Prudential, zdjęcie z 1945 roku
Ostatnio niemal w całej Warszawie ustala się
zwyczaj odprawiania zbiorowych wieczornych nabożeństw, przy ołtarzach
instalowanych na podwórzach i w ruinach. Nabożeństwa te przyczyniają się do
podniesienia nastrojów zarówno uczestniczącej w nich ludności cywilnej jak i
żołnierzy AK.
Biuletyn Informacyjny
Biuletyn Informacyjny
8 września 1944 rok,
piątek
Po zakończeniu zawieszenia ognia Niemcy przypuszczają silny atak z kierunku Nowego Światu i Królewskiej. Powstańcy zmuszeni zostają do opuszczają gmach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Kościoła Św. Krzyża i Komendy Policji na Krakowskim Przedmieściu.
Po całodziennych walkach Niemcy opanowują Świętokrzyską od Nowego Światu do Mazowieckiej oraz domy na Czackiego. Oddziały niemieckie wdzierają się ul. Warecką i docierają bezpośrednio do zaplecza Poczty Głównej.
Broni się Dworzec Pocztowy, z rąk do rąk przechodzą zabudowania browaru Haberbuscha.
Zgodnie z porozumieniem o zawieszeniu ognia, między godz. 12.00 a 14.00 opuszcza Warszawę około 6.000 osób, prawie wyłącznie kobiety z dziećmi
Po zakończeniu zawieszenia ognia Niemcy przypuszczają silny atak z kierunku Nowego Światu i Królewskiej. Powstańcy zmuszeni zostają do opuszczają gmach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Kościoła Św. Krzyża i Komendy Policji na Krakowskim Przedmieściu.
Po całodziennych walkach Niemcy opanowują Świętokrzyską od Nowego Światu do Mazowieckiej oraz domy na Czackiego. Oddziały niemieckie wdzierają się ul. Warecką i docierają bezpośrednio do zaplecza Poczty Głównej.
Broni się Dworzec Pocztowy, z rąk do rąk przechodzą zabudowania browaru Haberbuscha.
Zgodnie z porozumieniem o zawieszeniu ognia, między godz. 12.00 a 14.00 opuszcza Warszawę około 6.000 osób, prawie wyłącznie kobiety z dziećmi
Stefan Popławski ps.
Stefcio
To chyba było 8 września, miałem przenieść jakieś zastrzyki do szpitala polowego mieszczącego się w szkole sióstr franciszkanek przy Rakowieckiej. To był teren opanowany przez Niemców. Wyszedłem wczesnym rankiem, było jeszcze szaro. Co kawałek musiałem się czołgać. Czułem straszliwy głód. Tak wielki głód, że przestałem się bać. Wieczorem jadłem sztuczny miód. O dawna tylko to mieliśmy do jedzenia. Przypomniałem sobie jak smakował niedzielny rosół podawany przez mamę. Mama… nie wiedziałem czy żyje. Tylko ona mi została. Tak! Wierzyłem, że żyje! Zapomniałem o głodzie, strachu. Czułem jak przepełnia mnie nienawiść. Zabrali mi wszystko – ojca, siostrę, babcię, przyjaciół, dom i dzieciństwo. Doszedłem do szpitala. Pierwszą osobą, którą spotkałem była znajoma mamy, która czasem bywała u nas. W szpitalu na Rakowieckiej była pielęgniarką. O nic nie pytała. Przytuliła mnie, kazała się umyć, a potem dała mi pajdę chleba z jakąś marmoladą. Skąd ona miała takie rarytasy?
To chyba było 8 września, miałem przenieść jakieś zastrzyki do szpitala polowego mieszczącego się w szkole sióstr franciszkanek przy Rakowieckiej. To był teren opanowany przez Niemców. Wyszedłem wczesnym rankiem, było jeszcze szaro. Co kawałek musiałem się czołgać. Czułem straszliwy głód. Tak wielki głód, że przestałem się bać. Wieczorem jadłem sztuczny miód. O dawna tylko to mieliśmy do jedzenia. Przypomniałem sobie jak smakował niedzielny rosół podawany przez mamę. Mama… nie wiedziałem czy żyje. Tylko ona mi została. Tak! Wierzyłem, że żyje! Zapomniałem o głodzie, strachu. Czułem jak przepełnia mnie nienawiść. Zabrali mi wszystko – ojca, siostrę, babcię, przyjaciół, dom i dzieciństwo. Doszedłem do szpitala. Pierwszą osobą, którą spotkałem była znajoma mamy, która czasem bywała u nas. W szpitalu na Rakowieckiej była pielęgniarką. O nic nie pytała. Przytuliła mnie, kazała się umyć, a potem dała mi pajdę chleba z jakąś marmoladą. Skąd ona miała takie rarytasy?
Kazimierz Radwański ps.
Kazik
8 września dostaliśmy rozkaz, żeby przejść do Śródmieścia Południowego. Tej nocy razem z kolegami poszedłem na Chmielną 11. Mimo całkowitej ciemności i prawie zupełnego braku wody, udało nam się umyć w jednej misce. Byliśmy bardzo brudni i pokryci grubą warstwą pyłu. Wieczór był jednak wyjątkowy przede wszystkim dlatego, że spotkałem tam rodziców i było to moje pożegnanie z domem, do którego miałem już nigdy nie wrócić.
8 września dostaliśmy rozkaz, żeby przejść do Śródmieścia Południowego. Tej nocy razem z kolegami poszedłem na Chmielną 11. Mimo całkowitej ciemności i prawie zupełnego braku wody, udało nam się umyć w jednej misce. Byliśmy bardzo brudni i pokryci grubą warstwą pyłu. Wieczór był jednak wyjątkowy przede wszystkim dlatego, że spotkałem tam rodziców i było to moje pożegnanie z domem, do którego miałem już nigdy nie wrócić.
Witold
Kieżun ps. Wypad
Kiedy
Rosjanie zajęli Pragę, razem z dwoma kolegami dostaliśmy rozkaz wejścia na
taras Prudentialu. Mieliśmy podawać meldunki jak wygląda sytuacja, jak
artyleria sowiecka ostrzeliwuje pozycje niemieckie. Musieliśmy dostać się na
16 piętro, schodami można było wejść tylko na 14, a potem już po rusztowaniu
windy. Mieliśmy rozkaz, że nie wolno nam wykonywać żadnych ruchów, które mogą
dać Niemcom sygnał, że ktoś jest wysoko w budynku. Kolega miał karabin z
lunetą. Zobaczył z góry Niemców i nierozsądnie strzelił, zdradzając miejsce
naszego posterunku. Nie byliśmy w stanie ruszyć się, ponieważ
od strony Niemców budynek był uszkodzony, powstała wielka dziura i byliśmy
doskonale widziani. Musieliśmy przeczekać do nocy i dopiero wtedy, po ciemku,
mogliśmy schodzić po rusztowaniu. Chociaż zawsze obawiałem się wysokości, a to
wspinanie się i schodzenie było bardzo niebezpieczne, zupełnie nie myślałem o
moim lęku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz