piątek, 5 sierpnia 2016

91. Powstańczy kalendarz. 5 sierpnia

 Jerzy Janowski
Kazimierz Radwański ps. Kazik
Halina Jędrzejewska ps. Sławka

 
Od bomb, granatów i pożogi
I gorszej jeszcze w sercu trwogi
Od trwogi strasznej jak konanie
Uchroń nas Panie!
Fragment „Modlitwa Bonawentury” Janka Romockiego ps. Bonawentura

5 sierpnia 1944 rok, sobota
Po ciężkich walkach Niemcy zajmują znaczną część Woli. Znajdującą się tam ludność cywilną w okrutny sposób mordują. Na oczach matek zabijają dzieci, niemowlęta wrzucają żywcem do ognia. Na ulicach układane są stosy z ludzkich ciał i oblewane naftą. „Wola wyglądała jak surrealistyczny obraz piekieł”. W „czarną sobotę” na Woli zamordowano ponad 20 tys. osób.
Batalion ”Zośka” zdobył obóz na Gęsiej tzw. Gęsiówkę. Uwolniono 348 Żydów różnej narodowości.
Na Ochocie powstają dwa punkty oporu, przy ulicy Wawelskiej – Reduta Wawelska i przy ulicy Kaliskiej – Reduta Kaliska.

Jerzy Janowski, ludność cywilna
5 sierpnia był bardzo ciepłym dniem. Rano drobny deszczyk, lekko zrosił płonące zgliszcza Woli.  Wszędzie były ściany dymu, unosił się swąd palonych ciał. Około południa pod nasz dom przy ulicy Sowińskiego, przyszło kilkudziesięciu żołnierzy. Byli w mundurach niemieckich, ale mówili w kilku językach, w większości byli to Ukraińcy i Rosjanie. Obwieszeni  amunicją i granatami. Sam widok był paraliżujący. Wpadli do domu, strasznie wrzeszczeli. Plądrowali mieszkania, wywracając wszystko, niszcząc i grabiąc. Nie ma takich słów, które byłyby w stanie przekazać nasz strach i przerażenie. Zaczęli strzelać, wrzaskiem nakazując opuszczenie budynku. Wszyscy rzucili się do wyjścia. Zatrzymali nas karabinami, kazali unieść ręce do góry. Wyprowadzili przed budynek od strony ulicy. Wszystkich ustawili przodem do ściany, z rękoma w górze. Tuliliśmy się z siostrą Jasią do mamy, chociaż było to trudne, bo trzymaliśmy ciągle ręce w górze. Obok nas stali sąsiedzi. Niektórzy się modlili, niektórzy błagali o litość. Padły jakieś komendy. Usłyszeliśmy repetowaną broń. Nawet my dzieci wiedzieliśmy, że to już koniec. Nagle coś zaczęło się dziać za naszymi plecami. Z oddali słychać było jakieś krzyki i pojedyncze strzały. Przybiegli Niemcy i dziewczyna z naszego domu. Rozmawiali z Ukraińcami. Zrozumieliśmy, że toczą się pertraktacje. Kazali nam rozejść się, iść do domu. Nie byliśmy w stanie zrobić kroku. Nie było łez, radości z ocalenia. Był paraliż i kompletna obojętność. Zrozumiałem, że przeżyłem własną śmierć! Najstraszniejsze chwile mojego życia
Janusz Brochwicz Lewiński ps. Gryf
5 sierpnia wczesnym rankiem między 5.00 a 6.00 godziną, Niemcy rozpoczęli szturm na barykadę przy Wolskiej. Byli doskonale uzbrojeni. Mieli karabiny maszynowe, granaty i pod dostatkiem amunicji. Kiedy znaleźli się między pałacykiem Michla, a murem fabryki Franaszka, wydałem rozkaz ataku. Dostali się w nasz krzyżowy ogień. Byli bezbronni. Nie mieli szans. Załoga pałacyku  nie poniosła żadnych strat, w fabryce zginął jeden z naszych. Po zakończeniu walk wyszliśmy za bramę, żeby zabrać broń leżącą przy zabitych Niemcach. Widok był szokujący. Wszędzie leżały trupy, albo konający. Straty niemieckie były ogromne. Następny atak rozpoczął się jakieś dwie godziny później, około 8.00. Atakujących żołnierzy niemieckich wspomagał czołg jadący po stronie fabryki. Zasłaniał w ten sposób tych, którzy szli bardzo blisko pałacyku, znaleźli się w martwym polu, kule z okien nie mogły ich dosięgnąć. Szybko rozeznałem  taktykę Niemców zmieniłem plan. Część żołnierzy wysłałem do tylnych pomieszczeń, na piętro. Części kazałem zejść do piwnic. Kiedy niczego nie spodziewający się Niemcy zbliżyli się, wydałem rozkaz strzelania w nogi. Zaskoczeni chowali się za czołgiem, wtedy z fabryki Franaszka poleciały granaty. Ci którzy ocaleli, szybko się wycofali. Trzeci atak rozpoczął się około 10.00. Tym razem atakowały już dwa czołgi, żołnierzy było co najmniej 200, może 300. Ostrzał z czołgów rozwalał mury, bramy, wypadały okna. Pomimo, że przewaga Niemiecka była ogromna, nie odpuszczaliśmy. Znowu musieli się wycofać. Przerwa była bardzo krótka i około 11.00 po raz czwarty raz ruszyli do ataku. Czołgi nie podjechały do naszych pozycji, strzelali z daleka. Musieliśmy opuścić mieszkalną część posesji, przenieśliśmy się do młynów parowych, a potem jeszcze dalej do magazynów. Z górnych pięter obrzuciliśmy ich granatami. Po raz czwarty zmusiliśmy Niemców do odwrotu. Kończyła się amunicja, kiedy się wycofywali nie byliśmy w stanie za nimi posłać ognia. Piąty atak Niemcy rozpoczęli ogromnymi siłami, a nam kończyła się broń. Dostałem rozkaz odwrotu się. Jeszcze próbowaliśmy podjąć walkę, ale sytuacja była beznadziejna. Około 15.00 wycofaliśmy się ostatecznie.
Kazimierz Radwański ps. Kazik
Z pierwszych dni walk najbardziej zapamiętałem 5 sierpnia. W głębi ulicy Świętokrzyskiej była wybudowana bardzo solidna barykada, Niemcy nie byli w stanie jej zdobyć. Najpierw usłyszeliśmy, że od Krakowskiego Przedmieścia jadą w naszą stronę czołgi. To co zobaczyliśmy, kompletnie nas poraziło: przed czołgami Niemcy gnali ludność cywilną. Widzieliśmy to pierwszy raz i nie sposób było uwierzyć, że posunęli się do takiego bestialstwa. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wielokrotnie będą to powtarzali, że ludzi będą przywiązywali do wielkich drabin, aby nie mogli uciec i wykorzystywali ich jako „żywe tarcze”. Powstańcom udało się uwolnić wielu zakładników pędzonych w stronę barykady na Świętokrzyskiej, ale niestety było dużo ofiar. Czołgi zostały obrzucone granatami i butelkami, zginęło mnóstwo Niemców, niedobitkom udało się uciec i ukryć między gruzami domów. Atak został odparty. Ten sukces spowodował, że któryś z dowódców, zdecydował o ataku na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i komendę policji.
Na rogu ulic Świętokrzyskiej i Czackiego, przed wojną był sklep Ligii Ochrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Do samego Powstania zachował się częściowo zniszczony neon „LOPP”. Pamiętam jak w sierpniu 1939 roku przed tym sklepem stały bardzo długie kolejki ludzi chcących kupić m.in. maski przeciwgazowe. W sierpniu 1944 roku ten dom był uszkodzony, przylegał do niego nieco zapuszczony ogród, przez który można było przejść do komendy policji. Kiedy dostaliśmy rozkaz zdobycia komendy, część naszych chłopców chciała przejść tą drogą. Niemcy mieli tam jednak swoje stanowiska, otworzyli ogień i prawie wszystkich wybili. Kilku ukryło się za bardzo grubym, rozłożystym kasztanem. Widzieliśmy rannych, ale nie było możliwości by ich zabrać. Najsilniejszy niemiecki ostrzał szedł na furtkę, dlatego zapadła decyzja by wybić w murze otwór. Dzięki niemu sanitariuszowi udało się dotrzeć do  kilku rannych i ich opatrzyć, co silniejsi próbowali tą drogą wydostać się z pułapki. Niestety udało się to tylko jednemu, pozostali zginęli zabici przez Niemców, albo się wykrwawili. Miejsce gdzie straciliśmy tylu żołnierzy zyskało miano „ogrodu śmierci”.   
Halina Jędrzejewska  ps. Sławka
 5 sierpnia nasz dowódca „Niebora” dostał wiadomość, że na Kaczej potrzebne są sanitariuszki. Po nieudanym ataku oddziału „Jerzyków”, na polu walki zostali ranni żołnierze i ich sanitariuszka. Dowódca wysłał mnie i Zofię Grafczyńską ps. Zosia. Ranni leżeli na gołej ziemi między naszą a niemiecką placówką. Porucznik Michał Panasik ps. Szczęsny zdawał sobie sprawę, że szansę na dostanie się do leżących mamy niewielkie. Jego zastępca Jerzy Zabłocki ps. Jerzy  odradzał nam pójście. Decyzję pozostawiono nam samym. My chciałyśmy i musiałyśmy iść.
Czołgałyśmy się przyciśnięte do ziemi. Początkowo chroniły nas pocięte bale drzew. Potem była już tylko trawa. W domu naprzeciwko nas byli Niemcy i bezustannie do nas strzelali. Czułam jak o włosy ocierają się pociski. Słyszałam bezustanny świst. Pełzałyśmy ledwie co się przesuwając.  Powoli zaczynało robić się szaro. Zdecydowałyśmy zaczekać na zapadnięcie zmroku. Okazało się, że to była dobra decyzja. Nasi zaatakowali. Rzucone świece dymne częściowo zasłoniły widok. Udało się znieść rannych.
Było to pierwsze tak trudne zadanie. Nie wiem do dzisiaj jak to się stało, że obie ocalałyśmy, nie zostałyśmy nawet ranne.                                                                             






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz