Jerzy Janowski w młodości
Jerzy Janowski z siostrą Janiną Mańkowską
24 września 1944 rok, niedziela
Pada Górny Czerniaków.
Bronią się jeszcze: Mokotów, Śródmieście, Żoliborz.
Najcięższe walki toczą się na Mokotowie.
Pada Górny Czerniaków.
Bronią się jeszcze: Mokotów, Śródmieście, Żoliborz.
Najcięższe walki toczą się na Mokotowie.
24
września 2014 roku zmarł Jerzy Janowski. Łączyła nas niezwykła przyjaźń.
Spotykaliśmy się prawie w każdą środę w kawiarence „Pół czarnej” w MPW.
Przegadaliśmy wiele godzin. Pan Jerzy opowiadał o Woli, to była jego wielka
miłość. 5 sierpnia 1944 roku, cudem ocalał z
niemieckiej egzekucji. Wielu rozmów nie dokończyliśmy, wielu spraw nie
zamknęliśmy. Pan Jerzy odszedł zbyt szybko i zupełnie nieoczekiwanie. W książce
„Powstańcy 44. Bohaterowie i świadkowie”
opisałam historię Jerzego Janowskiego, zakończyłam ją „Epitafium”…
EPITAFIUM
Ostatnia część wspomnień Pana
Jerzego Janowskiego jest moim hołdem dla Niego i Jego wielkiego dzieła. Od
naszego pierwszego spotkania mało mówił o sobie, ze szczegółami opowiadał o
tragedii Woli od września 1939 roku. Pokazywał zdjęcia, dokładne plany.
Mieliśmy wspólnie przejść śladami ofiar i męczeństwa. Nie
zdążyliśmy! Wielokrotnie upewniał się czy wszystko zarejestrowałam.
Chciał, żebym pisała o Woli, nie o nim. Zrobił tak wiele, ale jego zdaniem
ciągle zbyt mało. Przeżywał tragedię każdego mieszkańca Woli, szczególnie tych
najsłabszych: dzieci, kobiet i osób starszych. Był współinicjatorem, wraz z
siostrą Janiną, i pomysłodawcą upamiętnienia osób zamordowanych przy ulicy Bema
54 - pracował nad tym do ostatnich dni życia. Nawet jeżeli jego dzieło będzie
kontynuowane, nie zobaczy rezultatów. Niech ta jego opowieść: „Bema 54”, będzie
kamieniem węgielnym , pod pomnik.
W kierunku Pruszkowa szła kolumna cywilnej ludności Warszawy. Byli gnani
do obozu przejściowego. Przerażeni, zmęczeni, głodni, obdarci. Pozbawieni
wszystkiego: bezpieczeństwa, godności, domu, dobytku. Wielu było świadkami
okrutnej śmierci najbliższych. Najsłabsi wspierani byli przez towarzyszy
niedoli. Zjawiła się wreszcie pomoc – przedstawiciele Czerwonego Krzyża z
opaskami na rękawach. Wyszukiwali starców, kobiety w ciąży, dzieci, tych którzy
potrzebowali pomocy. Wszystkich - około 100 osób - zaprowadzili do drewnianego
budynku przy Bema 54 na którym z daleka widać było powiewającą flagę Czerwonego
Krzyża. Wprowadzili do środka. Zaryglowali drzwi, okna zabili deskami.
Podpalili! Wszyscy spłonęli żywcem. Słychać było nieludzkie krzyki,
błaganie o litość i pomoc. Świat musi się dowiedzieć, że zrobili to Niemcy.
Zbrodniarze, którzy wykorzystali znak Czerwonego Krzyża!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz