czwartek, 9 czerwca 2016

67. Ile kosztował bilet na mecz z Węgrami i kto go wygrał? O piłce nożnej w latach 30-tych opowiada Edmund Baranowski

Edmund Baranowski, zdjęcie z 1941 roku


Przed nami ważna impreza sportowa – Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nawet osoby, które na co dzień kompletnie nie interesują się piłką nożną mają swoich faworytów. Dzisiaj opowiem Wam właśnie o piłce nożnej…
Moje spotkania z Panem Edmundem Baranowskim to takie przyjacielskie pogawędki o wszystkim. Zadziwiło mnie, kiedy zaczął opowiadać o swojej sportowej pasji. Nie ukrywał, że zdecydowanie bardziej interesowały go mecze niż nauka szkolna.
Wracając ze szkoły często grał z kolegami w piłkę na niewielkim placyku, w okolicy zakładów Philipsa. Od wiosny do jesieni żył rozgrywkami piłkarskimi.  Cały tydzień czekał na niedzielę. Wczesnym rankiem szedł do kościoła, potem szybciutki obiad z mamą i biegiem na mecze. Kiedy wybierał się na boisko Skry przy Okopowej, najczęściej przechodził przez parkan, bez biletu. Gorzej było z Warszawianką przy Wawelskiej czy Polonią przy Konwiktorskiej, tam nie dało się przejść przez parkan. Kupował wtedy najtańszy bilet za 25 groszy, z miejscem stojącym. Zadziwia mnie Pan Edmund, kiedy bez problemu opowiada o zawodnikach. Przed wojną Legia miała w swojej drużynie dwóch obcokrajowców, Pawła Akimowa i Grgo Zlatopera. Pamięta wyniki mniej i bardziej ważnych meczów.
Ostatnim wielkim przedwojennym  wydarzeniem sportowym był mecz piłki nożnej Polska-Węgry. Odbył się w ostatnią spokojną niedzielę, 27 sierpnia 1939 roku, na stadionie przy Łazienkowskiej. Wszyscy kibice czekali z ogromnymi emocjami.  Czas był już bardzo niepewny i węgierska drużyna wahała się czy przyjechać. Mogli sobie pozwolić na kapryszenie, byli drugą drużyną świata.  Edmund Baranowski doskonale pamięta mistrzostwa z 1938 roku we Francji. Finałowy mecz w Paryżu, Węgrzy przegrali z Włochami 1:2.
Na mecz w Warszawie musiał pójść koniecznie. Bilet na stojące miejsce kosztował 1 złotówkę. Miał jeszcze tyle w skarbonce. Do ostatniej chwili nie było wiadomo czy mecz się odbędzie. Odbył się… Do końca pierwszej połowy Węgrzy prowadzili 2:0. Wśród polskich kibiców nastroje nie były radosne, ale wszyscy się tego spodziewali. Dodawali otuchy swoim zawodnikom śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła”. Druga połowa okazała się zupełnie nie do przewidzenia. Polacy grali jak szaleni. Trzy bramki strzelił Ernest Wilimowski, czwarta padła z rzutu karnego. Radość i optymizm po pokonaniu wicemistrzów świata przeniosły się na inne sfery życia. Nie tylko kibice wierzyli, że to dobry znak. W razie wojny pokonamy Niemców! W piątek 1 września rozpoczęła się walka, której stawką były wolność i życie!

1 komentarz:

  1. oczami wyobrażni widzę ten mecz, "byłem" na nim, choć urodziłem sie 15 lat póżniej.......połowa publiczności w mundurach, z chwilę "poszli w bój"., dla wielu z nich polskie zwycięstwo było ostatnia radościa w życiu, które na ołtarzu ojczyzny złożyli.....warto by zerknąć na losy polskich graczy z tego meczu, ciekawe jak sie potoczyły..A sierpniowe zwycięstwo w przede dniu wrześniowej kleski konstytuuje nasze postrzeganie przeszłości i ......przyszłości

    OdpowiedzUsuń