Bogna Zachert - Okrzanowska, zdjęcie z 1948 roku
Siostra Bogna, zdjęcie współczesne
Wiktor Hugon Zachert - Okrzanowski, ojciec Mirona i Bogny
Czas płynie nieubłaganie. Coraz mniej mamy świadków
wydarzeń z lat 1939 – 45. Przez długie lata komuniści presją
i represjami zamykali im usta. W zapomnienie
odchodzili ludzie. Ocalona i odtwarzana wiedza często jest niepełna,
albo wręcz znikoma.
Kiedy z pomocą siostry Urszulanki Małgorzaty Krupeckiej dotarłam do siostry Bogny Zachert – Okrznowskiej, nie miałam wątpliwości, że poznam niezwykłą historię jednej z warszawskich rodzin. Wychodząc z Szarego Domu przy ulicy Wiślanej, po kilku godzinach rozmowy z siostrą Bogną, byłam wstrząśnięta opowieścią o losach jej bliskich. Szczęśliwa, że to ja pierwsza poznałam je ze szczegółami. Siostra opowiedziała mi o swoim bracie Mironie. Byłam zawstydzona, że nic na jego temat nie wiedziałam – a powinnam. Zapytałam kilku osób interesujących się okupacyjną historią , co mówi im nazwisko – Miron Zachert-Okrzanowski. Miały odpowiedzieć bez „grzebania” w pamięci - nie mogły skojarzyć nazwiska. Zaczęłam szukać w źródłach pisanych… Niewiele było informacji. Wspomina o nim w swoich książkach Barbara Wachowicz, również Cezary Chlebowski w książce „Wachlarz” poświęca mu trochę miejsca. „Szkoda, że żadna z drużyn nie wzięła za swego patrona bohaterskiego „Mirka”. O którym opowiadają Białorusini swoim dzieciom, a nie potrafi o nim powiedzieć ani jeden z pytanych o to „Batoraków” – pisze Cezary Chlebowski. Postanowiłam spróbować Mironowi wrócić zasłużoną pamięć. W książce, która ukaże się w najbliższych miesiącach, jemu poświęciłam jeden z rozdziałów.
Kiedy z pomocą siostry Urszulanki Małgorzaty Krupeckiej dotarłam do siostry Bogny Zachert – Okrznowskiej, nie miałam wątpliwości, że poznam niezwykłą historię jednej z warszawskich rodzin. Wychodząc z Szarego Domu przy ulicy Wiślanej, po kilku godzinach rozmowy z siostrą Bogną, byłam wstrząśnięta opowieścią o losach jej bliskich. Szczęśliwa, że to ja pierwsza poznałam je ze szczegółami. Siostra opowiedziała mi o swoim bracie Mironie. Byłam zawstydzona, że nic na jego temat nie wiedziałam – a powinnam. Zapytałam kilku osób interesujących się okupacyjną historią , co mówi im nazwisko – Miron Zachert-Okrzanowski. Miały odpowiedzieć bez „grzebania” w pamięci - nie mogły skojarzyć nazwiska. Zaczęłam szukać w źródłach pisanych… Niewiele było informacji. Wspomina o nim w swoich książkach Barbara Wachowicz, również Cezary Chlebowski w książce „Wachlarz” poświęca mu trochę miejsca. „Szkoda, że żadna z drużyn nie wzięła za swego patrona bohaterskiego „Mirka”. O którym opowiadają Białorusini swoim dzieciom, a nie potrafi o nim powiedzieć ani jeden z pytanych o to „Batoraków” – pisze Cezary Chlebowski. Postanowiłam spróbować Mironowi wrócić zasłużoną pamięć. W książce, która ukaże się w najbliższych miesiącach, jemu poświęciłam jeden z rozdziałów.
Miron był pierwszym dzieckiem legionisty Wiktora
Hugona i Cecylii Zachart – Okrzanowskich. Urodził się 17 sierpnia 1923 roku.
Rodzice chcieli nadać mu imiona Mirosław Ziemowit, ale ksiądz nie znalazł
żadnych świętych o tych imionach, dlatego zmienił pierwsze imię na Miron. W
domu mówiono na niego Mirek. Po
skończeniu szkoły powszechnej w 1935 roku poszedł do Gimnazjum im. Stefana
Batorego. Od początku nauki w tej szkole był związany z harcerstwem.
Przed wojną zdał małą maturę. Był przybocznym w Drużynie Harcerskiej „Pomarańczarni”. We wrześniu, po wybuchu wojny, organizował swoich kolegów, z którymi chciał stworzyć oddział i pójść walczyć z Niemcami. Przez jego dom przechodziły tłumy chłopców gotowych do walki. To ojciec przekonał go, że jest jeszcze zbyt młody. Wiktor Zachert – Okrzanowski będący oficerem Wojska Polskiego dostał rozkaz ewakuacji Wojskowego Instytutu Geograficznego do Lwowa. Miał zabrać nie tylko ludzi, ale dokumenty, mapy i wszystko to, co potrzebne będzie do funkcjonowania w nowych warunkach. Zakładano, że może zaistnieć konieczność pozostania we Lwowie przez kilka miesięcy, dlatego zezwolono oficerom na zabranie ze sobą rodzin. Miron na znak protestu i gotowości do walki pozostał w mundurze harcerskim. Kiedy 17 września dostali się do sowieckiej niewoli udało się przekonaliśmy go, żeby odpiął wszystkie harcerskie odznaki i mundur zakrył kurtką.
Po powrocie do Warszawy w 1939 roku , prawie natychmiast zaczęli u niego zjawiać się koledzy. Zamknięci w pokoju, godzinami o czymś debatowali.
Co prawda Miron kontynuował naukę na tajnych kompletach i nawet zdał maturę, ale najważniejsza była dla niego konspiracja. W listopadzie 1939 roku na spotkaniu instruktorów i harcerzy 23 WDH zapadła decyzja o kontynuowaniu działalności w podziemiu i uformowaniu podziemnej drużyny harcerskiej. Na jej czele stanęli: Miron Zachert-Okrzanowski i Jerzy Kozłowski. Jego siostra Bogna wspomina jaki udział miał jej brat w akcji zdjęcia niemieckiej płyty z pomnika Kopernika.
„W lutym 1942 roku wieczorem Mirek przybiegł ze swoim kolegą tylko po to, żeby zabrać sanki. Sanki były moje, zapytałam więc, gdzie z nimi idzie. Krzyknął tylko, że zaraz odda, i obaj zniknęli. Faktycznie, niewiele czasu upłynęło, jak wrócili, sanki postawił na dawnym miejscu. Widziałam, że przywieźli coś ciężkiego i zanieśli to do jego pokoju. Nie interesowało mnie to, zapomniałam więc o tym. Minęło trochę czasu od tego zdarzenia, w Mirka otoczeniu doszło do jakiejś wpadki. Osoby znające aresztowanych musiały na jakiś czas zniknąć. Wtedy mama powiedziała mi, że gdyby ktoś pytał o brata, to Mirek wyjechał na leczenie do Zakopanego, ponieważ choruje na gruźlicę. Wiedziałyśmy, że jeżeli ktoś sypnie, Niemcy przyjdą do naszego mieszkania, a jeżeli nie, to za jakiś czas uspokoi się i brat będzie mógł wrócić do domu. Szukając jakiejś potrzebnej rzeczy, weszłam do jego pokoju. Przystawiłam krzesło, chcąc sprawdzić na szafie. Leżało tam coś dużego, ciężkiego i zapakowanego w papier. Zawołałam mamę, obie zdjęłyśmy pakunek i zdrętwiałyśmy! Była to płyta z pomnika Mikołaja Kopernika, o której mówiła cała Warszawa. Z pomnika ściągnął ją Alek Dawidowski, kolega mojego brata. Do nas została przywieziona tego wieczoru, kiedy brat pożyczył moje sanki. Gdyby przyszli Niemcy i znaleźli ją, nic by nas nie uratowało. Mama natychmiast dała znać komu trzeba i płyta została od nas zabrana. Według powojennych informacji, do końca okupacji była na Żoliborzu.”
Przed wojną zdał małą maturę. Był przybocznym w Drużynie Harcerskiej „Pomarańczarni”. We wrześniu, po wybuchu wojny, organizował swoich kolegów, z którymi chciał stworzyć oddział i pójść walczyć z Niemcami. Przez jego dom przechodziły tłumy chłopców gotowych do walki. To ojciec przekonał go, że jest jeszcze zbyt młody. Wiktor Zachert – Okrzanowski będący oficerem Wojska Polskiego dostał rozkaz ewakuacji Wojskowego Instytutu Geograficznego do Lwowa. Miał zabrać nie tylko ludzi, ale dokumenty, mapy i wszystko to, co potrzebne będzie do funkcjonowania w nowych warunkach. Zakładano, że może zaistnieć konieczność pozostania we Lwowie przez kilka miesięcy, dlatego zezwolono oficerom na zabranie ze sobą rodzin. Miron na znak protestu i gotowości do walki pozostał w mundurze harcerskim. Kiedy 17 września dostali się do sowieckiej niewoli udało się przekonaliśmy go, żeby odpiął wszystkie harcerskie odznaki i mundur zakrył kurtką.
Po powrocie do Warszawy w 1939 roku , prawie natychmiast zaczęli u niego zjawiać się koledzy. Zamknięci w pokoju, godzinami o czymś debatowali.
Co prawda Miron kontynuował naukę na tajnych kompletach i nawet zdał maturę, ale najważniejsza była dla niego konspiracja. W listopadzie 1939 roku na spotkaniu instruktorów i harcerzy 23 WDH zapadła decyzja o kontynuowaniu działalności w podziemiu i uformowaniu podziemnej drużyny harcerskiej. Na jej czele stanęli: Miron Zachert-Okrzanowski i Jerzy Kozłowski. Jego siostra Bogna wspomina jaki udział miał jej brat w akcji zdjęcia niemieckiej płyty z pomnika Kopernika.
„W lutym 1942 roku wieczorem Mirek przybiegł ze swoim kolegą tylko po to, żeby zabrać sanki. Sanki były moje, zapytałam więc, gdzie z nimi idzie. Krzyknął tylko, że zaraz odda, i obaj zniknęli. Faktycznie, niewiele czasu upłynęło, jak wrócili, sanki postawił na dawnym miejscu. Widziałam, że przywieźli coś ciężkiego i zanieśli to do jego pokoju. Nie interesowało mnie to, zapomniałam więc o tym. Minęło trochę czasu od tego zdarzenia, w Mirka otoczeniu doszło do jakiejś wpadki. Osoby znające aresztowanych musiały na jakiś czas zniknąć. Wtedy mama powiedziała mi, że gdyby ktoś pytał o brata, to Mirek wyjechał na leczenie do Zakopanego, ponieważ choruje na gruźlicę. Wiedziałyśmy, że jeżeli ktoś sypnie, Niemcy przyjdą do naszego mieszkania, a jeżeli nie, to za jakiś czas uspokoi się i brat będzie mógł wrócić do domu. Szukając jakiejś potrzebnej rzeczy, weszłam do jego pokoju. Przystawiłam krzesło, chcąc sprawdzić na szafie. Leżało tam coś dużego, ciężkiego i zapakowanego w papier. Zawołałam mamę, obie zdjęłyśmy pakunek i zdrętwiałyśmy! Była to płyta z pomnika Mikołaja Kopernika, o której mówiła cała Warszawa. Z pomnika ściągnął ją Alek Dawidowski, kolega mojego brata. Do nas została przywieziona tego wieczoru, kiedy brat pożyczył moje sanki. Gdyby przyszli Niemcy i znaleźli ją, nic by nas nie uratowało. Mama natychmiast dała znać komu trzeba i płyta została od nas zabrana. Według powojennych informacji, do końca okupacji była na Żoliborzu.”
Mirek długo się ukrywał. Z matką i siostrą spotykał
się u ciotki Ireny Kubickiej, mieszkającej przy ulicy Smolnej. Kilka razy mówił
o wyjeździe na wschód. Prawdopodobnie liczył, że tam spotka ojca wywiezionego
przez Sowietów. Któregoś dnia przyszedł ze spakowanym plecakiem, pożegnał się i
wyjechał do Mińska.
Działał w grupach dywersyjnych „Wachlarza”,
skierowanych na Białoruś. Oficjalnie on i jego koledzy zostali zatrudnieni w
niemieckiej firmie. Ich zadaniem było przeprowadzanie akcji dywersyjnych na
zapleczu frontu niemiecko-sowieckiego. Dezorganizowali i utrudniali pracę
Niemcom. Przyczynili się do wykolejenia pociągów, niszczyli linie telefoniczne.
Po jednej z akcji zostali zatrzymani dwaj jej uczestnicy i jeden z nich zaczął
sypać. Aresztowano wiele osób. Mirek chciał na jakiś czas wyjechać. Poszedł
jeszcze do firmy, żeby coś zabrać, a tam czekali już Niemcy i zabrali go razem
z innymi.
Dzięki przekupionym strażnikom udało się nawiązać
kontakt z więźniami, przekazywano w obie strony grypsy. Przygotowywano akcję
ich odbicia, dostarczono do więzienia broń. Atak miał nastąpić z dwóch stron.
Niestety, doszło do zdrady. Przetrzymywanych członków „Wachlarza” zaczęto
torturować. W nocy z 5 na 6 lutego 1943
roku Miron, który w tym czasie posługiwał się pseudonimem Ryszard Maciejewski,
słyszał jęki torturowanych kolegów. Jednym z nich był strażnik „Czarny”, który nie
chciał podać nazwiska więźnia przekazującego grypsy. Wtedy Mirek wziął całą
winę na siebie. Jeszcze tej nocy zginął
zakatowany. Miał 20 lat. Jego ojciec również nie przeżył, został zmordowany
przez Sowietów w Katyniu.