Zaplecze Banku Polskiego, zdjęcie wykonane przez Barbar e Gancarczyk w 1945 roku
Najdroższa pamiątka z Powstania Edmunda Baranowskiego ps. Jur, autentyczna opaska, zdjęcie zrobiłam w lipcu 2016 roku
Na rozkaz
Komendanta okręgu oddziały nasze opuściły rejon Starego Miasta. Była to
niewątpliwie jedna z najcięższych decyzji w całym miesiącu walk. I najcięższe wydarzenie
Powstania.
Biuletyn Informacyjny.
Biuletyn Informacyjny.
31
sierpnia 1944 rok, czwartek
Nie udaje się jednoczesny atak wszystkich sił przeznaczonych do przebicia między Starówką i Śródmieściem.
Podczas próby przebicia ginie ponad 200 powstańców, ponad 200 zostaje rannych. Wśród poległych jest dowódca "Brody" harcmistrz mjr "Jan" (Jan Andrzejewski).
W jednym z nalotów pod gruzami Pasażu Simonsa (róg Nalewek i Długiej) ginie około 300 osób, w tym ok. 120 żołnierzy batalionu "Chrobry I".
Niemcy wywożą z Pruszkowa do obozu koncentracyjnego Stutthof około 3.100 osób, w tym wielu Powstańców.
Nie udaje się jednoczesny atak wszystkich sił przeznaczonych do przebicia między Starówką i Śródmieściem.
Podczas próby przebicia ginie ponad 200 powstańców, ponad 200 zostaje rannych. Wśród poległych jest dowódca "Brody" harcmistrz mjr "Jan" (Jan Andrzejewski).
W jednym z nalotów pod gruzami Pasażu Simonsa (róg Nalewek i Długiej) ginie około 300 osób, w tym ok. 120 żołnierzy batalionu "Chrobry I".
Niemcy wywożą z Pruszkowa do obozu koncentracyjnego Stutthof około 3.100 osób, w tym wielu Powstańców.
Edmund Baranowski ps.
Jur
31 sierpnia po południu zaczęliśmy przygotowywać się do ewakuacji kanałami. Grupy około czterdziestoosobowe były gotowe do drogi. Przewodnikami byli pracownicy sieci kanalizacyjnej i harcerze łącznicy, którzy wiele razy przenosili kanałami meldunki, znali je i potrafili się nimi poruszać. Czekaliśmy na dziedzińcu Archiwum. W budynku i na podwórzu było bardzo dużo rannych. Wśród nich ci najciężej, których nie można było przetransportować kanałami. Nie jestem w stanie zapomnieć błagania, żeby ich nie zostawiać. Przed oczami mam zrozpaczone i przerażone twarze. Byliśmy ich nadzieją, a nic nie mogliśmy zrobić. Bezsilność była najgorsza. Zarówno pozostający na Starówce jak i my wychodzący z niej wiedzieliśmy jaki czeka ich los.
Niemcy cały czas ostrzeliwali okolice włazu, trzeba było zaczekać na przerwę. Potem kilkadziesiąt metrów biegiem i zejście w dół. Nie przeszkadzały mi ścieki wlewające się do wysokich butów z cholewami. Czułem wielką ulgę. Przeżyłem piekło na Starówce. Dookoła szalała śmierć, a mnie życie dało szansę. Szliśmy bardzo wolno, trzymając się za pasy, żeby nie zabłądzić. Nie zwracaliśmy uwagi na smród. Czasem wzdrygnęło mną kiedy miałem pewność, że przechodzimy po ludzkich zwłokach. Kanał był wysoki, zdarzały się po bokach ceglane ławy. Można było tam choćby chwilę odpocząć. Niemcy jeszcze nie wrzucali granatów, ani karbidu. Po sześciu godzinach wyszliśmy włazem u zbiegu Wareckiej i Nowego Światu. Tyle czasu było potrzeba żebyśmy przeszli trzy kilometry.
31 sierpnia po południu zaczęliśmy przygotowywać się do ewakuacji kanałami. Grupy około czterdziestoosobowe były gotowe do drogi. Przewodnikami byli pracownicy sieci kanalizacyjnej i harcerze łącznicy, którzy wiele razy przenosili kanałami meldunki, znali je i potrafili się nimi poruszać. Czekaliśmy na dziedzińcu Archiwum. W budynku i na podwórzu było bardzo dużo rannych. Wśród nich ci najciężej, których nie można było przetransportować kanałami. Nie jestem w stanie zapomnieć błagania, żeby ich nie zostawiać. Przed oczami mam zrozpaczone i przerażone twarze. Byliśmy ich nadzieją, a nic nie mogliśmy zrobić. Bezsilność była najgorsza. Zarówno pozostający na Starówce jak i my wychodzący z niej wiedzieliśmy jaki czeka ich los.
Niemcy cały czas ostrzeliwali okolice włazu, trzeba było zaczekać na przerwę. Potem kilkadziesiąt metrów biegiem i zejście w dół. Nie przeszkadzały mi ścieki wlewające się do wysokich butów z cholewami. Czułem wielką ulgę. Przeżyłem piekło na Starówce. Dookoła szalała śmierć, a mnie życie dało szansę. Szliśmy bardzo wolno, trzymając się za pasy, żeby nie zabłądzić. Nie zwracaliśmy uwagi na smród. Czasem wzdrygnęło mną kiedy miałem pewność, że przechodzimy po ludzkich zwłokach. Kanał był wysoki, zdarzały się po bokach ceglane ławy. Można było tam choćby chwilę odpocząć. Niemcy jeszcze nie wrzucali granatów, ani karbidu. Po sześciu godzinach wyszliśmy włazem u zbiegu Wareckiej i Nowego Światu. Tyle czasu było potrzeba żebyśmy przeszli trzy kilometry.
Barbara Piotrowska
Gancarczyk ps. Pająk
Pod koniec sierpnia sytuacja na Starym Mieście była już beznadziejna. Zdecydowano, że Powstańcy, służby sanitarne, kapelani przejdą kanałami do Śródmieścia. Ludność cywilna, oraz ciężej ranni pozostaną na Starówce. To był rozkaz, prawa wojny są okrutne. Nie było warunków by transportować najciężej rannych. Trudno było się pogodzić z tym, że ci co z nami walczyli, byli naszymi przyjaciółmi, zostaną sami, prawie bez opieki. Zadeklarowałyśmy z Janką Gruszczyńską, że dobrowolnie zostaniemy z rannymi. Nie dostałyśmy zgody. Sanitariuszki będą potrzebne w dalszej walce. Stojąc w grupie oczekujących na wejście do kanału, biłyśmy się z myślami i własnym sumieniem. Musiałyśmy wybierać - poczucie obowiązku i słowo dane kolegom z oddziału, że ich nie zostawimy, czy posłuszeństwo rozkazom? Nocą odłączyłyśmy się od grupy i około drugiej dotarłyśmy do piwnicy przy Kilińskiego 1, gdzie było kilku naszych rannych, m.in. „Stasiuk”, „Ikar”, „Klecha”, „Robert” była też Kazia Świderska, a z nami została sanitariuszka „Wisia” i pani Irena Faryaszewska. Bardzo chcieliśmy wierzyć, że Niemcy nie będą mordowali rannych. Wielokrotnie w Powstaniu widzieliśmy jak byli okrutni i bezwzględni, ale na Starówce było tak wielu rannych, że nie odważyliby się wymordować ich wszystkich. Przebrałyśmy naszych chłopców w cywilne ubrania, dostali odpowiednie dokumenty. My również zdjęłyśmy panterki, założyłyśmy niedopasowane, czasem wręcz dziwaczne, zdobyczne stroje.
Pod koniec sierpnia sytuacja na Starym Mieście była już beznadziejna. Zdecydowano, że Powstańcy, służby sanitarne, kapelani przejdą kanałami do Śródmieścia. Ludność cywilna, oraz ciężej ranni pozostaną na Starówce. To był rozkaz, prawa wojny są okrutne. Nie było warunków by transportować najciężej rannych. Trudno było się pogodzić z tym, że ci co z nami walczyli, byli naszymi przyjaciółmi, zostaną sami, prawie bez opieki. Zadeklarowałyśmy z Janką Gruszczyńską, że dobrowolnie zostaniemy z rannymi. Nie dostałyśmy zgody. Sanitariuszki będą potrzebne w dalszej walce. Stojąc w grupie oczekujących na wejście do kanału, biłyśmy się z myślami i własnym sumieniem. Musiałyśmy wybierać - poczucie obowiązku i słowo dane kolegom z oddziału, że ich nie zostawimy, czy posłuszeństwo rozkazom? Nocą odłączyłyśmy się od grupy i około drugiej dotarłyśmy do piwnicy przy Kilińskiego 1, gdzie było kilku naszych rannych, m.in. „Stasiuk”, „Ikar”, „Klecha”, „Robert” była też Kazia Świderska, a z nami została sanitariuszka „Wisia” i pani Irena Faryaszewska. Bardzo chcieliśmy wierzyć, że Niemcy nie będą mordowali rannych. Wielokrotnie w Powstaniu widzieliśmy jak byli okrutni i bezwzględni, ale na Starówce było tak wielu rannych, że nie odważyliby się wymordować ich wszystkich. Przebrałyśmy naszych chłopców w cywilne ubrania, dostali odpowiednie dokumenty. My również zdjęłyśmy panterki, założyłyśmy niedopasowane, czasem wręcz dziwaczne, zdobyczne stroje.
Tytus
Karlikowski ps. Tytus
Nocą z 30 na 31 sierpnia nasze oddziały miały przerwać niemiecki pierścień wokół Starego Miasta, przez powstały korytarz, do Śródmieścia mieli być przeniesieni ranni. Na transport czekaliśmy przy ulicy Hipotecznej. Leżąc na noszach byliśmy świadkami, ale i ofiarami walki cywilów, którzy depcząc rannych chcieli dostać się do przejścia.
Niestety przebicie się załamało. Cofnięto nas. Zapadła decyzja o ewakuacji kanałami. Ciężko ranni w nogi, nie mogący iść o własnych siłach musieli zostać. Zostałem zakwalifikowany do tej grupy. Trudno było się z tym pogodzić. Wtedy sanitariuszka Maria Michałowska ps. Dorotka zadecydowała, że zaopiekuje się mną i przeprowadzi. Poznałem ją na Starówce, przynosiła rannym jedzenie. Rozmawialiśmy o harcerstwie, bo oboje byliśmy z nim związani. Przed wejściem do kanału koledzy zawinęli mnie w bandaże i jakieś szmaty. Dorotka pasem przypięła mnie do swoich pleców i tak przez kilka godzin trochę niosła, trochę ciągnęła. Przy Wareckiej wyciągnięto mnie z kanału i przeniesiono do szpitala na Wspólną, niedaleko mojego domu. Leżałem na ulicy, oczekują na opatrzenie. Poznali mnie chłopcy mieszkający w okolicy. Zawiadomili moją matkę. Umieszczono mnie w piwnicy, gdzie chwilę później usłyszałem matkę wołającą moje imię.
Nocą z 30 na 31 sierpnia nasze oddziały miały przerwać niemiecki pierścień wokół Starego Miasta, przez powstały korytarz, do Śródmieścia mieli być przeniesieni ranni. Na transport czekaliśmy przy ulicy Hipotecznej. Leżąc na noszach byliśmy świadkami, ale i ofiarami walki cywilów, którzy depcząc rannych chcieli dostać się do przejścia.
Niestety przebicie się załamało. Cofnięto nas. Zapadła decyzja o ewakuacji kanałami. Ciężko ranni w nogi, nie mogący iść o własnych siłach musieli zostać. Zostałem zakwalifikowany do tej grupy. Trudno było się z tym pogodzić. Wtedy sanitariuszka Maria Michałowska ps. Dorotka zadecydowała, że zaopiekuje się mną i przeprowadzi. Poznałem ją na Starówce, przynosiła rannym jedzenie. Rozmawialiśmy o harcerstwie, bo oboje byliśmy z nim związani. Przed wejściem do kanału koledzy zawinęli mnie w bandaże i jakieś szmaty. Dorotka pasem przypięła mnie do swoich pleców i tak przez kilka godzin trochę niosła, trochę ciągnęła. Przy Wareckiej wyciągnięto mnie z kanału i przeniesiono do szpitala na Wspólną, niedaleko mojego domu. Leżałem na ulicy, oczekują na opatrzenie. Poznali mnie chłopcy mieszkający w okolicy. Zawiadomili moją matkę. Umieszczono mnie w piwnicy, gdzie chwilę później usłyszałem matkę wołającą moje imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz