wtorek, 8 listopada 2016

154. O jesieni można różnie...


 Jesień w Kazimierzu
 Ruiny Zamku Kazimierza Wielkiego
 Wąwóz Korzeniowy
Wąwóz Korzeniowy


O jesieni można różnie…
Kocham jesień. Zawsze mnie radowała, a  nigdy nie przygnębiała.  Dodawała siły i wyzwalała moc energii. W tym roku przyszła do mnie smutna i melancholijna. „Zagubionej” jesieni postanowiłam poszukać w Kazimierzu Dolnym. Niewielkim miasteczku, liczącym niespełna 2,5 tys. mieszkańców, położonym na prawym brzegu Wisły, w województwie lubelskim. Tutaj o każdej porze roku szukają natchnienia artyści. Ukojenia – stroskani i zmęczeni. Miłosnych uniesień – zakochani.
Odwiedziłam Kazimierz w pierwszy weekend listopada. Pomimo, że to już „przedsionek” zimy, na miejscu przywitała mnie piękna jesienna pogoda.  Słoneczko złociło liście brzóz i klonów. Przyjezdnych było zdecydowanie mniej niż latem. Unikając tłoku i gwaru można poczuć niepowtarzalny klimat i atmosferę tego miejsca. Wielką przyjemność sprawił mi spacer brukowanymi uliczkami przy, których podziwiać można  drewniane domy, piękne kamienice i renesansowe kościoły. Dziesiątki galerii i sklepów z obrazami, ale i drobnymi, nieszablonowymi, wyrobami ze szkła, drewna, gliny.
Jesienny zmrok zapada bardzo wcześnie.  Po długim dniu przyjemnie było usiąść w jednej z wielu małych, klimatycznych kawiarenek i przy dobrej aromatycznej herbacie czy kawie pozwolić sobie na marzenia, które w takim miejscu spełnić się muszą.
Wieczorem uliczki położone trochę dalej od Rynku zupełnie opustoszały. Ledwie świecące latarnie rzucały niewiele światła na pobliskie domy. Szłam po dywanie zeschniętych liści, które szeleściły pod nogami. Dookoła było zupełnie ciemno. Tym bardziej niesamowite wrażenie robiło Wzgórze Zamkowe z podświetlonymi ruinami Zamku Kazimierza Wielkiego i Baszty. 
Szłam wsłuchana w ciszę i zapatrzona w blade światełko padające z góry. Przypominałam sobie legendy z dzieciństwa o zaklętych rycerzach, więzionych księżniczkach i dzielnych królewiczach. O Kazimierzu Wielkim…  Był kiedyś Ktoś, kto w długie zimowe wieczory opowiadał mi o polskim królu, który „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”… Nostalgiczny spacer.
Następny dzień w Kazimierzu wstał szary, mglisty i deszczowy. Kazimierz nawet w czasie takiej pogody był piękny. Wąwóz Korzeniowy – zupełnie magiczny. Szłam jakby pod ziemią, na wysokości moich oczu znajdowały się różnej grubości, fantazyjnie poskręcane korzenie. Trochę przerażające, pobudzające wyobraźnię  i nakazujący respekt przed niezwykłymi cudami przyrody.
Wyjeżdżałam wyciszona z „niedokończonymi przemyśleniami”, zaopatrzona w kazimierzowskie koguciki z ciasta maślanego i z obietnicą, że niebawem tutaj wrócę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz