Barbara Piotrowska Gancarczyk ps. Pająk z siostrą
Halina Dudzik Jędrzejewska ps. Sławka i Tadeusz Jędrzejewski ps. Wszebor
Radiostacja „Błyskawica” 8 sierpnia 1944 rok
8 sierpnia 1944 rok, wtorek
Starówka znalazła się na pierwszej linii walk, w ciągu dnia Niemcy kilkakrotnie zrzucali bomby zapalające. Wszyscy pomagali w gaszeniu pożarów.
Zgrupowanie „Chrobry” zajęło budynek Wodociągów i Kanalizacji przy placu Starynkiewicza.
Na Ochocie trwa pacyfikacja. Zostali zamordowani Karol Irzykowski i Juliusz Kaden- Bandrowski.
Została nadana pierwsza audycja uruchomionej radiostacji „Błyskawica”.
Halina
Dudzik Jędrzejewska ps. Sławka
8 sierpnia obsadzaliśmy fabrykę skór Pfeiffera przy ulicy Okopowej. W oknach ustawione były karabiny maszynowe. My odpoczywaliśmy siedząc na skórach. Byłam z kolegami z oddziału. Rozmawialiśmy, Tadek Arak ps. Mściwój pięknie śpiewał. Podszedł do mnie Tadeusz Jędrzejewski ps. Wszebor i zapytał czy nie chce mi się pić? Zdziwiłam się, ale potwierdziłam, ze tak. Dookoła stały beczki z różnymi cieczami, ale to były jakieś chemikalia. Zniknął, wrócił po chwili z naczyniem pełnym wody… Cuchnęła okropnie i czysta też nie była. Udało mi się przełknąć łyk nie chcąc robić mu przykrości. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Nie o tym co dookoła, nie o wojnie, ale o książkach, tym co ciekawe i radosne. Wspaniale nam się rozmawiało. Zaczęliśmy się zastanawiać co będziemy robili po Powstaniu, nie mieliśmy wątpliwości, że niedługo się skończy. Na wypadek gdybyśmy stracili ze sobą kontakt, wymieniliśmy się numerami telefonów. Zapisaliśmy je na pudełkach zapałek. Dołączył do nas Tadeusz Podgórski ps. Jantar. Powstanie nie skończyło się tak szybko jak myśleliśmy, ale od tego dnia byliśmy trójką wspaniałych przyjaciół. A w 1947 roku „Wszebor” został moim mężem.
8 sierpnia obsadzaliśmy fabrykę skór Pfeiffera przy ulicy Okopowej. W oknach ustawione były karabiny maszynowe. My odpoczywaliśmy siedząc na skórach. Byłam z kolegami z oddziału. Rozmawialiśmy, Tadek Arak ps. Mściwój pięknie śpiewał. Podszedł do mnie Tadeusz Jędrzejewski ps. Wszebor i zapytał czy nie chce mi się pić? Zdziwiłam się, ale potwierdziłam, ze tak. Dookoła stały beczki z różnymi cieczami, ale to były jakieś chemikalia. Zniknął, wrócił po chwili z naczyniem pełnym wody… Cuchnęła okropnie i czysta też nie była. Udało mi się przełknąć łyk nie chcąc robić mu przykrości. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Nie o tym co dookoła, nie o wojnie, ale o książkach, tym co ciekawe i radosne. Wspaniale nam się rozmawiało. Zaczęliśmy się zastanawiać co będziemy robili po Powstaniu, nie mieliśmy wątpliwości, że niedługo się skończy. Na wypadek gdybyśmy stracili ze sobą kontakt, wymieniliśmy się numerami telefonów. Zapisaliśmy je na pudełkach zapałek. Dołączył do nas Tadeusz Podgórski ps. Jantar. Powstanie nie skończyło się tak szybko jak myśleliśmy, ale od tego dnia byliśmy trójką wspaniałych przyjaciół. A w 1947 roku „Wszebor” został moim mężem.
Barbara Piotrowska
Gancarczyk ps. Pająk
Od 8 sierpnia przydzielono nas do ochrony Komendy Głównej „Bora” Komorowskiego i delegata rządu Jana Stanisława Jankowskiego. Przez pierwsze dni stacjonowali na Woli, a od ósmego na Starówce, w szkole przy ulicy Barokowej. Kwaterował tutaj, również nasz oddział. Najprawdopodobniej Niemcy zorientowali się, gdzie jest siedziba najwyższego dowództwa, bo prawie natychmiast rozpoczęły się straszliwe naloty. Dla bezpieczeństwa Komendę Główną przeniesiono do budynku przy ulicy Długiej 7.
Od 8 sierpnia przydzielono nas do ochrony Komendy Głównej „Bora” Komorowskiego i delegata rządu Jana Stanisława Jankowskiego. Przez pierwsze dni stacjonowali na Woli, a od ósmego na Starówce, w szkole przy ulicy Barokowej. Kwaterował tutaj, również nasz oddział. Najprawdopodobniej Niemcy zorientowali się, gdzie jest siedziba najwyższego dowództwa, bo prawie natychmiast rozpoczęły się straszliwe naloty. Dla bezpieczeństwa Komendę Główną przeniesiono do budynku przy ulicy Długiej 7.
Urszula
Korzeniowska, ludność cywilna
Wczesnym rankiem usłyszeliśmy na podwórku krzyki Niemców. Tata akurat się golił. Wyjrzał przez okno i zobaczył uzbrojonych po zęby niemieckich żołnierzy. Kazali wszystkim mieszkańcom natychmiast opuścić budynek. Ojciec miał ogolone pół twarzy, wytarł się i wszyscy wyszliśmy. Staliśmy ustawieni pod ścianą, a Niemcy chodzili od mieszkania do mieszkania, szukając Powstańców. Jeden z nich, nasz sąsiad, akowiec, który przyszedł odwiedzić żonę i miał przy sobie broń, ukrył się na strychu. Wiedział, że gdyby go znaleźli żołnierze, zabiliby nie tylko jego, ale nas wszystkich. Ocaliła nas mama. Za zgodą Niemców wróciła do mieszkania po mleko dla mnie. Kiedy już wychodziła spotkała żołnierza, który do niej zagadnął, zaciągając po śląsku. Szedł na strych. Mama doskonale wiedziała co to oznacza dla nas wszystkich, tym bardziej, że zanim sąsiad się ukrył powiedział: - Żywcem mnie nie wezmą. Patrząc prosto w oczy niemieckiemu żołnierzowi mama powiedziała: - Synu, nie choć tam. Tam nie ma nikogo. Powtórzyła to kilka razy. Czy się zorientował o co chodzi, czy nie, trudno zgadnąć, ale pokiwał głową, powiedział: - Jo, jo. I wycofał się.
Wczesnym rankiem usłyszeliśmy na podwórku krzyki Niemców. Tata akurat się golił. Wyjrzał przez okno i zobaczył uzbrojonych po zęby niemieckich żołnierzy. Kazali wszystkim mieszkańcom natychmiast opuścić budynek. Ojciec miał ogolone pół twarzy, wytarł się i wszyscy wyszliśmy. Staliśmy ustawieni pod ścianą, a Niemcy chodzili od mieszkania do mieszkania, szukając Powstańców. Jeden z nich, nasz sąsiad, akowiec, który przyszedł odwiedzić żonę i miał przy sobie broń, ukrył się na strychu. Wiedział, że gdyby go znaleźli żołnierze, zabiliby nie tylko jego, ale nas wszystkich. Ocaliła nas mama. Za zgodą Niemców wróciła do mieszkania po mleko dla mnie. Kiedy już wychodziła spotkała żołnierza, który do niej zagadnął, zaciągając po śląsku. Szedł na strych. Mama doskonale wiedziała co to oznacza dla nas wszystkich, tym bardziej, że zanim sąsiad się ukrył powiedział: - Żywcem mnie nie wezmą. Patrząc prosto w oczy niemieckiemu żołnierzowi mama powiedziała: - Synu, nie choć tam. Tam nie ma nikogo. Powtórzyła to kilka razy. Czy się zorientował o co chodzi, czy nie, trudno zgadnąć, ale pokiwał głową, powiedział: - Jo, jo. I wycofał się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz