Janina Janowska Mańkowska, zdjęcie powojenne
Irenka Janowska zdjęcie z czasów okupacji
Rząd
sowiecki odmówił brytyjskim i amerykańskim samolotom przewożącym broń dla
Warszawy, prawa lądowania na obszarach polskich, zajętych już przez wojska
sowieckie. Gdyby samoloty po dokonaniu zrzutów nad Warszawą, mogły przelecieć
krótki dystans poza linię frontu i tam lądować, aby następnie podjąć lot
powrotny, wówczas cała operacja byłaby łatwiejsza, a straty znacznie mniejsze.
Z niezrozumiałych jednak powodów rząd sowiecki odmawia udzielenia ułatwień, o które
proszą rządy brytyjski i amerykański.
„Daily Herald”
„Daily Herald”
28
sierpnia 1944 rok, poniedziałek
Ponad półtora tysiąca niemieckich żołnierzy opanowuje ostatecznie kompleks Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Niemcy zabijają granatami i rozstrzeliwują kilkudziesięciu rannych i personel szpitalny z polowego szpitala.
Ppłk "Wachnowski" podejmuje decyzję o przebiciu się żołnierzy Starówki do Śródmieścia. Mają być ewakuowani ranni, ludność cywilna i reszta obrońców Starówki.
Ponad półtora tysiąca niemieckich żołnierzy opanowuje ostatecznie kompleks Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Niemcy zabijają granatami i rozstrzeliwują kilkudziesięciu rannych i personel szpitalny z polowego szpitala.
Ppłk "Wachnowski" podejmuje decyzję o przebiciu się żołnierzy Starówki do Śródmieścia. Mają być ewakuowani ranni, ludność cywilna i reszta obrońców Starówki.
Janina Janowska Mańkowska, ludność
cywilna
28 sierpnia w drzwiach naszego mieszkania stanęła Irenka. Płacz, krzyki, uściski, istne szaleństwo. Niekończąca się radość, trudna do wyrażenia. Mama, która już traciła nadzieję na zobaczenie swojego dziecka, teraz całowała ją, dotykała jej rąk, włosów, twarzy… Jakby chciała upewnić się, że to nie sen, że to naprawdę Irenka. Ja z radości chwyciłam jej ręce i mocno i długo całowałam. Nie chciałam odejść od siostry, żeby znowu mi nie zniknęła. Później poznaliśmy jej dramatyczne przeżycia od momentu wyjścia z domu w pierwszym dniu Powstania. Dowiedzieliśmy się, że już w czasie okupacji działała w konspiracji, była w Szarych Szeregach. Razem z trzema koleżankami poszła 1 sierpnia na miejsce zbiórki, ale ich drużynowej, tam nie było. Zanim znalazła nas przeżyła wiele dramatycznych zdarzeń … Razem z innymi dziećmi była „żywą tarczą” dla Niemców przeszukujących zdobyte przez nich domy, przy ulicy Królewskiej. Przeszła przez obóz przejściowy w kościele św. Wojciecha. Zmuszona do pracy w garbarni Pfeiffera, przy ładowaniu skór, co było ponad siły dla słabego, wątłego dziecka. Na szczęście spotkała też dobrych ludzi, którzy jej pomogli. Jedna z kobiet dała jej czystą sukienkę i modlitewnik swojej córki, który w najtragiczniejszych momentach był dla niej nadzieją i przyjacielem. Inna wspaniała kobieta – polska tłumaczka w obozie „Dulag 121” w Pruszkowie – uratowała ją przed wywiezieniem na roboty do Rzeszy. Zaświadczyła przed komendantem obozu, że dziewczynka ma dopiero dwanaście lat i nie podlega wywózce.
Nie zmieniła się nasza sytuacja materialna, mieszkaniowa, nie byliśmy bardziej bezpieczni, ale byliśmy szczęśliwi, że jest z nami Irenka. Była mama, byliśmy my i ciągle wierzyliśmy w powrót taty.
28 sierpnia w drzwiach naszego mieszkania stanęła Irenka. Płacz, krzyki, uściski, istne szaleństwo. Niekończąca się radość, trudna do wyrażenia. Mama, która już traciła nadzieję na zobaczenie swojego dziecka, teraz całowała ją, dotykała jej rąk, włosów, twarzy… Jakby chciała upewnić się, że to nie sen, że to naprawdę Irenka. Ja z radości chwyciłam jej ręce i mocno i długo całowałam. Nie chciałam odejść od siostry, żeby znowu mi nie zniknęła. Później poznaliśmy jej dramatyczne przeżycia od momentu wyjścia z domu w pierwszym dniu Powstania. Dowiedzieliśmy się, że już w czasie okupacji działała w konspiracji, była w Szarych Szeregach. Razem z trzema koleżankami poszła 1 sierpnia na miejsce zbiórki, ale ich drużynowej, tam nie było. Zanim znalazła nas przeżyła wiele dramatycznych zdarzeń … Razem z innymi dziećmi była „żywą tarczą” dla Niemców przeszukujących zdobyte przez nich domy, przy ulicy Królewskiej. Przeszła przez obóz przejściowy w kościele św. Wojciecha. Zmuszona do pracy w garbarni Pfeiffera, przy ładowaniu skór, co było ponad siły dla słabego, wątłego dziecka. Na szczęście spotkała też dobrych ludzi, którzy jej pomogli. Jedna z kobiet dała jej czystą sukienkę i modlitewnik swojej córki, który w najtragiczniejszych momentach był dla niej nadzieją i przyjacielem. Inna wspaniała kobieta – polska tłumaczka w obozie „Dulag 121” w Pruszkowie – uratowała ją przed wywiezieniem na roboty do Rzeszy. Zaświadczyła przed komendantem obozu, że dziewczynka ma dopiero dwanaście lat i nie podlega wywózce.
Nie zmieniła się nasza sytuacja materialna, mieszkaniowa, nie byliśmy bardziej bezpieczni, ale byliśmy szczęśliwi, że jest z nami Irenka. Była mama, byliśmy my i ciągle wierzyliśmy w powrót taty.
Alicja
Kucharska Karlikowska ps. Zawiejka
Z każdym dniem sytuacja Mokotowa stawała się podobna do pozostałych dzielnic. Niemcy wykazywali się ogromną bezwzględnością, nie przestrzegali żadnych międzynarodowych konwencji. Na dachu Szpitala Elżbietanek został wymalowany Czerwony Krzyż. Następnego dnia szpital został zbombardowany i ostrzelany z czołgów. Do personelu i Powstańców wynoszących z gruzów rannych strzelano z nisko lecących samolotów. Zginęło kilkadziesiąt osób, a budynek został zniszczony.
Słyszeliśmy startujące z Okęcia niemieckie samoloty , był to zwiastun nieszczęścia. Zrzucali nie tylko bomby niszczące, ale i zapalające. Widziałam jak nadleciał nad ulicę Tyniecką, pilot zniżał maszynę. Ustawiał się tak, żeby bomby spadały nie na dach, ale do budynku, najczęściej do piwnic, bo tam ukrywali się ludzie. Po takim nalocie wynoszono spalone ludzkie ciała. Widok tak straszliwy, że nie sposób o tym zapomnieć.
Z każdym dniem sytuacja Mokotowa stawała się podobna do pozostałych dzielnic. Niemcy wykazywali się ogromną bezwzględnością, nie przestrzegali żadnych międzynarodowych konwencji. Na dachu Szpitala Elżbietanek został wymalowany Czerwony Krzyż. Następnego dnia szpital został zbombardowany i ostrzelany z czołgów. Do personelu i Powstańców wynoszących z gruzów rannych strzelano z nisko lecących samolotów. Zginęło kilkadziesiąt osób, a budynek został zniszczony.
Słyszeliśmy startujące z Okęcia niemieckie samoloty , był to zwiastun nieszczęścia. Zrzucali nie tylko bomby niszczące, ale i zapalające. Widziałam jak nadleciał nad ulicę Tyniecką, pilot zniżał maszynę. Ustawiał się tak, żeby bomby spadały nie na dach, ale do budynku, najczęściej do piwnic, bo tam ukrywali się ludzie. Po takim nalocie wynoszono spalone ludzkie ciała. Widok tak straszliwy, że nie sposób o tym zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz