piątek, 3 czerwca 2016

62. Wacław w pożyczonym fraku... O spektaklu "Mąż i żona" Fredry wystawianym w czasie okupacji

Basia Piotrowska Gancarczyk z przyjaciółkami


Pani Basia Gancarczyk, dzielna sanitariuszka z batalionu „Wigry”, kilka miesięcy temu nieszczęśliwie upadła i uległa poważnej kontuzji. Dzielnie walczy o powrót do zdrowia. Dzwonię do niej dość często, ja opowiadam o tym co wydarzyło się u mnie, a ona wspomina zdarzenia z jej życia. Kiedyś opowiedziała mi o okupacyjnym teatrzyku. Poprosiłam ją, żeby jeszcze raz opowiedziała, a ja podzielę się tym z czytelnikami bloga. Pani Basia wszystkich serdecznie pozdrawia.

„W czasie okupacji byliśmy bardzo młodzi, potrzebowaliśmy rozrywki, zabawy i towarzystwa rówieśników. Wszystkiego tego nas pozbawiono. Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy zorganizować teatr. Wspaniała zabawa i rozrywka. Po wielu dyskusjach co wystawimy - każdy miał swoją ukochaną sztukę i wybór wcale nie był łatwy – zdecydowaliśmy się na komedię Fredry,  „Mąż i zona”.  Koledzy kręcili nosami, że  to takie mało męskie, że oni żołnierze mają być aktorami. Na szczęście było dużo dziewcząt, które bez wahania zdecydowały się zagrać męskie role. Bardzo długo uczyłyśmy się tekstów, miałyśmy wiele prób. Zbliżał się czas premiery. Musiałyśmy przygotować stroje. Każda szyła dla siebie, pożyczałyśmy jakieś elementy garderoby od domowników i przyjaciół. Koledzy chyba trochę nam pozazdrościli, bo ostatecznie włączyli się w organizację. Przygotowali zaproszenia, program wieczoru i dekorację. Tremę miałyśmy ogromną. Premiera odbyła się w domu naszej koleżanki. Salon był widownią, a pokój przylegający do niego był sceną. Ja grałam Elwirę, suknię miałam uszytą z dwóch sukienek mamy. Najpiękniejsza była sukienka koleżanki grającej pokojówkę, powstała z bardzo kwiecistej zasłony. Wacław czyli koleżanka Krysia wystąpiła we fraku i cylindrze swojego taty. Był on ciekawym człowiekiem, typem uczonego, bardzo dbającym o swoją własność. Krysia pożyczyła strój bez wiedzy właściciela. Nikt nie przewidywał, że zjawi się na naszej premierze. Zjawił się. Po ostatnim ukłonie, były wielkie brawa. Rodzice i przyjaciele siedzący na widowni, gratulowali nam sukcesu. Tato Krysi również podszedł uścisnąć nas i powiedział: - Wspaniale dziewczęta. Piękne stroje. Frak i cylinder doskonała jakość. Mam podobne.
Nigdy więcej nie było rozmowy na ten temat. Krysia sześć razy pożyczała własność ojca, bo tyle razy wystawiałyśmy „Męża i żonę”. Byłyśmy przekonane, że doskonale zdawał sobie sprawę, że jego frak gra w naszej sztuce i nawet cieszył się tego  wyróżnienia.
W tej okupacyjnej szarości nasz spektakl był najbarwniejszym wydarzeniem, które często wspominam.


1 komentarz: