Kazimierz Radwański "Kazik"
O losach serca
Chopina opowiedział mi profesor Kazimierz Radwański. Jako dziecko i młody człowiek często bywał ze
swoją matką w kościele św. Krzyża. Najchętniej stawał pod filarem, gdzie
znajdowała się urna z sercem Chopina. Wtedy nawet nie przypuszczał, że przyjdzie
taki dzień, kiedy z bronią w ręku stanie w obronie kościoła. „Kazik” razem ze
swoim Batalionem „Harnaś”, kompanią „Grażyna” w sierpniu 1944 roku
brał udział w walkach o kościół Świętego Krzyża
Po zdobyciu kościoła św. Krzyża, pierwsze kroki skierował w stronę filaru, gdzie zawsze była urna z sercem Fryderyka Chopina. Zobaczył wyjęte cegły, a w środku pusto… Dopiero co poznany, młody ksiądz Alojzy Niedziela - który od 1943 roku pracował w kościele św. Krzyża - w kilku zdaniach opowiedział mu co się stało z urną. Całą historię poznał wiele lat po wojnie, kiedy nawiązał bliskie kontakty z księdzem „Alkiem” i przegadali wiele godzin. 1 sierpnia 1944 roku w kościele św. Krzyża nic nie wskazywało, że za godzinę rozpocznie się Powstanie, chociaż księża byli związani z Podziemnym Państwem Polskim i doskonale wiedzieli o niedługim rozpoczęciu. O godz. 16.00 jeden z wikariuszy udzielał ślubu, na organach grał ksiądz „Alek”. Obaj spieszyli się, bo mieli już przydziały, chcieli zdążyć na miejsce zbiórki. W trakcie ślubu, sporo przed 17.00, wokół kościoła wybuchła strzelanina. Nie było możliwości dojścia do ulicy Kredytowej, gdzie był ich punkt zbiorczy. Wszyscy księża i grupa cywilów, w sumie ponad 30 osób, ukryli się w piwnicach tzw. księżówki, plebanii. Parter i piętra zajęli Niemcy. Przebywali tam do 5 sierpnia. Tego dnia wypędzili wszystkich z budynku i pognali pod pomnik Kopernika, gdzie znajdowała się już duża grupy ludzi spędzonych z sąsiednich ulic. Zameldowanych w okolicy, zwolnili. Księży z powrotem wpędzili do piwnicy plebanii. Resztę ludności cywilnej pognali przed czołgami, jako żywe tarcze.
Po zdobyciu kościoła św. Krzyża, pierwsze kroki skierował w stronę filaru, gdzie zawsze była urna z sercem Fryderyka Chopina. Zobaczył wyjęte cegły, a w środku pusto… Dopiero co poznany, młody ksiądz Alojzy Niedziela - który od 1943 roku pracował w kościele św. Krzyża - w kilku zdaniach opowiedział mu co się stało z urną. Całą historię poznał wiele lat po wojnie, kiedy nawiązał bliskie kontakty z księdzem „Alkiem” i przegadali wiele godzin. 1 sierpnia 1944 roku w kościele św. Krzyża nic nie wskazywało, że za godzinę rozpocznie się Powstanie, chociaż księża byli związani z Podziemnym Państwem Polskim i doskonale wiedzieli o niedługim rozpoczęciu. O godz. 16.00 jeden z wikariuszy udzielał ślubu, na organach grał ksiądz „Alek”. Obaj spieszyli się, bo mieli już przydziały, chcieli zdążyć na miejsce zbiórki. W trakcie ślubu, sporo przed 17.00, wokół kościoła wybuchła strzelanina. Nie było możliwości dojścia do ulicy Kredytowej, gdzie był ich punkt zbiorczy. Wszyscy księża i grupa cywilów, w sumie ponad 30 osób, ukryli się w piwnicach tzw. księżówki, plebanii. Parter i piętra zajęli Niemcy. Przebywali tam do 5 sierpnia. Tego dnia wypędzili wszystkich z budynku i pognali pod pomnik Kopernika, gdzie znajdowała się już duża grupy ludzi spędzonych z sąsiednich ulic. Zameldowanych w okolicy, zwolnili. Księży z powrotem wpędzili do piwnicy plebanii. Resztę ludności cywilnej pognali przed czołgami, jako żywe tarcze.
Z piwnicy księża
przechodzili kanałem na rury centralnego ogrzewania do kościoła, żeby odprawiać
Mszę św. Między 8 a 10 sierpnia, kiedy akurat Alojzy Niedziela i dwaj inni
księża byli w kościele, zjawił się oficer niemiecki. Przedstawił się, że jako
kapelanem Wermachtu, Schulze, wielki miłośnik muzyki Chopina. Nie miał
wątpliwości, że za kilka dni w rejonie kościoła, a pewnie i w samym kościele
dojdzie do bardzo ciężkich walk. Chciał tę wyjątkową relikwię Polaków uchronić
przed zniszczeniem. Pytał czy może ją wyjąć i zabrać, obiecał przekazać polskim
władzom kościelnym. Po kilku dniach znowu się zjawił, było z nim kilku
niemieckich żołnierzy. Wyjęli urnę i przenieśli ją do Domu bez Kantów, gdzie
był sztab niemiecki. Dalsze losy serca Chopina ksiądz Alojzy Niedziela poznał z
relacji biskupa Antoniego Szlagowskiego, który w sierpniu 1944 roku przebywał w
Milanówku, internowany przez Niemców za patriotyczną postawę. Niemieccy
oficerowie przyjechali samochodem do siedziby biskupa i zabrali go do Warszawy.
Tam przy włączonych kamerach przekazali mu urnę z sercem Chopina. Niemcom
zależało na wykorzystaniu tego wydarzenia do celów propagandowych. Okoliczności
pokrzyżowały im plany – wysiadł prąd i po kilku chwilach musieli przestać
nagrywać. Biskup Szlagowski zabrał urnę do Milanówka i tam przechował ją do 17
października 1945 roku. Cały kościół św. Krzyża legł w gruzach, ocalał tylko
filar, w którym była umieszczona urna z sercem Chopina.
Ksiądz Niedziela dzięki
swojej dociekliwości poznał również historię niemieckiego kapelana Schulze.
Okazało się, że wykorzystując swój status oficera niemieckiego wielokrotnie
pomagał ludności Warszawy. Wyprowadził grupy ludzi z miasta m.in. siostry szarytki z Tamki, wizytki z Krakowskiego
Przedmieścia. Zginął w czasie sowieckiej ofensywy zimowej.
Ksiądz „Alek” w czasie wysadzania drzwi kościelnych 23
sierpnia, został zraniony w głowę. Kanałem
doczołgał się do zakrystii, ostrzegając Powstańców o niemieckim posterunku z karabinem maszynowym.
Po zakończeniu walk o kościół św. Krzyża i Komendę Policji, został skierowany
jako kapelan na Tamkę. Po upadku Powiśla, wykorzystując doskonałą znajomość
języka niemieckiego oraz używając różnych forteli, a nawet dając łapówki,
wyprowadził z Warszawy do Pruszkowa, a następnie z tamtejszego obozu ponad 100
osób.
Do Warszawy wrócił w lutym 1945 roku i pracował przy odbudowie
kościoła św. Krzyża. Wygłaszał piękne, mocne kazania. Jak się później okazało
wszystkie były rejestrowane przez bezpiekę. Na podstawie spreparowanych dowodów
zatrzymał go urząd bezpieczeństwa. Został skazany na 10 lat więzienia, ale
warunkowo zwolniono go ze wzglądu na stan zdrowia. Jeszcze wiele lat był prześladowany przez
władze komunistyczne.
Ksiądz Niedziela
wielokrotnie prostował „oficjalne”, podawane przez ówczesne władze, wersje
ocalenia serca Chopina, narażając się na szykany i przesłuchania. Przyzwoity
Niemiec i do tego duchowny - zupełnie
nie pasował do polityki komunistycznych władz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz