sobota, 1 października 2016

148. Powstańczy kalendarz. 1-2 października

 Danusia i Marysia Czapaskie
Jadwiga Wysocka z rodzicami i bratem


Tragiczny próg najcięższej decyzji został przekroczony. Nie znajdzie się chyba nikt na świecie, ani w Polsce, ani w Warszawie – kto by ośmielił się powiedzieć, że próg ten przekroczono za wcześnie. Żołnierz Powstania dał z siebie wszystko, co mógłby dać najlepszy żołnierz.
           „Biuletyn Informacyjny”

1 – 2 października 1944 rok, niedziela - poniedziałek
Tymczasowe zawieszenie broni i ewakuacja 8 tys. osób (większość to kobiety i dzieci). Ogólnie ludność pomimo niezwykle ciężkich warunków chce pozostać w mieście tak długo jak Armia Krajowa. Według obliczeń von dem Bacha stolicę miało opuścić w dniach 1 i 2 października, ok. 200-250 tys. osób, tymczasem wyszło ok. 3-4%.
2 października w Ożarowie Mazowieckim toczą się rozmowy w sprawie kapitulacji, kończą się 3 października, około godziny 2.00 w nocy podpisany zostaje honorowy akt o kapitulacji. Przedstawicielami strony polskiej są: Kazimierz Iranek-Osmecki i Zygmunt Dobrowolski, z niemieckiej - Erich von dem Bach. Żołnierze Armii Krajowej zostali uznani przez Niemców za jeńców wojennych, przyznanie zostały im prawa kombatanckie, ludność cywilna miała być natomiast chroniona i traktowana zgodnie z konwencjami wojennymi.

Maria Pajzderska ps. Marysia
2 października rano nie było już wątpliwości. Ogłoszono kapitulację, niewiele pamiętam z tego dnia, tylko tę straszną ciszę. Złowrogą ciszę. Ponurą ciszę.
Musieliśmy zdecydować, czy wychodzimy  z żołnierzami, czy z ludnością cywilną.  Warszawiacy zbyt wiele wycierpieli od Niemców i zbyt wiele widzieli, żeby łatwo uwierzyli w zapewnienia zawarte w umowie kapitulacyjnej: „Z chwilą złożenia broni, żołnierze AK, korzystają ze wszystkich praw konwencji genewskiej z dnia 27 lipca 1929 roku, dotyczących traktowania jeńców wojennych…”. Umowa mówiła też o traktowaniu i ochronie ludności cywilnej: „W stosunku do ludności cywilnej znajdującej się w okresie walk w mieście Warszawie, nie będzie stosowana odpowiedzialność zbiorowa… Żądana przez dowództwo niemieckie ewakuacja ludności cywilnej z miasta Warszawy, zostanie przeprowadzona w czasie i w sposób oszczędzający ludności zbędnych cierpień”.
Bardzo często  brak jakiejkolwiek  informacji o najbliższych i nadzieja, że idąc z ludnością cywilną trafi się na jakiś ślad, odnajdzie najbliższych, decydowały o wyjściu z cywilami. W takiej sytuacji, konieczne było zdobycie cywilnych ubrań. Szukano w piwnicach i w gruzach. Ja też zdecydowałam, że wyjdę z ludnością cywilną. Wygasły we mnie uczucia i zapał, które trzymały nas wszystkich przez te 63 dni. Nie było już „Grażyny”. Na decyzję co robić dalej wiele czasu nie miałam. Myślałam o mamie i Danusi, wiedziałam, że muszę je odnaleźć, wierzyłam, że obie zdrowe i całe są w Komorowie, u siostry mamy. Tylko wyjście z cywilami dawało szansę na znalezienie ich. Wtedy myśl, że nie wychodzę z wojskiem mocno bolała.

Halina Jędrzejewska ps. Sławka
Kiedy doszły nas słuchy o bliskiej kapitulacji, nie chcieliśmy nawet słuchać. Chcieliśmy walczyć do końca. Nie myśleliśmy o głodzie, zmęczeniu, brudzie i czyhającej na każdym kroku śmierci. Nasi koledzy zginęli, a my teraz mamy się poddać…?
Jednak byliśmy wojskiem i to bardzo zdyscyplinowanym. Kiedy przyszedł rozkaz o kapitulacji, wykonaliśmy go.
Po ogłoszeniu kapitulacji mieliśmy oddać broń Niemcom… i oddaliśmy, tę najbardziej zniszczoną. Resztę zakopaliśmy przy ulicy Książęcej.
Dowództwo poinformowało nas, że możemy wyjść albo z wojskiem, albo jako cywile z rodziną. Nie musiałam nawet zastanawiać się. Według wiedzy jaką posiadałam byłam sierotą. Moją rodziną był mój oddział. Wierzyłam, że nic i nikt nas nie rozdzieli.
Edmund Baranowski ps. Jur
W ostatnich dniach września było wiadomo, że to już koniec. Jeszcze przed podpisaniem kapitulacji 30 września spotkaliśmy się z Niemcami na Placu Trzech Krzyży i nastąpiło zawieszenia okresowe zawieszenie broni, kilkugodzinne przerwanie ognia. Zarówno Powstańcy jak i Niemcy patrzyli na siebie ze zdumieniem.
 2 października zakończyło się Powstanie. Został podpisany akt kapitulacji. Stronę polską reprezentowali pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki i podpułkownik Zygmunt Dobrowolski, stronę niemiecką Erich von dem Bach. Odczuwaliśmy żal, ból, rozpacz… Żołnierze i ludność cywilna złożyli tak ogromną ofiarę, a jednak Powstanie upadło. Myśleliśmy o tych, którzy polegli. Płakaliśmy nad ginącą Warszawą. Z drugiej strony czuliśmy ulgę, że nie będzie więcej ofiar.
Wiedzieliśmy, że musimy oddać broń, a bardzo nie chcieliśmy tego robić. Tę lepszą  ze zrzutów zakopaliśmy w kilku miejscach w Śródmieściu.
Każdy przed wyjściem z Warszawy miał wypłacone po 10 dolarów. Dostałem 100 dolarów do podziału z  dziesięcioma kolegami. W takich warunkach trudno było myśleć o rozmienieniu ich tak, żeby każdy dostał swoją część. Poszedłem do znajomego aptekarza, magistra Bukowskiego, który wymienił mi dolary na złotówki. Kolegom oddałem należną im część. Za swój żołd, na działającym bazarze przy ulicy Kruczej kupiłem kurtkę, szalik i trochę słoniny. Było coraz zimniej, a ja miałem tylko mundur strażacki i panterkę.
Jadwiga Wysocka, ludność cywilna
Po podpisaniu kapitulacji ogłoszono, że trzeba będzie opuścić Warszawę. Mama wierzyła, że nas nie wygnają. Miasto zupełnie zniszczone, ani bardziej niszczyć nie trzeba, ani odbudować się nie da.
Jednak na wszelki wypadek rodzice przygotowali dla nas plecaczki, do których włożono najpotrzebniejsze rzeczy, metrykę chrztu i adresy rodziny mieszkającej poza Warszawą. Z resztek otrąb i łoju końskiego mama przygotowała racuszki, które zapakowała do plecaków. W beciku Wandzi ukryte zostały ocalałe kosztowności, pieniądze, ważne dokumenty. Udało się też ukryć spirytus, który mógł być środkiem płatniczym, ale i odkażającym. Byliśmy ubrani w grube płaszcze i ciepłe buty.
Ci, którzy na początku października byli jeszcze w mieście próbowali sobie jakoś organizować życie. Zaczęto nawet gotować obiady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz