sobota, 13 sierpnia 2016

99. Powstańczy kalendarz. 13 sierpnia niedziela

 Barbara Gancarczyk, doktor Tadeusz Podgórski ps. Morwa i sanitariuszki batalionu "Gustaw" przy tablicy upamiętniającej ofiary wybuchu, zdjęcie z 1998 roku
 Janina Gruszczyńska Jasiak ps. Janka
Barbara Gancarczyk i Janina Jasiak wiele lat po Powstaniu.


Mundur nie daje żadnego przywileju, prócz jednego, największego, ofiarnej służy Ojczyźnie, aż po śmierć!                                 „Zryw” sierpień 1944 rok

13 sierpnia 1944 rok, niedziela
Niemcy zajmując Stawki zamknęli pierścień wokół Starego Miasta.
Na ulicy Kilińskiego wybuchł niemiecki transporter ładunków, zabijając ponad 300 osób.
Toczą się zacięte walki o Zamek Królewski
W kinie „Palladium” odbył się pierwszy  pokaz Kroniki filmowej z powstańczej Warszawy.


Barbara Piotrowska Gancarczyk ps. Pająk
Późnym popołudniem, około godziny 17, na dole, na ulicy zrobiło się ogromne zamieszanie. Krzyki, śpiewy, wiwaty. Nie miałyśmy wątpliwości, że to manifestacja radości. Kto mógł, wybiegł na balkon, reszta gromadziła się w oknach. Od Nowomiejskiej, Podwalem jechała tankietka, dosłownie oblepiona ludźmi. Powiewała na niej biało- czerwona flaga. Z każdą chwilą było więcej gapiów. Ludzie wychodzili z domów, bram, piwnic. Mnóstwo dzieci, harcerze z opaskami, całe rodziny. Każdy próbował być jak najbliżej, najlepiej dotknąć pojazdu. Dowiedziałyśmy się, że to zdobyczna maszyna, stąd tyle radości. Nam również udzielił się stan wielkiej euforii. Krzyczałyśmy, biłyśmy brawo, posyłałyśmy całusy i machałyśmy rekami. Stałam oparta o balustradę, obok mnie Janka.
Czołg skręcił w Kilińskiego, jechał w kierunku Długiej. Nagle zatrzymał się, a kierujący wyskoczył i zaczął coś naprawiać, komentowaliśmy, że na pewno to awaria, coś się zepsuło.  Niespodziewanie zobaczyłam wielki błysk, zabrakło powietrza. Wszystko zmieniło się w ułamku sekundy. Upadłam ogłuszona. Gdzieś w przebłyskach świadomości, żegnałam się ze światem, z najbliższymi, z mamą. Byłam przekonana, że umieram, że to wybuch „szafy”. Kompletna pustka, straciłam przytomność. Nie wiem jak długo nie miałam poczucia czasu. Kiedy powoli zaczęłam odzyskiwać świadomość, powoli docierało do mnie co się stało, zupełnie mnie to otrzeźwiło. Dookoła były strzępy ludzkich ciał. Czułam mdły, duszący zapach krwi. Ręce i nogi, całe moje ciało było lepkie od krwi, spódnica była w strzępkach. Leżałam na kłębowisku ludzkich ciał, tych co jeszcze przed chwilą stali obok mnie i wiwatowali. Ktoś próbował wyczołgać się spod tej sterty. Powoli poruszałam się, nic nie bolało. Zrozumiałam, że nie jestem nawet lekko ranna. To nie moja krew. Ciągle nie wiedziałam co się stało. Jeżeli był to wybuch „szafy”, to za chwilkę będą następne. Z naszej kwatery niewiele zostało. Powyrywane drzwi, okna, wszędzie gruz i szkło. Wcześniej rozwiesiłyśmy w pokoju sznurek do suszenia bielizny, teraz wisiały tam strzępy ludzkich ciał. Ranne zostały nasze koleżanki sanitariuszki. Ogarnęło mnie przerażenie, nie mogłam znaleźć Janki Gruszczyńskiej i Oli Petrażyckiej „Isi”. One stały obok mnie. Zobaczyłam, że zniknęła balustrada balkonu, podmuch ją zmiótł, byłam przekonana, że dziewczyny poleciały na dół. Wybiegłam na balkon, potykając się o kadłub ludzkiego ciała, rzuciła go tutaj siła wybuchu. To co zobaczyłam na dole spowodowało, że zaczęłam drżeć, gdzieś zniknęła cała moja odwaga. Rozpaczliwe nawoływania ludzi, szukających swoich najbliższych, matki wołające dzieci. Grupa ocalałych sanitariuszek już działała. Drżącymi rękoma próbowałam im pomagać, zakładałam opatrunki. Przez okno widziałam, jak zaczęli kopać wielkie doły, to miały być zbiorowe mogiły, Zaczęto znosić do nich ludzkie szczątki,  przynoszono je w wiadrach. W powietrzu unosił się mdlący zapach krwi i spalonych ciał. Dotarła do nas wiadomość, że to nie pocisk spowodował tak koszmarną tragedię, ale wybuch tankietki, najpewniej niemiecka pułapka, wypełniona trotylem. Na podwórku, przy Kilińskiego 1, gdzie powstał cmentarzyk, był cały czas ksiądz Rostworowski, modlił się i błogosławił grzebane ofiary. Znalazły się „Janka” i ”Isia”, ranne, ale żywe. Pomimo ogromnego zmęczenia, nie było mowy o zaśnięciu w noc po tragedii. Przeżycia dnia były zbyt silne. Tej nocy alianckie samoloty dokonywały zrzutów. Latały bardzo nisko, ostrzeliwane przez niemiecką broń przeciwpancerną. Całą noc niebo rozświetlały reflektory i pociski świetlne. Rano dowiedzieliśmy się, że jeden z alianckich samolotów spadł na Miodowej.

3 komentarze: