poniedziałek, 15 sierpnia 2016

101.Powstańczy kalendarz. 15 sierpnia

 Danusia Czapska
 Maria Czapska Pajzderska ps. Marysia
Janina Chmielińska ps. Chmiel


Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęg i chwały
Coś ją osłonił tarczą swej opieki
Od nieszczęść, które przygnębić ją miały
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie
Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie!


15 sierpnia 1944 roku pieśń „Boże coś Polskę” śpiewano we wszystkich warszawskich kościołach, kaplicach. Przy ołtarzach polowych i ruinach kościołów!

Dni się tak nie rozróżniało za bardzo. Ale to jedno święto – 15 sierpnia (wypadało we wtorek)- nagle postanowiono obejść, uczcić. Na przekór. Od rana[…]Tym razem czekało się też na Cud nad Wisłą. Też z nimi. Po drugiej stronie. I za Żeraniem. Ale żeby przyszli.
Miron Białoszewski „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”.


15 sierpnia 1944 rok, wtorek
Odbyły się uroczystości związane z rocznicą „cudu nad Wisłą”, święta Matki Boskiej Zielnej i Żołnierza Polskiego.
Na prośbę ambasadora USA o pozwolenie na lądowanie na ternie radzieckim amerykańskich samolotów lecących z Warszawy po dokonaniu zrzutów, otrzymał odpowiedź: „Rząd sowiecki nie może się na to zgodzić, twierdząc, że wybuch powstania jest dziełem awanturników”.
Cały dzień toczyły się bardzo zacięte walki o Stare Miast.


Janina Chmielińska ps. Chmiel
15 sierpnia w budynku ZUS-u odbyła się uroczysta Msza św. odprawiana przez księdza Stanka. Było pięknie, wzniośle i uroczyście. Wszędzie były biało- czerwone flagi. Ksiądz mówił bez patosu, ale bardzo wzruszająco. Na zakończenie zadrżały mury, kiedy zaśpiewaliśmy: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, a po wszystkich twarzach popłynęły łzy wzruszenia

Maria Czapska Pajzderska ps. Marysia
15 sierpnia  byłam w bardzo niebezpiecznym miejscu, tam gdzie toczyły się zacięte walki, w okolicach Grzybowskiej i Towarowej. Uspokajała mnie myśl, że przynajmniej Danusia jest bezpieczna. Po 36 godzinach wróciłam na Mazowiecką. Pierwsza osoba, którą spotkałam, to była matka kolegi, pani Komarnicka, to ona powiedziała, że Danusia jest ranna.  Kiedy weszłam do siostry, ta była zupełnie przytomna. Miała zabandażowane dłonie i ręce do łokci, i calutką buzię. Nakarmiłam ją, podałam papierosa, którego musiałam cały czas sama trzymać, bo Danusia nie była w stanie. Na jej życzenie poszłam na Wspólną po matkę.  Musiałam pokonać ulice ostrzeliwane bez przerwy przez Niemców. Z całych sił starałam się być uśmiechnięta. Naprawdę wierzyłam, że rany Danki są bolesne, ale niegroźne. Kiedy matka mnie zobaczyła nawet nie zapytała, raczej stwierdziła: - Danusia. Zapewniałam ją, że to nic groźnego , w odpowiedzi usłyszałam: - Ona z tego nie wyjdzie. Wtedy  przypomniałam sobie sen mamy z 1942 roku: Danusia wypadła przez okno. Mama trzymała ją za nogi, które po trochu wysuwały się z rąk. W końcu został jej w ręku jeden but… Matka nigdy nie uwolniła się od tego snu, przestała się uśmiechać, ciągle była smutna i przerażona.  Później nic już nie było takie samo.
15 sierpnia 1944 roku to był wtorek, dzień świąteczny. Rozpoczął się drugi powstańczy tydzień. Na Mazowieckiej 4, gdzie kwaterowała „Grażyna”, przygotowywano się do obchodów Dnia Żołnierza. Rano była uroczysta, wspólna modlitwa. Były tego dnia awanse. Dziewczęta naszywały chłopcom nowe dystynkcje. O godzinie14:00 odbył się skromny, ale z uroczystą oprawą, obiad. Gospodarzem był hrabia Maurycy Potocki (wielki patriota, żołnierz AK). Właściciel restauracji, w której „Grażyna” stacjonowała. Z okazji święta wieczór miał być wolny, spędzony w kinie „Palladium”. Nastrój zakłócał niepokój o kolegów i dziewczyny ze służb sanitarnych, walczących pod dowództwem „Harnasia”, w okolicach Towarowej i Grzybowskiej. Toczyły się tam zacięte walki. Na Mazowieckiej było spokojnie i świątecznie. Z daleka dochodziły odgłosy walk… O 16:30 pociski z „krów” uderzyły w „Prudential”. Piętnaście minut później pociski trafiły w kawiarnię „U aktorek”, od frontu zaczął płonąć budynek restauracji Potockiego. Szybka decyzja, zbiórka na dziedzińcu. Trzeba gasić… Huk! Błysk! Żar! Pocisk „krowy” spadł kilka metrów, od zebranych żołnierzy. Palący fosfor, przyklejał się do twarzy, rąk, nóg, palił ubrania. Nie dało się ugasić. Ranni dowódcy nie byli w stanie kierować akcją ratowniczą. Palący się żywcem tarzali się po podwórzu, wbiegali na piętra i skakali w dół. Straty „Grażyny” były ogromne. Umierali na miejscu tragedii, po kilku minutach męczarni. Ocalałych przenoszono do szpitala w budynku PKO, umierali po kilku – kilkunastu godzinach. Byli też tacy, których cierpienie trwało kilka albo kilkanaście dni. Wśród nich była Danusia Czapska. Jako ochotniczka dołączyła do patrolu sanitarnego siostry, Marii Czapskiej.

Alicja Kucharska Karlikowska ps. Zawiejka
15 sierpnia 1944 roku obchodziliśmy Święto Wojska Polskiego. Zaczynał się trzeci tydzień Powstania. Dzień był piękny i słoneczny. W odświeżonych drelichach, z biało – czerwonymi proporczykami na kołnierzach przemaszerowaliśmy ulicą Malczewskiego do kaplicy Sióstr Elżbietanek, gdzie odbyła się uroczysta Mszy św. Ksiądz udzielił wszystkim absolucji i przyjęliśmy komunię św
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz