudanego przebicia do Śródmieścia przez Ogród Saski. Po decyzji o ewakuacji kanałami każda sanitariuszka miała przeprowadzić jednego rannego. „Jola” sama szła resztkami sił, bardzo szczupła, wyczerpana fizycznie i psychicznie – zginał jej narzeczony – prowadziła bardzo ciężko rannego. Całym ciężarem opierał się o nią. Traciła równowagę, dokuczało zmęczenie i ból, a trzeba było zachować zupełną ciszę. Po 4 godzinach wyszli z kanału. „Jola” nie wiedziała kogo prowadziła i jaki był dalszy jego los. W latach 90-tych Państwo Kieżunowie zostali zaproszeni do Ottawy na spotkanie z kolegami z Powstania. Większość z nich to byli zupełnie nieznani ludzie. Do Danuty podszedł jeden z gości, przedstawił się – Zdzisław Szelkiński. Ucałował jej dłonie i ze łzami powiedział, że żyje dzięki niej. To on był tym rannym, którego przetransportowała. Jego koledzy, którzy zostali na Starówce zginęli zamordowani przez Niemców.
Alicja Kucharska Karlikowska „Zawiejka” ostatnie dni na Mokotowie wspomina niechętnie, podobnie przejście kanałami. Przez 60 lat nie opowiadała o tym nawet własnym dzieciom. Tego co przeżyli nie wyrażą żadne słowa. Chociaż kiedy usłyszała, że wchodzą do kanałów, to odetchnęła – byle dalej od tego piekła. Nie miała pojęcia co ją czeka tam na dole. Weszli wojskowym szykiem, a potem zrobił się straszliwy bałagan, tłumy ludzi biegały we wszystkie strony, na tyle ile pozwalały kanały. Weszła również ludność cywilna z bagażami, tarasowali przejścia. Ludzkie wycie, skomlenie, oszalałe błagania o zabicie ich, były nie do zniesienia. Gęsta, śmierdząca maź, kanały czasem tak wąskie, że trudno się przecisnąć. Widziała ludzi, którzy tracili zmysły. Szła bez świadomości, pomagał jej porucznik „Jordan” i to jemu zawdzięcza, że udało się dotrzeć do włazu przy Alejach Ujazdowskich. Nie miała pojęcia jak długo szła, od kolegów dowiedziała się, ze trwało to ponad 20 godzin. Przeżyła, a tylu kolegom nie udało się. Przy Dworkowej Niemcy zabili ponad sto osób, które nie dały rady. Chcieli zaczerpnąć świeżego powietrza…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz