sobota, 27 sierpnia 2016

113. Powstańczy kalendarz. 27 sierpnia

 Zniszczony kościół św. Jacka
 Zbigniew Galperyn ps. Antek
Jadwiga Wysocka z bratem i rodzicami, zdjęcie przedwojenne


Dzisiaj nasze święto święcim,
za Palmiry, za Oświęcim
i za krew, co wsiąkła w bruki wszystkich
miast,
za milczących bohaterów
pod kolbami rewolwerów
i tych, którym płuca rwał dławiący gaz
Aleksandr Maliszewski ps. Piotrowski, fragment pieśni „Do broni”, muzykę do niej napisał Witold Lutosławski.

27 sierpnia 1944 rok, niedziela
 W piwnicach Starówki leży około 8.000 rannych. Nie ma dla nich lekarstw, operacje,- jeśli w ogóle lekarze decydują się na nie, wykonuje się bez znieczuleń, w warunkach antysanitarnych.
 W nocy z 26 na 27 sierpnia oddziały mokotowskie ruszają do natarcia mającego na celu przebicie się do Powiśla Czerniakowskiego i uzyskanie połączenia Mokotowa ze Śródmieściem. Żołnierze "Baszty" opanowują klasztor Nazaretanek przy Czerniakowskiej oraz środkową część ulicy Podchorążych.
Toczą się walki na poszczególnych piętrach PWPW. W ciągu dnia kilkakrotnie z rąk do rąk przechodzi Katedra św. Jana (Świetojańska 8), którą Niemcy ostatecznie opanowują. Dopiero walki wręcz doprowadzają do wyparcia Niemców z kościoła św. Marcina.

          
 Zbigniew Galperyn ps. Antek
Każdego dnia słyszałem ryk samolotów, a potem huk spadających i wybuchających bomb. 27 sierpnia nie ustawały te złowieszcze odgłosy. Coraz bliżej i bliżej. Nagle poczułem jakby wszystko dookoła się unosiło i spadało. Ściany się trzęsły. Nie było żadnej możliwości ucieczki. Byłem „przykuty” do legowiska, a zresztą wszystko dookoła zapadało się i waliło. Skuliłem się i czekałem na ostateczność. Niespodziewanie wszystko ucichło. Przerażająco ucichło… a potem z różnych stron zaczęło dochodzić wołanie o pomoc. Kiedy pył trochę opadł, zobaczyliśmy ogrom zniszczeń, tylko to co mogliśmy dosięgnąć wzrokiem. Ci co byli w stanie poruszać się próbowali działać, pomagać, ale kilka kroków dalej już nie było kogo ratować. W miejscu gdzie trzy dni temu leżałem nie było nic. Nie było sufitu, ołtarzy, nie było rannych… pozostała ogromna dziura w posadzce i wszędzie porozrzucane ludzkie szczątki. Znowu przeżyłem…

Jadwiga Wysocka, ludność cywilna
 Każdy kto w czasie Powstania był w Warszawie przeżywał tragedie, ale silniejsi wspierali słabszych. Przy wejściu do piwnicy, w której koczowaliśmy siedziała kobieta, z maleńkim dzieckiem. Wybuch Powstania zastał ją daleko od domu, nie mogła wrócić. Była w zaawansowanej ciąży i pierwszego dnia urodziła dziecko. Zawinęła je w jakieś szmaty, siedziała i płakała. Mieszkańcy piwnicy dzielili się czym kto mógł, starali się pomóc, żeby matka i dziecko przeżyli.
Któregoś dnia tatuś zobaczył dwie kobiety idące środkiem ostrzeliwanej ulicy, szły prosto pod kule. Wyglądały jakby postradały zmysły. Krzyknął w ich stronę, kiedy zatrzymały się rozpoznał je. To była mamy koleżanka Janka Karpińska i jej córka Krysia. Zaczął wołać do nich, podeszły. Były zrozpaczone, szły z nadzieją, że jakaś kula zakończy ich życie. Karpińscy mieszkali na Mokotowie w dużej wilii. Mieli jedną córkę i dwóch synów. Starszy był już dorosły, młodszy miał 7 lat. 1 sierpnia obie kobiety przyjechały do Śródmieścia po jakieś zakupy. Było ciepło, miały na sobie tylko letnie sukienki. Jak rozpoczęło się Powstanie nie mogły wrócić do domu. Były głodne, zmarznięte, na skraju wyczerpania psychicznego. Tatuś przyprowadził je do nas. Rodzice dali im ciepłą odzież, nakarmili i zostały z nami. Po wojnie okazało się, że zarówno mąż jak i synowie pani Karpińskiej zostali zamordowani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz