Sławomir Pocztarski ps. Bóbr, 1 sierpnia 1974 rok
Sławomir Pocztarski rok 1938
O świcie ludność cywilną ustawiają na ulicy do
wymarszu. Dokąd? Nikt nie wie.
Chodzą jakieś pogłoski że całą ludność
biorą do obozu w Pruszkowie. Na dnie serca ołowianą kulą leży rozpacz, że taki
właśnie jest koniec naszej walki, naszej męki, naszej nędzy. Ale jest w nas jeszcze
niepokój: co z nami zrobią? Dokąd nas zawloką? Więc jednak ulga i wytchnienie,
że wychodzi się z piekła, że opuszcza się to ponure, dymiące zgliszcza.
Zostawiamy to wszystko. Zbiory, pamiątki, książki, słowem, co przez wiele lat
było nam drogie, ba! niezbędne do życia. Zostają wszystkie rzeczy, moje skarby
(Wyspiański). Niech zostają! W tej chwili nie mają już żadnego znaczeni
ze wspomnień ludności cywilnej
ze wspomnień ludności cywilnej
29 września 1944 rok,piątek
Ostatnie ciężkie walki na Żoliborzu - o poszczególne domy przy ul. Mickiewicza i Krasińskiego.
O godzinie 18:19 Żoliborz skapitulował.
Do 23:00 oddziały żoliborskie złożyły broń. Ponad 1500 żołnierzy, 60 oficerów i ok. 440 rannych poszło do niemieckiej niewoli.
Ostatnie ciężkie walki na Żoliborzu - o poszczególne domy przy ul. Mickiewicza i Krasińskiego.
O godzinie 18:19 Żoliborz skapitulował.
Do 23:00 oddziały żoliborskie złożyły broń. Ponad 1500 żołnierzy, 60 oficerów i ok. 440 rannych poszło do niemieckiej niewoli.
Sławomir Pocztarski ps. Bóbr
W ostatnich dniach Powstania, pod koniec września, podczas czyszczenia broń wystrzeliła mi w sufit. Musiałem stanąć do raportu. Nasz dowódca znał mnie doskonale, wiedział, że to był przypadek, ale musiał jakoś zareagować. Wyznaczył mi dwa dni aresztu domowego i nakazał iść do matki. Od naszej kwatery na Mickiewicza do ulicy Kozietulskiego było około dwóch kilometrów. Zajęło mi to kilka godzin. Najgorzej było przejść przez plac Wilsona. Trzeba było pokonać okopy wypełnione trupami, a snajperzy strzelali do każdego, kto się poruszył. Położyłem się na plecach i po trupach leżących na dnie powoli się przesuwałem. Udało mi się szczęśliwie dotrzeć do mamy i tutaj Powstanie się dla mnie skończyło.
W ostatnich dniach Powstania, pod koniec września, podczas czyszczenia broń wystrzeliła mi w sufit. Musiałem stanąć do raportu. Nasz dowódca znał mnie doskonale, wiedział, że to był przypadek, ale musiał jakoś zareagować. Wyznaczył mi dwa dni aresztu domowego i nakazał iść do matki. Od naszej kwatery na Mickiewicza do ulicy Kozietulskiego było około dwóch kilometrów. Zajęło mi to kilka godzin. Najgorzej było przejść przez plac Wilsona. Trzeba było pokonać okopy wypełnione trupami, a snajperzy strzelali do każdego, kto się poruszył. Położyłem się na plecach i po trupach leżących na dnie powoli się przesuwałem. Udało mi się szczęśliwie dotrzeć do mamy i tutaj Powstanie się dla mnie skończyło.
Kiedy po kilku godzinach dotarłem do mamy, dowiedziałem się, że właśnie
zakończono walkę na Żoliborzu. W każdej chwili do mieszkania mogli wejść
Niemcy. Zdążyłem się umyć i przebrać w cywilne ubranie. Opaskę ukryłem we
framudze drzwi magla. Od tego dnia zostałem małoletnim żołnierzem-tułaczem. Bez
posterunku powstańczego, domu, i biało-czerwonej opaski. A przecież wierzyłem,
że będziemy wolni. Tymczasem znowu niewola, strach, głód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz