piątek, 19 sierpnia 2016

105. Powstańczy kalendarz. 19 sierpnia

 Janina Stańska rok 1941
Henio Cichosz


Trzęsły się ściany, żołnierze kurczyli głowy, a kapelan nieporuszony, tak sprawował ofiarę, jakby to było w najzaciszniejszym kościółku. Za jego przykładem obecni przestali zwracać uwagę na niebezpieczeństwo.
                       gen. Tadeusz Komorowski- Bór


19 sierpnia 1944 rok, sobota
Zmasowany atak na Starówkę.
Płonie kościół Jezuitów, Sakramentek, Najświętszej Marii Panny.
Zdziesiątkowane oddziały powstańcze opuszczają płonące zbudowania Politechniki.


Barbara Piotrowska Gancarczyk ps. Pająk
 Msza święta z 19 sierpnia, kiedy jeszcze była nadzieja,  odprawiana była na Długiej 7, na parterze, w korytarzu. Było dużo osób. Słychać było uderzające pociski „szafy”, ale ksiądz Rostworowski nie przerywał. Przed podniesieniem, dwa piętra wyżej trafił pocisk. Na kilka minut nabożeństwo zostało przerwane, celem posprzątania gruzu z ołtarza i zapalenia świeć. Spokój ojca Tomasza udzielił się wszystkim. Nikt nie panikował, nie uciekał. Spokojnie posprzątano. Pociski ciągle spadały, przy następnych wybuchach mogliśmy mieć mniej szczęścia, dlatego ksiądz udzielił wszystkim rozgrzeszenia i dalej odprawiał.

Antoni Chojdyński ps.Kruk
 Bielany zupełnie opustoszały, dookoła wypalały się resztki domów. Życie toczyło się tylko w „Naszym Domu” i pozostawionym przy ulicy Lisowskiej Domu Starców, który obsługiwali nasi lekarze. Pomimo wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności i starań naszych opiekunów, nie udało się zapobiec wielu tragicznym zdarzeniom. Nasz ośrodek był schronieniem dla kurierów krążących między Kampinosem, a Warszawą. Mieliśmy od nich wiadomości z walczącej Warszawy. Od kurierów dowiedzieliśmy się o walkach o Dworzec Gdański. Brali w nich udział nasi koledzy, kilkoro z nich zginęło. Nie mogliśmy w to uwierzyć, była to dla nas najtragiczniejsza wiadomość. Najbardziej przeżyła to Maryna Falska, gdyż czuła się odpowiedzialna za każdego wychowanka.
Innym razem w nasz budynek uderzyły pociski radzieckich haubic. Zginął wtedy kilkuletni Henio Cichosz, przybrany synek naszych wychowawców. Wtedy też skończył się czas względnego spokoju. Zadecydowano, że rannych trzeba przenieść jak najniżej, do piwnic.
Pamiętam jeszcze jedno bardzo przykre zdarzenie, kiedy na nasz teren weszli dwaj pijani Ukraińcy. Dzielnie naprzeciw nim wyszła kierowniczka. Jeden z Ukraińców zobaczył na jej ręku zegarek i go zerwał. Wiedzieliśmy jak ogromną wartość miał dla niej. Była to jedyna pamiątka po nieżyjącym mężu. Ogarnęła nas ogromna wściekłość, chcieliśmy go odebrać, ale pani Maryna nie pozwoliła.

Janina Stańska, ludność cywilna
Niemcy ogłosili, że ludność cywilna z Marymontu ma opuścić domy i zebrać się w wyznaczonych miejscach. Stamtąd byli wywożeni do Pruszkowa. Z naszego domu wyszła tylko jedna rodzina, ona w całości ocalała. Rodziny, które zostały poniosły tragiczne straty, prawie w każdej ktoś zginął, a były takie z, których nikt nie ocalał.
Wisława Samulska Skłodowska ps. Anna
Andrzej, który był wyznania prawosławnego, powiedział mi, że chciałby zmienić wiarę. Taką decyzję podjął słuchając jak modlę się do Matki Boskiej. Na tej samej sali leżał ksiądz, ranny w obie nogi. Oba łóżka zostały zsunięte i Andrzej przyjął chrzest. Ojcem chrzestnym był lekarz Kazimierz Barcikowski, ja byłam matką chrzestną. Przeczuwając, że niedługo zakończy życie, prosił, żebym spisywała jego słowa skierowane do rodziców. Opowiadał im o różnych zdarzeniach, również o tym dlaczego zdecydował się przyjąć chrzest.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz