wtorek, 24 marca 2020

170. "Kawałek wolnej Polski"




"Kawałek wolnej Polski" i "Kapitulacja" to dwa rozdziały z książki "A u nas świeci słońce", której bohaterką jest Maria Pajzderska. ! sierpnia 1944 rok i pierwsze dni października 1944 roku...







KAWAŁEK WOLNEJ POLSKI
„Płonące oczy, wypieki na twarzach i paczka w ręku, były naszą legitymacją. Cała drżę, spuszczam wzrok, dla mamy na pożegnanie kilka słów pociechy. Czas nagli, trzeba wyjść, kilka najtrudniejszych kroków. - Mamo… - podnoszę wzrok. Może to ostatni raz… Mimo wszystko przeważa radość i chęć czynu. Nareszcie prawdziwa walka, po tylu długich latach konspiracji. Trudno myśleć o czym innym. Pożegnanie jest ciężkie, ale już po chwili jesteśmy na ulicy. Ostatni etap konspiracji to droga na punkt mobilizacyjny. Nie jestem już Marią Czapską, tylko sanitariuszką »Marysią«. Nareszcie wchodzimy do naszej Wolnej Polski. Chwilowo jest maleńka – czteropiętrowy dom. Wita nas krótkie słowo: »– Czołem!«”.
Nadszedł ten wyczekiwany dzień. Marysia z Danusią po czternastej wybiegły z domu, jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na to, co zastawiały. Marysia w duchu pytała siebie: „– Czy jeszcze tu wrócę?” Nie rozmawiały o tym z Danusią, ale na pewno ona też o tym myślała. Marysia do tego dnia przygotowywała się od początku konspiracji, Danusia –- kilka tygodni. Krótko przed Powstaniem, podobną decyzję podjęła Bożena Kalinowska, koleżanka Basi Mieczkowskiej. Obie dziewczyny nie miały żadnego przygotowania, Marysia podjęła się przeszkolenia ich. Wciągu dwóch tygodni nauczyły się najważniejszych czynności sanitariuszki: bandażowania, zakładania sterylnych opatrunków, robienia zastrzyków, udzielania pierwszej pomocy przy różnych ciężkich obrażeniach.
1 sierpnia ulica wyglądała inaczej niż zwykle. Był rozkaz, żeby jeszcze przez kilka godzin zachowaniem, ubiorem nie zwracać na siebie uwagi, Niemcy nie powinni zorientować się, że młodzi ludzie, których tylu na ulicach, to żołnierze Podziemnego Państwa Polskiego. Trudno jednak było to ukryć. Pomimo gorącego lata   chłopcy w szerokich płaszczach, mocnych butach, dziewczęta w ciemnych spódnicach. Uśmiechy, płonące oczy, pod pachą powstańczy ekwipunek, to na razie zamiast opaski informacja mówiąca warszawiakom, kim są i dokąd zmierzają. Przechodnie uśmiechali się do nich, chcieli dodać im siły i wiary. Chociaż tego dnia w tych młodych ludziach wiary było tyle, że mogliby obdarować całe miasto. Na miejscu zbiórki spotkały się wszystkie, dziewczyny z patrolu sanitarnego: Danusia Czapska, Bożena Kalinowska, Basia Roszkowska i Marysia Czapska. Powstania nie przeżyła tylko Danusia. Przed godziną „W” nastroje wśród oczekującej młodzieży były doskonałe. Dziewczęta zajadały pyszne pierniczki podarowane przez chłopców. Niektórzy mieli przedwojenne mundury , albo chociaż elementy wojskowej garderoby, które z dumą zakładali. Najwięksi szczęściarze posiadali nawet broń. Do wyznaczonej godziny pozostało jeszcze trochę czasu, kiedy oczekujący usłyszeli strzały dochodzące z ulicy. To spowodowało zaniepokojenie.
„Do pomieszczenia, w którym czekaliśmy na rozpoczęcie Powstania i rozkazy, wszedł dowódca porucznik »Harnaś«. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest podenerwowany. Byłam odpowiedzialna za patrol sanitarny, dlatego polecił mi rozdanie opatrunków osobistych. Podchodziłam do każdego z chłopców, tak dobrze mi znanych, uświadamiając sobie, że ich życie, nie należy już do nich. Oddali je Ojczyźnie. Patrzyłam w ich uśmiechnięte i życzliwe oczy. Przemknęła mi przez głowę przerażająca myśl – w każdej chwili mogą zamknąć je na zawsze.  Słowa dowódcy: »Jesteśmy rodziną«  były w tej chwili jedyną prawdą. Patrzyłam na chłopców ustawionych w dwuszeregu i myślałam: »Oby Bóg ich strzegł«”.



 KAPITULACJA

Do Powstania szli z ogromną nadzieją i wiarą w zwycięstwo. Chcieli odpłacić Niemcom za pięć lat okupacyjnego koszmaru. Byli gotowi na największą ofiarę, ale nie na kapitulację.  Marysia tak wspomina te ostatnie najsmutniejsze dni: „Od 1 sierpnia byłam wszędzie tam, gdzie walczyła kompania »Grażyna«: na Marszałkowskiej, Towarowej, Grzybowskiej, w kościele św. Krzyża i gmachu policji. Opatrywałam lżej rannych, dostarczałam ich do szpitali, czasem szłam prosto pod kule, czołgałam się  między rozrywającymi się pociskami i padającymi kulami, byle ratować naszych chłopców. Wiedziałam, że oni też by mnie nie zostawili. Pod koniec września nastroje były dziwne, trudne do opisania, panował stan zawieszenia. Zbliżał się najtragiczniejszy i najsmutniejszy moment Powstania – ogłoszenie kapitulacji. Przecież wiedzieliśmy, że to już koniec, byliśmy strasznie zmęczeni, ale kapitulacja? O tym nie chcieliśmy głośno rozmawiać. Ogłoszono ją 2 października. Nie pamiętam swojej reakcji, reakcji kolegów, wyparłam to z pamięci. Zapadła cisza, straszna i złowroga cisza…”.
Dla wszystkich najgorsza była konieczność opuszczenia Warszawy. Większość Powstańców szła do obozów jenieckich. Chociaż myśl o rozstaniu z kolegami bolała, Marysia zdecydowała się wyjść   z ludnością cywilną, bo tylko tak mogła odnaleźć mamę i Danusię. Wierzyła, że obie przeżyły,  że stan siostry się poprawił i obie na nią czekają. Musiała koniecznie zdobyć ubranie, które upodobniłoby ją do tysięcy warszawiaków i nie sugerowałoby jej udziału w Powstaniu, . Następnego dnia po ogłoszeniu kapitulacji poszła na Wilczą, ale tam już nic nie było. Dom został spalony. Udało jej się wejść do ruin piwnicy, w których  znalazła buty. To nic, że były męskie i zdecydowanie za duże. Basia Roszkowska, która wychodziła z wojskiem, ostatnie godziny w Warszawie spędzała z Marysią. Razem były na Wilczej, potem poszły do jej mieszkania, po cywilne ubranie. 
Z Warszawy Marysia wychodziła z trzema innymi Powstańcami. Dwóch z nich znała. Zawsze w najdramatyczniejszych momentach życia zapada w taki stan, który jakby wyłączał ją z rzeczywistości, więc niewiele rejestrowała z tego, co się  działo dookoła. W takim właśnie stanie była, żegnając ukochane miasto. Dlatego niewiele pamięta: morze ludzi, własne stopy w za dużych męskich butach, w które wlepiła wzrok. Tak bardzo bała się patrzeć na to, co zostawia – ruiny, ruiny… Legitymację powstańczą ukryła w bucie.
Szli w kierunku Dworca Zachodniego. Wsiedli do odkrytych wagonów towarowych. Kiedy pociąg ruszył,   zobaczyła bawiące się dzieci, zieloną trawę, niezniszczone zabudowania. Nie mogła uwierzyć, że istnieje normalny świat. W Ursusie pociąg   zatrzymał się. Stał chwilę, ale to wystarczyło. „Uciekamy!”  – krzyknął jeden z jej towarzyszy. Czy to był cud, czy dalej wola walki o przetrwanie? Udało się Marysi wejść na wysoką burtę wagonu, zeskoczyć na tory i   kamienie, przebiec przez nie, potem peron, szczęśliwym trafem tuż przed nią pojawiła się furtka. Słyszała za sobą strzały, ale dobiegła już do gęstych krzaków, w których mogła się ukryć. Przybiegli również chłopcy. Udało się uciec całej czwórce.
Na odpoczynek nie było czasu, Niemcy mogli ich znaleźć w każdej chwili.  Szli przed siebie., Nie sposób było się nie zorientować, kim są i co tam robią.  Ktoś  zaproponował im, żeby weszli do domu i umyli się. Dostali obiad, domowy obiad – ziemniaki, pomidory i nawet mięso. Znowu zdziwienie – ludzie jadają obiady! Rozstała się z kolegami, chciała dostać się do Komorowa do cioci Zosi. Była przekonana, że tam spotka  mamę i siostrę.
Doszła do kolejki EKD. Stały tam kobiety z koszami pełnymi śliwek i chleba, jej ulubionego nałęczowskiego. To był dla niej nierzeczywisty, piękny sen. Stanęła i z szeroko otwartymi oczyma patrzyła.  Handlarka popatrzyła na nią   i spytała: „Pewno jesteś z Warszawy, z Powstania? Chcesz chleb?”.Marysia zdziwiła się, że chleb tak normalnie można kupić. Sprzedająca pokiwała głową i nie chcąc zapłaty, dała jej bochenek świeżutkiego chleba. Najlepszego, jaki kiedykolwiek jadła.
Kolejką dojechała do Komorowa, dotarła do cioci Zosi i, od niej   dowiedziała się, że mama i siostra są w szpitalu.  Zaraz do nich poszła. Najpierw spotkała mamę. Kiedy weszła  do pokoju i zobaczyła siostrę, zrozumiała, że to już koniec. Była przecież sanitariuszką, widziała umierających ludzi. Kilka godzin później Danusia już nie żyła.  
„Ona czekała na mnie. Nie chciała, żeby mama została sama. Wierzyła, że ja wrócę. Rzeczywiście mama ani jednego dnia nie była bez żadnej z córek. Ze śmiercią Danusi zakończyły się moje dni Powstania.”

2 komentarze:

  1. Małgosiu ,znów wzruszyłam się,pamięć o Danusi ,zwłaszcza tego jednego dnia zawsze bardzo przeżywam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że losy Danusi, losy Waszej rodziny wzruszają wiele osób. Naszym obowiązkiem, tych którzy nie przeżyli tego piekła jest zachowanie pamięci, przekazanie następnym pokoleniom.

      Usuń