środa, 6 lipca 2016

80. Ponad 1500 km od domu, w strobielskim lesie... Wspomnienie o pułkowniku Mieczysławie Gutowskim



Na zdjęciach Mieczysław Gutowski i mogiła pomordowanych w Starobielsku polskich oficerów.


Mieczysław Gutowski urodził się 25 lipca 1895 roku w Dobrzyniu. Był zawodowym oficerem Wojska Polskiego. Od 1927 roku pełnił służbę w Warszawie w Rejonowej Komendzie Uzupełnień. Razem z żoną i dwiema córkami, Janiną i Wandą, mieszkał w willi przy ulicy Felińskiego na Żoliborzu. To było jego miejsce na ziemi, jego kraina szczęśliwości. Zapewnił rodzinie bardzo dobre warunki materialne, ale córki najbardziej zapamiętały jego ogromną miłość i oddanie swoim bliskim. Jego ulubienicą była starsza córka Janka, miał do niej ogromną słabość, ona całkowicie odwzajemniała to uczucie. Był bardzo wrażliwy, kochał muzykę i zwierzęta. Ze łzami w oczach córka wspomina nocne powroty rodziców z kolacji, koncertów, spotkań towarzyskich, ojciec siadał do pianina i grał. Janeczka zawsze czekała na nich. Jej pokój był na piętrze, niezauważona siadała na schodach i słuchała. Sama nie miała serca do instrumentu, ale każdy ich wspólny „koncert” był wielkim przeżyciem. Dłonie dotykały klawiszy, ale grało „serce”. Mnóstwo radości sprawił ojciec przynosząc  jej małego kotka. Dostał go w pracy od adiutanta. Oficer w mundurze nie mógł nieść żadnej torby ani pakunku, dlatego kota przyniósł pod płaszczem. Chociaż dziewczynki wychowane były w dyscyplinie, nigdy ich nie karał… Jeden jedyny raz ukarał ukochaną Janeczkę, kiedy źle odniosła się do ordynansa. Nie pomogły przeprosiny, ani zapewnienie „poszkodowanego”, że to dziecinny figiel. Zapamiętała to na zawsze – każdego człowieka należy szanować!
To ojciec odprowadził ją na pierwszy bal. Wtedy nie rozumiała, jak było mu ciężko pogodzić się z myślą, że jego maleńka córeczka staje się kobietą.
1 września 1939 roku wieczorem wrócił do domu. Był bardzo spokojny i uśmiechnięty, jak zawsze. Następnego dnia zjadł ze swoimi kobietami śniadanie, po czym poprosił je o chwilę rozmowy. Poinformował , że na jakiś czas musi wyjechać, tego wymaga jego służba. Zapewnił, że zawsze będą w jego sercu i myślach. Pożegnał żonę i młodszą córkę. Janeczkę wziął za ręce i ucałował je. Poprosił, żeby zaopiekowała się matką i siostrą. Zamarła z przerażenia, nie wiedziała co to oznacza. Przecież to ona zawsze całowała rodziców w rękę, to nią się opiekowano. Wyszedł i już nigdy do domu nie wrócił. Czekały, wierzyły… Któregoś okupacyjnego dnia zjawił się bardzo młody człowiek. Był z Mieczysławem Gutowskim w obozie w Równem i przywiózł wiadomości od niego. Dowiedziały się, że próbował trzy razy uciekać, ale za każdym razem go złapali. Wszyscy szeregowi żołnierze zostali zwolnieni, oficerowie wywiezieni w nieznane. Kilka tygodni później, na początku 1940 roku przyszedł od niego list z obozu w Starobielsku. Pisał, że doskonale się czuje, że wszystko jest dobrze i bardzo je kocha. Po wojnie, najdroższą i ostatnią pamiątkę po nim, krótki list, zabrał złodziej.  Ciągle czekały i wierzyły, że któregoś dnia dzwonek przy furtce oznajmi jego powrót. Zaczęły docierać do Warszawy  wiadomości o grobach oficerów polskich odkrytych w okolicy Katynia… One bardziej szukały informacji o Armii Andersa, chciały pewności, że  wyszedł razem z nią.  Ich wiary nie zachwiał nawet jasnowidz, który powiedział, że nie ma go wśród żywych…
Wiele lat musiały czekać na poznanie straszliwej prawdy – płk Mieczysław Gutowski strzałem w tył głowy został zamordowany w 1940 roku w Charkowie i pogrzebany w lesie w Starobielsku.
Jego córka Janina Gutowska Rożecka na początku lat 90-tych pojechała śladami ostatniej drogi ojca. Była w miejscu gdzie był więziony, rozstrzelany i pogrzebany. Pod murem śmierci razem z rodzinami innych ofiar modliła się, zapaliła lampki i złożyła wianuszek z suszonych kwiatów. Wszystko to robili pod czujnym okiem rosyjskich wartowników. Widzieli jak po ich odejściu  deptali zostawione kwiaty i znicze, wdeptywali w śnieg. Ze zbiorowej mogiły przywiozła bryłę ziemi i kilka suchych gałązek. Wszystko złożyła do symbolicznego grobu ojca w Warszawie. Dopiero wtedy odzyskała spokój. Czuła, że wykonała do końca polecenie ojca – chociaż symbolicznie rodzina znowu była razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz