Urszula Kurkowska ps. Ula rok 1943
Tak to ginie warszawski nasz lud.
Tak to giną warszawiacy,
Bohaterscy chłopacy,
Którzy wolną Warszawę chcieli mieć.
Nasza siła za mała,
Aby wroga pokonała,
Zamiast wolności mamy dziś śmierć.
O, jaka rozpacz...
Fragment pieśni
„Pierwszy sierpnia- dzień krwawy”
19 września 1944 rok, wtorek, VIII tydzień, 5o dzień Powstania
W godzinach wieczornych rozpoczęcie przez ppłk. Jana Mazurkiewicza ps. "Radosław" ewakuacji z Czerniakowa na Mokotów ok. 200-osobowej grupy żołnierzy kanałami, wejście przez właz u zbiegu ulic Solec i Zagórnej.
W Śródmieściu ataki na ul. Wiejskiej i Frascati skutecznie odpierane przez powstańców. Zginął Jan Wuttke ps. Czarny Jaś z Batalionu „Zośka”, jego ciała nigdy nie odnaleziono.
Urszula Kurkowska Katarzyńska ps. Ula
Dostaliśmy rozkaz zbiórki na Solcu i przejścia kanałami na Mokotów. Musieliśmy zostawić rannych kolegów: Wieśka Krajewskiego, Antka Gadomskiego (tego od platformy) i wielu innych. W nocy z 19 na 20 września weszliśmy do kanałów. Razem z Alą Walewicz, pielęgniarką od „Broma” (Zygmunta Kujawskiego) szłyśmy na końcu grupy. Kiedy od czoła pochody przyszła dyspozycja, żeby dwie ostatnie osoby zaczekały na następną grupę i wskazały im drogę, musiałyśmy zostać. Nie znałyśmy zupełnie kanałów. Jedyna wskazówka jaką otrzymałyśmy, to informacja, że wyjście jest przy szóstym włazie. Nasze przerażenie było ogromne, jak w tej ciemnicy trafić do odpowiedniego włazu. Patrzyłyśmy na znajdującą się przed nami barykadę spiętrzającą wodę. Zbudowali ją Niemcy. Słychać było spływające stróżki. Miałyśmy świadomość, że gdyby barykada została przerwana, nie będziemy w stanie utrzymać się, prąd nas porwie. Kiedy dotarła następna grupa, przywitałyśmy ich z ulgą. Wiedziałyśmy, że najmniejszym gestem czy wątpliwością nie możemy przyznać się, do nieznajomości drogi. Złe wyjście oznaczało dostanie się w niemieckie łapy, a była pewna śmierć. Wciągałyśmy zapach powietrza – przy włazach było zupełnie inne – i liczyłyśmy kolejne. Pod stopami czułam twarde przedmioty o nieregularnych kształtach – to była najczęściej broń. Wchodziłam też na coś miękkiego i śliskiego… bez wątpienia to byli nieżywi ludzie.
Janina Chmielińska ps. Chmiel
Przy wejściu do piwnicy pojawili się esesmani i własowcy najwięksi zwyrodnialcy. Wrzeszczeli: „Raus! Schnell!”. Ludzie zaczęli powoli wychodzić. Trzymałyśmy się z „Urszulą” bardzo mocno za ręce. Po dniach spędzonych w piwnicy, ostre wrześniowe słońce oślepiło nas. Całe podwórko zasłane było ciałami rozstrzelanych ludzi. Widziałam jak piękną dziewczynę, łączniczkę ze Starówki esesman uderzył w twarz, a potem wystrzelił jej serię w brzuch. Wychodzących dzielili na dwie grupy: kobiety z dziećmi i pozostałych, w większości byli to młodzi ludzie, Powstańcy. Cały czas było słychać wrzaski: „Partisanen. Banditen”. Byłam przekonana, że to już koniec. Myślałam czy bardzo będzie bolało. Wiedziałam, że zanim padną strzały muszę krzyknąć „Jeszcze Polska nie zginęła”. Widziałam jak pastwią się nad ludźmi, mordują pojedyncze osoby, świadomie zadając ogromny ból. Kiedy znudziło im się, a może stracili cierpliwość do zabijania na wyrywki, ustawili wszystkich pod murem. Stałam ostania ciągle mocno trzymając „Urszulę” za rękę. Na przeciw nas ustawili pluton egzekucyjny. Odliczałam sekundy do strzału, kiedy poczułam silne szarpnięcie i poleciałam w tłum kobiet z dziećmi, pociągając za sobą koleżankę. Zorientowałam się, że to Niemiec z plutonu egzekucyjnego ocalił mnie przed rozstrzelaniem. Przez chwilę myślałam, że strzeli mi w plecy. Oni tak lubili robić. Ale tak się nie stało. Żyłyśmy. Wszystkich stojących pod ścianą rozstrzelali. Do dzisiaj zadaję sobie to pytanie dlaczego mnie uratował. Może miał córkę… Często modlę się za niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz