czwartek, 25 sierpnia 2016

111. Powstańczy kalendarz. 25 sierpnia

 Andrzej Orłow ps. Andrzej
 Wisława Samulska Skłodowska ps. Anna
Janina Stańska z rodzicami

Picie wody surowej jest jak najwyższą lekkomyślnością. Grozi to bowiem chorobą: czerwonką lub durem brzusznym, co w konsekwencji prowadzi do rozszerzenia chorób epidemicznych. Ten kto pije surową wodę szkodzi nie tylko sobie, ale i wszystkim mieszkańcom miasta!
                   Biuletyn Informacyjny 25 VIII 44r.
25 sierpnia 1944 rok, piątek
Po całodziennym boju z użyciem czołgów, moździerzy, granatników, miotaczy płomieni i min wieczorem udaje się Niemcom zepchnąć obrońców szpitala Jana Bożego do ostatnich ruin od strony ul. Sapieżyńskiej
Ciągle trwają ciężkie walki o PWPW.
Wobec braku możliwości dowodzenia w nocy z 25 na 26 sierpnia opuszcza Stare Miasto Komenda Główna AK, przechodząc kanałami do Śródmieścia i przenosząc się do gmachu PKO przy ulicy Świętokrzyskiej
.
Wisława Samulska Skłodowska ps. Anna
Przez wybite okno, dostawał się do szpitala dym z płonącej Woli. Andrzej bardzo się dusił i wtedy marzył, żeby tak mógł położyć się na trawie w Młodzianowie – była to posiadłość jego rodziny - i oddychać czystym powietrzem, patrzyć w niebo. Andrzej Orłow zmarł 25 sierpnia o godz. 11 w nocy.
Po jego śmierci ciągle pracowałam w tym szpitalu, na oddziale męskim,  również na oddziale kobiecym. Spotkałam tam  lekarkę, Zofię Leybachównę, była ciężko ranna w nogę. Przed wojną kiedy chorowałam, ona opiekowała się mną. Od września 1939 roku, była ordynatorem szpitala Karola i Marii. Opiekując się nią najlepiej, jak tylko mogłam, odwdzięczałam się, za jej troskliwość sprzed kilku lat.

Janina Stańska, ludność cywilna
25 sierpnia, późnym wieczorem, Niemcy podpalili nasz dom. Zrobił się straszliwy popłoch, strzelali do nas. Udało nam się uciec, zabraliśmy tylko przygotowane wcześniej niewielkie najbardziej wartościowe przedmioty. Rodzice domyślali się, że dom może spłonąć, ale jeszcze wierzyli, że to piekło ma jakieś granice, dlatego meble wcześniej wynieśli do ogrodu. Niestety i je strawił ogień.
Zamieszkaliśmy przy ulicy Dembińskiego, w małym parterowym domku w ogrodzie. Jego mieszkańcy najprawdopodobniej ewakuowali się wcześniej. W kilka rodzin, zajęliśmy duży pokój, byli tam państwo Fudałowie, pani Komżowa i jej córka Czesia, ranny kominiarz pan Franciszek Lisowski z żoną i dziećmi: Basią i Kazikiem, oraz kilka innych osób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz