piątek, 10 czerwca 2016

68. Jak chłopcy z Konfederacji Narodu szli do lasu

 Danuta Dudzik, siostra Sławki
Sławka, Halina Jędrzejewska

Pisząc o Pani Halinie Jędrzejewskiej będę używała jej pseudonimu "Sławka". Imię Halina to wpis w dokumencie, imię nieużywane na co dzień.  W domu była Halszką, w konspiracji Sławką i tak zostało. Lubimy te nasze spotkania i rozmowy. Ostatnim razem spotkałyśmy się w bardzo ciepły czerwcowy dzień. Siedziałyśmy w jej mieszkaniu, na stole truskawki ze śmietaną, kawa. Cisza za oknem i opowieść Pani Sławki o czerwcu 1943 roku...
Przeszła wtedy do pionu wojskowego Konfederacji Narodu,  Została łączniczką. Przydzielono ją do pracy z chłopcami idącymi do partyzantki. Zanim wyjechali do lasu musieli przejść odpowiednie szkolenie, przygotowanie. Byli skoszarowani w mieszkaniu znajdującym się na ostatnim piętrze najwyższego budynku przy Tamce. Od momentu kiedy tam weszli nie mieli żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Łączniczka Sławka wszystko załatwiała, nawet ich drobne prywatne sprawy.  Trzeba było zachować wszelkie środki ostrożności. W mieszkaniu była złożona broń, którą mieli zabrać ze sobą, skrzynki z granatami.
Ich wyjazd został zaplanowany na czerwcowe popołudnie. Nie mogło to być zbyt późno ze względu na godzinę policyjną. Wczesnym wieczorem, była już lekka szarówka, podjechały pod budynek dwa duże samochody. Zaczęto wynosić paczki, skrzynie z bronią. Gęsto zabudowana okolica,  dookoła spory ruch. Nie było możliwości, żeby przypadkowi obserwatorzy nie domyślili się co się dzieje. Jedna z paczek z bronią pękła. Zdenerwowanie było spore. Ktoś mógł zadzwonić na policję. W kilka minut Niemcy otoczyliby całą okolicę. Nic takiego się nie wydarzyło. Samochody z partyzantami spokojnie odjechały. Sławka musiała wrócić na górę, żeby uprzątnąć mieszkanie. Nie mógł zostać najmniejszy ślad po mieszkańcach. Zbliżała się godzina policyjna, musiała wracać. Postanowiła następnego dnia dokończyć porządkowanie. Jeszcze tylko wrzuciła do pieca kaflowego pozostawione kartki, notatki... Zupełnie niespodziewanie nastąpił huk i wybuch. Między papierami zawieruszył się jakiś nabój. Tym razem nie miała wątpliwości, że wszyscy słyszeli i ktoś ze strachu zawiadomi Niemców. Szybko wyszła. Nikt po drodze jej nie zatrzymał. Następnego dnia musiała wrócić, żeby sprawdzić jaka jet sytuacja. Poszedł z nią kolega. Ze zdenerwowaniem przekręcała klucz w zamku... Czy za chwilę ktoś ją wciągnie do środka...? Czy Niemcy czekają na nią? W środku była zupełna cisza. Mieszkanie wyglądało tak jak je zostawiła poprzedniego wieczoru. Nikt nie zawiadomił Niemców. Nie pierwszy raz okazało się, że ludzka solidarność ma większą moc niż strach! Skończyła sprzątanie i pożegnała w myślach chłopców, życząc im szczęścia. Dowiedziała się, że dotarli wszyscy bezpiecznie do lasu. Tam gdzie była już jej siostra Danka ps. Sylwia i ktoś ważny, najważniejszy - Jurek Laskowski ps. Tabor. Danka wróciła, ale nigdy nie powiedziała ani słowa o tym co przeżyła. Jurek... na zawsze został we wspomnieniach i dziewczęcym sercu.
Wracając od Pani Sławki patrzyłam na radosnych młodych ludzi. Dziewczęta, chłopcy tacy letni, radośni. Pewnie myślami już na wakacjach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz