sobota, 11 czerwca 2016

69. Opaska, bilet, zdjęcia... Czyli spacer po niezwykłych archiwach

Pani Ula Katarzyńska opowiada mi o historii swojej rodziny
 Opowieści Pani Uli ciąg dalszy
 Pani Aleksandra Diermajer Sękowska opowiada o przedwojennej Warszawie
 Pan Edmund Baranowski ze swoją powstańczą opowieścią
 Kobieta dynamit, minerka Pani Basia Wysiadecka z wyjątkowo cennym zdjęciem
Autograf pierwszego amerykańskiego żołnierza przekraczającego bramę obozu, własność Pana Eugeniusza Tyrajskiego


Raz w tygodniu zapraszam na spacer po Warszawie z wyjątkowymi przewodnikami. Ludźmi, którzy urodzili się w tym mieście, wychowali, walczyli o jego wolność, odbudowywali je i budowali. Ich opowieści pozwalają odtworzyć to czego nie ma, co bezpowrotnie zniknęło. Niestety czasem to ludzka niefrasobliwość, brak wyobraźni, a nawet zła wola powodują niszczenie budynków o wartości historycznej, artystycznej czy choćby sentymentalnej. Znika to co nadawało miastu swoisty klimat.
Tamta Warszawa została nie tylko we wspomnieniach, ale na starych zdjęciach i w dokumentach, ocalałych z pożogi wojennej i Powstania. Dzisiaj dla ich właścicieli to zupełnie bezcenne skarby. Zapraszam Was na spacer po tych niezwykłych, domowych archiwach.
Pani Ula Katarzyńska ma ogromny zbiór zdjęć. Przed wojną sama lubiła robić zdjęcia, nawet jeszcze w Powstaniu miała aparat. Niestety niewiele z tego ocalało. Rodzinny dom spłonął razem z pamiątkami. Po wojnie szukała w albumach rodzinnych u ciotek mieszkających poza Warszawą. Fotografie ofiarowali jej przyjaciele, znajomi. Na tych najstarszych młodzi dziadkowie, rodzice Pani Uli i ona sama. Największe moje zainteresowanie budzą te z czasów okupacji. Jakże wiele tam osób o, których czytamy w szkolnych podręcznikach. Wiele z nich zginęło w bardzo młodym wieku, w tragicznych okolicznościach. Na zdjęciach pozostali młodzi, szczęśliwi, bez wiedzy co ich czeka. Pani Ula do każdej fotografii ma opowieść. Dzięki informacjom spisanym na odwrocie, nie ma możliwości pomylenia daty czy okoliczności jej wykonania. Dołączone są również wycinki z gazet dotyczące uwiecznionych osób. Często ostatnia informacja to wycięty z gazety nekrolog.
W teczkach, skoroszytach przechowuje dokumenty, pamiątki o bardzo różnej wartości historycznej, ale ogromnej wartości sentymentalnej.
Pan Edmund Baranowski wiele godzin pokazywał mi swoje pamiątki, zdjęcia, dokumenty. Niektóre z nich zadziwiały mnie. Czasem jakiś „skarb” brałam do ręki z ogromnym lękiem, żeby go nie uszkodzić. W czasie naszych wcześniejszych spotkań opowiadał mi o swojej podróży w okolice Kielc. To były ostanie dni lipca 1944 roku miał przewieźć kwarce radiowe  dla działającego tam oddziału partyzanckiego. Podróż była bardzo niebezpieczna, Polakom nie sprzedawano w kasach biletów. W czasie podróży wydarzyło się wiele komplikacji i zupełnie nieprzewidzianych sytuacji. Udało się na szczęście dostarczyć przesyłkę i bezpiecznie wrócić do Warszawy. Historia tej podróży bardzo mnie zainteresowała, zadawałam mnóstwo pytań. W czasie oglądania dokumentów, Pan Edmund wyjął z niewielkiej koperty, nadgryzione zębem czasu, skrawki papieru. Zaniemówiłam, kiedy dowiedziałam się, że to bilet i kara za przejazd na gapę, z tej lipcowej akcji. Z takim samym wzruszeniem brałam do ręki opaskę powstańczą. Czy wyobrażacie sobie, że ona „widziała” płonącą Wolę, ginącą Starówkę, kanały…? Była i jest bezcenna!
Pan Eugeniusz Tyrajski na każde wypowiedziane w opowieściach słowo, ma potwierdzenie w zapiskach, dokumentach, zdjęciach. Godzin mało, żeby wszystko dokładnie przejrzeć, pozachwycać się. Najbardziej „zwariowany” i niespotykany dokument, to autograf amerykańskiego żołnierza. Dlaczego to takie niezwykłe? Bo to był pierwszy żołnierz amerykański z Armii gen. Pattona wyzwalającej Stalag VII w Moosburgu. Kiedy przekroczył bramę obozu Pan Eugeniusz poprosił go o autograf.
Pani Basia Gancarczyk jest osobą doskonale poukładaną. Każdy rok jej życia, każde wydarzenie ma swoją teczkę. A w niej… setki zdjęć, dokumentów, własnoręcznych zapisków i notatek. Nawet w książkach, które mi pożycza są jej własne uwagi, spisywane ołówkiem na marginesach.
Ostatnio zaczynam przeglądać „skarby” Pani Basi Wysiadeckiej… Zanosi się na bardzo ciekawe „podróże” w czasie.
Staram się skanować wszystkie najciekawsze dokumenty, żeby dać im drugie życie. Dołączam do pisanych tekstów, książek. Wiem, że to dobro prywatne, bardzo osobiste i emocjonalne, ale to również dobro nas wszystkich! Nasza historia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz